„Jeśli życie czegoś mnie nauczyło, to że zło nie dyskryminuje nikogo ze względu na wiarę”.
Zło jest nie tylko w tak zwanych „rejonach niedostępnych”, czyli na pograniczu Afganistanu, Pakistanu i Iranu, gdzie dzieje się akcja powieści, którą po dziesięciu latach pisania, opublikował Terry Hayes. Zło jest wszędzie tam, gdzie jest człowiek, bo dziwnym zbiegiem pomyłek w dziele stworzenia, to właśnie człowiek, obojętne czy z szarańczą wytatuowaną na plecach, czy też bez tatuażu, nie może powstrzymać się od złego. Jest coś zadziwiająco oczywistego i przerażającego w eksperymencie stanfordzkim Philippa Zimbardo, które to doświadczenie bezdyskusyjnie udowadnia i brutalnie odsłania naszą naturę naznaczoną Tym, który niesie światło – co za głęboko absurdalna i uderzająco ambiwalentna sytuacja.
Pisze o tym i doświadczalnie dokumentuje profesor Philip Zimbardo w swej fundamentalnej pracy zatytułowanej „Efekt Lucyfera”, wyjaśniając porażający aspekt piekła, jaki wszyscy w sobie nosimy, a jaki uaktywnia się dopiero, gdy znajdziemy się relacji z drugim (innym).
/W eksperymencie aż jedna trzecia strażników znajdowała przyjemność w znęcaniu się nad więźniami, choć żaden test nie wykazywał wcześniej u nich skłonności do sadyzmu. Czy nie można stracić wiary w człowieczeństwo?
– Szwajcarskie badania nad mową nienawiści pokazały, że poniżanie kogoś może pobudzać tzw. układ nagrody. Zło i dobro bywają równie pociągające. Zimbardo określił nagłą przemianę człowieka pod wpływem sytuacji „efektem Lucyfera”. Co ciekawe, nawet on sam, profesor psychologii, świadomy badacz, dał się ponieść i przyjął rolę naczelnika więzienia w eksperymencie i prawdopodobnie eskalował pewne zachowania. Nawet on poddał się temu złemu duchowi, który czyha za kołnierzem.
Jaka przynęta działa na tego Lucyfera, by się wychylił zza kołnierza?
– Często ludzie robią różne okropieństwa, bo oczekują nagród. Co ciekawe, badania pokazały, że łatwiej jest ludzi skłonić do złego, gdy nagrody będą niewielkie. Mają wtedy poczucie wykonywania jakiejś szlachetnej „misji”, a nie „pracy tylko dla kasy”. Równie skutecznie można ludzi skłonić do złego techniką „stopy w drzwiach” – najpierw prosimy o drobną przysługę, np. o kwestowanie na rzecz organizacji, i ta osoba się zgadza, bo to w końcu drobiazg. Potem zwracamy się z prośbą o coś ciut tylko większego, np. o znalezienie kogoś, kto dołączy do naszej sprawy – i wtedy znowu trudno odmówić, skoro ktoś zgodził się już wcześniej. Drobne działania budują w ludziach przekonanie, że robią coś istotnego. I tak krok po kroku, prosząc o coraz więcej, z czasem można skłonić bliźniego do morderstwa lub samobójstwa w imię szalonej idei. Tak działały np. niektóre sekty w USA. […]
Jak bardzo ulegamy autorytetom?
– Eksperyment Stanleya Milgrama, wcześniejszy o dekadę od Zimbardo, pokazał, że bardzo. Kiedy autorytet mówi: „Musisz zaaplikować porażenie prądem nieznanemu człowiekowi”, to aż 63 procent badanych aplikuje najwyższe napięcie, jakie jest na skali – 450 woltów! Gdyby nie fakt, że w przewodach nie płynął prąd, ciało aktora, który grał ofiarę, uległoby zwęgleniu.
Co różniło te 63 procent gotowych zwęglić człowieka dla swojego „wodza” od pozostałych?
– Nic. Testy i badania nie wykazały żadnych różnic osobowości. Chcielibyśmy znać jakiś jeden czynnik, który o tym decyduje, ale – jak pokazał Zimbardo – takiego jednego czynnika nie ma. Wyzwalaczem jest sytuacja i jej moc. Również moc propagandy wykorzystywanej przez autorytet. (Lucyfer w każdym z nas, M. Jamkowski rozmawia z Konradem Maje, Newsweek, nr 21/2016)
Obydwa eksperymenty nie pozostawiają złudzeń co do istoty tego, co Hannah Arendt nazwała zatrważająco „banalnością zła”, które może być motywowane posłuszeństwem, albo poczuciem misji, na przykład religijnej.
