"Wtedy pomyślała, że mimo całej niepojętości życia, my, prawdopodobnie, przechodzimy przez nie pragnąc jedynie powrotu do piekła, które nas zrodziło, i zamieszkania w nim u boku kogoś, kto kiedyś z tego piekła nas wybawił. Próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd płynie ta absurdalna wierność rzeczom potwornym, ale pojęła, że nie ma na to odpowiedzi. Rozumiała tylko, że nic nie jest silniejsze od tego instynktu, który każe nam wracać w miejsca, gdzie zadano nam ból, i powielać tę chwilę przez całe lata. Z tą jedną myślą, że ktoś, kto uratował nas raz, może potem zrobić to na zawsze. W nie kończącym się piekle, takim samym jak tamto, z którego przychodzimy” (A. Baricco, Bez krwi, s.77/78)
Trzy razy o świcie, trzykrotnie w hotelu i trzy razy pod rząd w podobnej, aczkolwiek nieidentycznej, konfiguracji głównych postaci – trzy opowiadania wciągające czytelnika w grę znaczeń, sugestii, antycypacji i retardacji, a wszystko to po to, by zobaczyć pewne, pozornie przypadkowe, sytuacje w odwróceniu.
Na czym to odwrócenie ma polegać? Oczywiście, że na wspomnianej grze w przemienność zdarzeń, które niby są neutralne i przezroczyste, ale w istocie ogrywają znaczącą rolę w kreowaniu pewnego ciągu niekonsekwentnych, ale łączących się niespodziewanie w całość, wydarzeń.
Trzy części zbioru to trzy różne, ale swoiście, bo w detalach i szczegółach, podobne wydarzenia:
„W tle hotelowego lobby po trzykroć spotyka się para bohaterów – Mary Ho Pearson i Malcolm Webster, za każdym razem jednak jest to „spotkanie wyjątkowe, pierwsze i zarazem ostatnie”, jak pisze sam autor we wstępie. W pierwszej opowieści obie postacie mają około czterdziestu lat, w drugiej – ona jest nastolatką, a on przekroczył już sześćdziesiątkę, w trzeciej – Malcolm ma trzynaście lat, a Mary Ho pięćdziesiąt sześć. Przypadek sprawia, że za każdym razem wpadają na siebie, choć nie są kochankami – przynajmniej w potocznym tego słowa znaczeniu, ale ich spotkania zawsze okazują się fatalne: zmieniają bieg życia albo jemu, albo jej, albo obojgu. Chociaż całość przypomina skomplikowaną układankę, [...] większą część tekstu stanowią wartkie i bezpośrednie dialogi, a szczegóły z życia bohaterów objawiają się stopniowo, jak w puzzlach, gdzie kawałek po kawałku dochodzimy do pełnego obrazu. Nie jest jednak powiedziane, że to obraz definitywny, bo Baricco może w przyszłości dołożyć nowe elementy, żeby zburzyć wyobrażenia czytelników i ukształtować je od nowa. [...]” (z: recenzja wydawcy)
W Jeden cała hotelowa przygoda, dosyć dziwna i przytłaczająca raczej toksycznym niż erotycznym dialogiem, wprowadza nas w niezwykle intymne szczegóły życia Malcoma i Mary. Cała złożoność tego, pozornie przypadkowego, spotkania wychodzi na jaw w Dwa, gdy, wprawdzie nie wprost, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa, dowiadujemy się, że wszystko to, co wydarzyło się w Jeden, było zaaranżowane.
W Dwa wydarza się też coś przedziwnego: hotelowy portier, w geście nie do końca zrozumiałej dla czytelnika pewności, co do swych intencji, przekonuje dziewczynę, którą widzi pierwszy raz na oczy, by zostawiła swego chłopaka i jakby tego było mało, pomaga jej w ucieczce.
