„Ludzie rzadko zdają sobie sprawę, że konsekwencje ich uczynków nigdy nie dotkną wyłącznie ich. Są jak rozchodzące się po wodzie kręgi po wrzuconym do niej kamieniu, które docierają daleko i kołyszą wszystkim, co się na niej unosi. I zanim tafla na powrót się uspokoi i znieruchomieje, mija dużo czasu.
Tylko w przypadku konsekwencji jest istotna różnica.
Tu już nic nigdy się nie wygładzi i nie uspokoi” (Marek Stelar, Przegrana)
Jakim cudem? Otóż zrządzeniem tak zwanego przypadku, który ponoć nie istnieje, ale przecież jakoś jest, czego wszyscy, w mniej lub bardziej drastyczny sposób, doświadczyliśmy. Niby nie ma, a przecież jest – paradoks? Chyba tak. Przekonał się o tym główny bohater nowej powieści kryminalnej Marka Stelara, Ptasznik.
Jest coś potwornego w sytuacji, gdy chwila, dosłownie sekunda, w jakimś momencie naszego życia, może to życie zmienić diametralnie. I to tak drastycznie, że aż przerażająco. O czym mowa?
Henryk Ptasznik alias Heinrich Vogel w obronie własnej, niefortunnie, bo śmiertelnie, wymierza cios w brzuch przeciwnikowi. Ten pada na ziemię, rozbijając głowę o krawężnik. Sytuacja zupełnie niespodziewana, niezamierzona, niechciana i sprowokowana przez ofiarę, ale konsekwencje musi ponieść Henryk, dziecko z bogatego domu, złoty chłopak, rozpieszczony przez matkę i zepsuty przez toksycznego ojca.
Niezrozumiałym biegiem nieprzewidywalnych wypadków, mimo pieniędzy ojca, nie udaje się go wybronić i zostaje skazany na pięć lat ciężkiego więzienia.
Ale to dopiero początek całej historii, którą Stelar buduje w bardzo intrygujący sposób, taki, który czytelnika stawia w ciągłym napięciu, co przecież jest istotą dobrego kryminału czy powieści szpiegowskiej, bo cóż bardziej intrygującego, aniżeli stan niepokojącego zaniepokojenia tym, co wydarzy się za chwilę. I nie musi to być coś potwornego, wystarczy, że w pewnym momencie przerywamy czytanie, by zrobić sobie przerwę na kawę czy herbatę, by trochę ochłonąć i dać sobie sekundę wytchnienia w maratonie różnych zagrożeń, jakie walą się na bohaterów owych opowieści.
Stelar bardzo umiejętnie dawkuje napięcie w swojej opowieści, bo nie ma tam pościgów, równoległego montażu, a czy raczej równoległej narracji, gdy my już wiemy, gdy już zdajemy sobie sprawę, co może się przydarzyć bohaterowi, a on jeszcze tego nie wie.
Ptasznik to historia zbudowana na traumie, która jest konsekwencją owego przypadkowego, aczkolwiek uznanego przez sąd za celowe, zabójstwa. Główny bohater to postać zawieszona pomiędzy Polską, a Niemcami, w pełni dwujęzyczna, która ponosi konsekwencje znalezienia się w nieodpowiedniej chwili, w nieodpowiednim miejscu.
Więzienie jest dla niego czymś skrajnie traumatycznym, aczkolwiek zbiegiem różnych okoliczności i niejasnych koneksji matki, udaje mu się uniknąć tego, co najpotworniejsze, czy gwałtów i przemocy fizycznej, a to dzięki kolejnej, istotnej dla całej opowieści postaci, niejakiego Miszy – totalnego psychopaty.
Miło mieć w kryminalnej historii psychopatę, bo to zawsze podkręca atmosferę, głównie dlatego, że nigdy nie wiadomo, co mu wpadnie do zdegenerowanego umysłu. A Miszy wpadają różne pomysły, co pcha całe opowiadanie do przodu w znaczący sposób.