Terry Hayes zarówno w swym wcześniejszym, zupełnie genialnym, Pielgrzymie, a teraz w nowo wydanym Roku szarańczy, szczegółowo opisuje różne akty torturowania, poniżania, mordowania i zadawania cierpienia, motywowanego religijnym fanatyzmem. Fundamentalizm religijny, bezrefleksyjny i pozbawiony z natury swej jakiejkolwiek racjonalizacji jest w stanie przekraczać wszelkie granice w sianiu strachu i nienawiści – co znaczące, mechanizm ten nakłada się na jakąkolwiek religię, bez wyjątku.
„Terry Hayes skłania nas do refleksji nad moralnością konfliktów, etycznością zachowań ludzkich w przypadku jednostek oraz całych społeczeństw, a także nad rozwojem coraz doskonalszych broni i sposobów prowadzenia wojny, które nieoczekiwanie mogą się obrócić przeciwko swym twórcom. Powieści Terry’ego Hayesa to literatura przerażająca w swoim realizmie i zapierająca dech w piersi. W Roku szarańczy czeka nas spotkanie z czystym złem, które gęstnieje i mrocznieje z każdą stroną. Wyrafinowane, misterne intrygi zanurzone w świecie służb bezpieczeństwa, z muzułmańskim fanatyzmem w tle, spina emocjonująca klamra, a gdy frapujące wątki zaczynają się ze sobą łączyć, niosą czytelnikowi katarktyczną przyjemność”. (za: Marianna Mokoszyło, w: Portal kryminalny)
Sceny tortur w Roku szarańczy, powieści przecież z gruntu szpiegowskiej, osadzonej w realiach tajnych działań CIA w walce ze światem muzułmańskiej ortodoksji, są niesłychanie szczegółowo opisane. Wyraźnie widać, iż autor miał dostęp do wielu tajnych dokumentów i nagrań pokazujących sceny egzekucji czy tortur, ponieważ ich obrazowość i dosłowność są uderzające. Niektóre wręcz zakrawają na - ocierające się o mitologiczny czy baśniowy wymiar, niczym historie Olimpu czy Braci Grimm – symboliczne przypowieści, prosto z gabinetu doktora Freuda. Takim przypadkiem jest mroczna scena skazania morderców ojca Al-Tundry na powolne konanie w paszczach wilków. Niebywała, wręcz filmowa dosłowność całej sytuacji, nabiera dodatkowych znaczeń, gdy uświadomimy sobie, że całą akcją kierują dzieci, nauczone życia w skrajnie trudnych warunkach syberyjskich i to właśnie oni, dwaj bracia, dokonują egzekucji złodziei kłów, czy raczej ciosów, mamucich. Pierwsze rozstawiając sidła na niedźwiedzie, a potem zostawiając ofiary wilkom na pożarcie.
Cała ta głęboko freudowska historia daje nam tło dla późniejszych działań Al-Tundry, czyli Romana Kazinsky’ego, bojownika i przywódcy Armii Czystych. Czy fonetyczna identyczność z nazwiskiem innego terrorysty, Teda Kaczyńskiego jest tu kompletnie przypadkowa i niezamierzona?
Znacznie mniej metaforyczna, aczkolwiek niepozbawiona zupełnie symboliki, tym razem religijnej, jest scena ukrzyżowania tajnego agenta, lokalnego współpracownika CIA. Oglądana z dystansu oczami głównego bohatera, Kane’a Ridley’a robi wstrząsające wrażenie, tym bardziej, że dotyczy zemsty na współplemieńcu, a nie białym niewiernym. Przy okazji dostajemy szczegółowy opis na czym polega cierpienie zadane ukrzyżowanemu:
„Ukrzyżowanie to coś więcej niż egzekucja, to raczej tortury zakończone śmiercią. Ta spopularyzowana przez Rzymian praktyka pomyślana była w taki sposób, by ból skazańca trwał całymi godzinami, a czasem i dniami. Ciężar ciała przybitego gwoździami do krzyża sprawiał, że dłonie i stopy wykrzywiały się spazmatycznie na kształt szponów. Umęczona ofiara odwadniała się szybko, a grawitacja nieubłaganie wciskała narządy wewnętrzne w przeponę. […] Gdy skazany nie może już zaczerpnąć tchu, umiera”.
Podobnie okrutną śmierć Kazinsky przygotował dla Kane’a Riddley’a i Laleh, która przypadkowo wplątana w tajną akcję, zgodziła się na udział w niej za obietnicę dostania telefonu komórkowego. Mieli umrzeć przymocowani do pali, w oczekiwaniu na wody przypływu, które powoli pozbawiały ich możliwości złapania oddechu. Po raz kolejny, wyrafinowana tortura oparta na zadawaniu czepienia przez powolne uduszenie, jest detalicznie opisana i stanowi jeden z istotnych elementów akcji, skupiających w sobie wiele wcześniejszych i późniejszych wątków.
No cóż, „Jeśli życie czegoś mnie nauczyło, to że zło nie dyskryminuje nikogo ze względu na wiarę”.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Rok szarańczy, Terry Hayes, rzekł. Maciej Szymański, wyd. Rebis, 2024, s. 736.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com