Dwa, podobnie jak Jeden, jest skonstruowany w oparciu o męczący dla obojga rozmówców dialog, pełen eliptycznych niedomówień i niespodzianych intymności. To właśnie tu dowiadujemy się, że Malcom jest mordercą, który pozostaje na wolności, dzięki warunkowemu zwolnieniu. Spędził trzynaście lat w więzieniu za zabicie lichwiarza. Jak mówi:
„Wychowywałem się w środowisku, w którym ludzie do siebie strzelali. Mój ojciec był księgowym, ale strzelał, gdy zachodziła taka potrzeba. Taki był mój świat. Ludzie się zabijali, tak po prostu”. (s. 69)
W Dwa mamy istotne sugestie, wiążące, nie wprost, ale jednak, wydarzenia w Jeden i Trzy. Jednym z kompletnie niejasnych wątków jest ciąża dziewczyny z chłopakiem, przed którym Malcolm stara się ją uchronić. W Trzy ta tajemnicza sytuacja wraca w niespodziewanym pytaniu człowieka, który był wielką miłością Mary:
„To jest Malcolm, przedstawiła kobieta. Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę. Potem znowu popatrzył na kobietę. Jest mój?, zapytał. Kobieta nie od razu zrozumiała. Czy to mój syn?, powtórzył spokojnie mężczyzna. Kobieta się roześmiała”. (s. 107)
Sytuacja ta nabiera jeszcze dodatkowych znaczeń w bardzo freudowskim fragmencie dialogu, gdy portier i dziewczyna, w swoistym powtórzeniu tego, o czym rozmawiali w Jeden, wracają do konceptu zła, a w zasadzie do elementarnego pytania o zło w człowieku:
„Tak, pasuje, lubię być zła, tak bronię się przed światem, dzięki temu niczego się nie boję. Co jest złego w byciu złym? Mężczyzna zamyślił się na chwilę. Potem odparł, że trzeba uważać, kiedy jest się młodym, bo przez całe życie żyjemy w takim świetle, którym otaczaliśmy się za młodu, choć on nigdy nie rozumiał, dlaczego. Wie jednak, że tak jest. […] Dlatego trzeba uważać na zło, ponieważ w młodości się wydaje, można sobie na nie pozwolić, ale prawda jest inna, że zło to zimne światło, w którym wszystko traci barwę raz na zawsze. Powiedział, że on, na przykład, wyrósł w otoczeniu przemocy i tragedii, i musi przyznać, że z racji całego splotu okoliczności nigdy nie zdołał się uwolnić od tego światła...” (s. 58)
Wspomniana tragedia jest przedmiotem rozmowy w Trzy, gdy trzynastoletni Malcolm opowiada Mary Ho (w istocie Mary Jo, s. 62) o pożarze, w którym spłonęli jego rodzice. Coś, co wygląda na niewyobrażalny absurd, stało się tuż przed jego oczami. Nic dziwnego, że jest przekonany o istotności dziecięcej traumy:
„Dziwne było to, że nie uciekali. Kto? Tata i mama. Nie robili nic, żeby uciec. […] Krzyczeli na siebie nawzajem. Wrzeszczeli. Gdy wszystko się paliło. […] Mój ojciec nie, ale mama była jak pochodnia, w pewnej chwili się zapaliła, ale nawet wtedy nie zaczęła uciekać, stała i się paliła”. (s. 88/89)
Linia łącząca Jeden Dwa i Trzy jest rozpięta niewidocznie, ale domyślnie między tajemnicą splątanych losów tych dwu, zgubionych w tłumaczeniu, osób. W Jeden, Mary jest policyjną agentką, która podstępem zwabia Malcolma do hotelowego pokoju, gdzie zostaje aresztowany, co ma swoje powtórzenie w odwróceniu, gdy już jako bliska emerytury policjantka, ratuje trzynastoletniego Malcolma z opresji skazania na sierociniec i oddaje go w ręce swej jedynej, wielkiej miłości, którą być może jest chłopak z Dwa, z którym była w ciąży, i przed którym to właśnie starał się ją uchronić Malcolm, pracując wtedy jako portier hotelowy, dziwnym trafem, odsiedziawszy trzynaście lat w więzieniu za morderstwo, czyli odkładnie tyle, ile miał Malcom oglądający, jak spalają się jego rodzice w pożarze domu, o którym dowiadujemy się w Trzy. Kto w tym układzie jest kim i dlaczego ta gra w chowanego jest tak bardzo nieoczywista? Bo czas i przestrzeń to kategorie względne i nasze żywota toczą się równolegle w odmiennych rzeczywistościach, o których nawet nie mamy pojęcia, ale które w swym splątaniu mogą nas prowadzić ku nieprzewidywalnym sytuacjom?
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Trzy razy o świcie, A. Baricco, wyd. Sonia Draga, 2019, s. 110.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com