Otrzymałem ciekawy list.
E-mail właściwie.
Czy e-mail jest listem?
Przecież porozumiewając się za pomocą krótkofalówki lub skype`a też padają słowa, ale nikt nie powie, że dzwonimy do siebie...nieważne...
Otrzymałem ciekawy e-mail. Mężczyzna podpisany C.K.W. opisywał trudy przeprowadzki do innego stanu, wyzwania nowego miejsca, tęsknotę za znajomymi z Chicago i prosił o ich publiczne pozdrowienie. Podobno będą wiedzieli o kogo chodzi. Pozdrawiam więc wszystkich w imieniu czytelnika do niedawna z Niles, od niedawna z Oregonu, zwłaszcza tych, którym mówią coś inicjały C.K.W!
Przy okazji dziękuję za podsunięcie tematu, bo tak się składa, że niedawno, czyli kilka miesięcy temu, brałem udział w sporządzaniu listy przeprowadzkowej. To jest takie coś, w czym zapisujemy kolejność i rodzaj działań oraz ich ważność. Na przykład to, że przed spakowaniem szafy dobrze jest wyrzucić z niej niepotrzebne rzeczy. Albo to, że najpierw przewozimy biurko, później długopisy. Wspomniana lista dotyczyła przenosin do Polski, w związku z czym w niczym nie przypominała opisanej przed chwilą, ale to nie ma większego znaczenia.
Proponuję bowiem, byśmy sporządzili listę bazującą na prawach Murphy`ego. Niezorientowanym przypomnę, iż chodzi zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że w każdej sytuacji rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe. Doskonałym przykładem jest powiedzenie: „Jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to zawali się coś innego”. Również podczas przeprowadzki. A więc, z różnych źródeł i własnych doświadczeń proponuję coś takiego:
- niezależnie ile pojemników, pudełek i skrzyń przygotujesz, zawsze ich zabraknie lub okażą się niewłaściwych rozmiarów,
- im więcej osób zapowie pomoc w czasie przeprowadzki, tym mniej ich się pokaże,
- jeśli w czasie przeprowadzki nagle pojawi się potrzeba użycia jakiegoś przedmiotu, na pewno będzie on już spakowany na dnie największego pudełka szczelnie oklejonego taśmą,
- zawsze, ale to zawsze, w czasie przeprowadzki znajdzie się coś, czego szukało się przez kilka lat, podejrzewało o kradzież znajomych lub o wyrzucenie tego czegoś na śmietnik przez współmałżonka,
- przedmioty, które w czasie przeprowadzki zostaną uszkodzone, zawsze są najbardziej wartościowe (nawet jeśli nie są, to po ich uszkodzeniu dociera do nas ich „prawdziwa” wartość, a złość na całe otoczenie nie za granic),
- nawet jeśli od miesiąca panuje susza, to w dniu przeprowadzki prawdopodobnie będzie lał deszcz,
- w momencie, gdy rozpoczynamy pakowanie, znikają: taśma klejąca i nożyczki,
- nigdy nie zdarza się, by jednocześnie wszystko było gotowe: albo my nie zdążymy z pakowaniem przed przybyciem ekipy, albo ekipa spóźnia się, choć my od kilku godzin znajdujemy się w pełnej gotowości bojowej,
- w momencie wnoszenia kolejnych przedmiotów do nowego domu lub mieszkania zaczynamy narzekać na brak miejsca,
- jednym z pierwszych rozpakowanych i gotowych do użycia przedmiotów jest telewizor, do którego pilota przy odrobinie szczęścia znajdujemy najwcześniej po tygodniu,
- mimo wielu prób i włożonego w to wysiłku, nigdy nie uda nam się rozpakować do końca.
Przeprowadzałem się w życiu kilka razy i muszę przyznać, że jest to wyczerpujące zajęcie. Zwłaszcza, jeśli mamy na to niewiele czasu i po drodze mamy schody. Już dawno zaakceptowałem fakt, że zawsze coś zgubię, zniszczę, o czymś zapomnę. Jednak najprawdziwszy jest w moim przypadku punkt ostatni. Do dziś mam kilka nierozpakowanych pudełek po ostatniej zmianie miejsca zamieszkania, mimo iż minęło już kilka ładnych lat. Co w nich jest, orientuję się, ale do końca nie wiem. Na jednym napisane jest: Rafał/drobiazgi. Stoi ono pod biurkiem, nikomu nie przeszkadza i jeszcze nie zdarzyło się, bym tak bardzo czegoś potrzebował lub szukał, by do niego zajrzeć. Kiedyś uchyliłem jedno skrzydło pudełka i ujrzałem na wierzchu kilka dyskietek komputerowych, zeszyt w kratkę, słoiczek ze śrubkami różnych rozmiarów, walkmana firmy Sony i kilka nieopisanych kaset. Co było głębiej, nie dojrzałem. Podejrzewam, iż kilka starych książek, korespondencja z lat młodzieńczych, jakieś pamiątki i upominki otrzymane od innych, pęki kluczy nieznanego dziś zastosowania, etc. Wiem, że pudełko to wędruje ze mną od połowy lat 90. Większość przedmiotów wewnątrz do niczego się już nie przyda, a jak zacznę robić porządki to pewnie zmuszony je będę wyrzucić. A tak za kilka lat może znajdę natchnienie i poprzeglądam zawartość. Może znajdę jakieś stare zdjęcie, po latach będzie miało jeszcze większą wartość. Wczytam się w listy, których treść będzie nowa po tylu latach Może do starego walkmana włożę nowe baterie i wrzucę leżącą obok kasetę. Może zabrzmi dawno niesłyszany głos, może przebijająca się przez szumy piosenka, może będzie to fragment dźwiękowego pamiętnika nagrywanego przed bardzo wielu laty. Nie wiem. Z jednej strony nie mogę się doczekać, kiedy spokojnie przejrzę zawartość, z drugiej wcale mi się nie spieszy. Wiem, że wiele osób to rozumie. Nie wszyscy jednak i z tego też sobie zdaję sprawę. Dla jednych to śmietnik, dla innych skarby. Wspomniane pudełko jest ze mną już od ponad 20 lat i trudno w to uwierzyć, ale z biegiem czasu okrywa je coraz większa tajemnica. Kilka razy słyszałem propozycję, że ktoś za mnie zrobi z tym porządek...ooo, nieee...tę przyjemność pozostawiam sobie. Muszę tylko do tego dojrzeć. Jestem pewien, że będę potrzebował pudełka chusteczek i chwili spokoju.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.