To on jest przecież zaczynem, żeby nie powiedzieć spirytus movens, całego, nie super, ale jednak skomplikowanego zamieszania, w które zostaje wplątany Henryk. To zresztą jest dość ciekawy, aczkolwiek niezbyt wyraźnie rozbudowany wątek konsekwencji, z jakimi muszą się nosić ci, którym przyszło spędzić w więzieniu parę lat. W więzieniu, czyli celi o niewielkich wymiarach, śmierdzącej odchodami i niemytymi ciałami facetów, z których wielu jest psychicznie rozchwianych, w związku z tym nigdy nie wiadomo, co jednemu, czy drugiemu psycholowi może strzelić do zdegenerowanej głowy. Nieustanne napięcie, klaustrofobiczne ograniczenia przestrzeni, brak elementarnej intymności, to tylko niektóre elementy traumy, której doświadczył Henryk. Z tą traumą musiał sobie jakoś radzić po pięciu latach odsiadki, dlatego kupił łódź, by kompletnie odseparować się od ludzi i świata – ale jak wiadomo cudów nie ma i taka decyzja skazana jest na niepowodzenie, szczególnie jeśli ojciec i wuj uwikłani są w niejasne interesy, z nielegalnym handlem bronią włącznie.
Cała akcja rozgrywa się współcześnie, mamy zatem echa wojny Rosji z Ukrainą, rozgrywki obecnych i rozwiązanych tajnych służb z niemiecką Stasi włącznie. Mamy w tekście powieści podaną datę skazania Henryka, a jest to 18 stycznia 2003, jeśli dodamy pięć lat odbytej kary, to nietrudno skonstatować, iż akcja toczy się po roku 2008 w dwu krajach i w różnych konfiguracjach zależności biznesowych. Umiejętnie poprowadzona intryga skupia się na jednym tylko wydarzeniu z przeszłości, przypadkowo nagranym na kasecie filmowej, wtedy określanej skrótem VHS.
Tu wracamy po raz kolejny to tego, co nazywa się przypadkiem, a co może być niesamowicie brzemienne w skutkach, których konsekwencje są zwykle tragiczne.
Stelar wraca tu po raz kolejny to tego, co niby wszyscy wiemy, ale co zawsze stawia nas w stuporze zdziwienia: jedna chwila jest w stanie przewrócić czyjeś życie do góry nogami i to raczej bezpowrotnie.
Poszukiwania owej taśmy VHS to kolejny motyw niepędzający akcję tego kryminału, w którą wchodzi wyprawa do Berlina i Monachium, a wszystko to w jakiejś zależności od informacji dzielonych z Iwoną Banach, policjantką biura śledczego, z którą Henryka łączy wiele, w tym seks.
Ona zresztą jest też ofiarą przypadkowej, niefortunnej akcji, w którą została wplątana, a która zrujnowała jej życie we wszystkich możliwych sprawach. Cały ten układ między nimi to zresztą najsłabsza strona powieści, momentami kompletnie niewiarygodna i irytująco romansowa, ale nic, jak powszechnie wiadomo, nie jest perfekt, zatem powieść Stelera też taka nie może być, w końcu nie oczekujmy cudów, nawet od autora, który ma na swoim koncie ponad dwadzieścia opublikowanych kryminałów.
Ale wróćmy do Ptasznika, który to tytuł jest nie tylko przywołaniem oryginalnego nazwiska Henryka, ale również fenomenalnego tatuażu, który na jego plecach wykonał Rubens, król fałszerzy w celi, którą dzielili.
Oczywiście Ptasznik to nie jest kryminał analizujący filozoficzne czy jakiekolwiek inne aspekty kategorii przypadku. To historia powiązań różnych ludzi, którym przyszło jakoś się kiedyś spotkać, a potem ponosić tych spotkań konsekwencje. Mamy zatem sfingowany zamach na ojca Henryka, milionera, który ginie w spalonym helikopterze, zabójstwo wuja, morderstwa i spaloną łódź Henryka – jednym słowem wydarzeń budujących ekscytującą akcję nie brakuje. Co najważniejsze, wszystko w tym kryminale dzieje się w taki sposób, iż trudno się od tej książki oderwać. Marek Stelar ma talent do kreowania historii trzymających czytelnika w napięciu, od pierwszej do ostatniej strony, przy jednoczesnym, niezbyt wyrafinowanym i raczej spłaszczonym żonglowaniu charakterami bohaterów powieści. To zresztą kolejna, nie najmocniejsza strona Ptasznika. Podział na dobrolców i niedobrolców jest ponad miarę oczywisty, a postać Henryka Ptasznika alias Heinricha Vogla aż nazbyt kryształowa, co w świecie kryminału może trochę dziwić, biorąc pod uwagę, że rzeczywistość niekryminalna, o ile taka istnieje, jest zdecydowanie bardziej szara niż czarno-biała.
Ptasznik, Marek Stelar, wyd. Filia, 2024, s. 351.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com