„Prawdziwym problemem jest to, że każda linia jest linią łamaną. Cofasz się po własnych śladach, a i tak wszystko jest nieznajome. Więc zawracasz i ruszasz znowu, ale masz ten sam problem, tyle że w drugą stronę. Każda linia świata jest nieciągła, a cezura rozwidla pustkę, która jest bezdenna. Każdy krok przekracza śmierć”. (Pasażer)
Stella Maris opiera się na bardzo nośnym literacko koncepcie rozmowy terapeutycznej. Nadzwyczajnie zdialogizowana powieść, o ile można tak nazwać ten tekst, bo gdzie akcja, gdzie mnogość wątków pobocznych, gdzie wydarzenia, które stanowią istotę gatunku? Stella Maris dzieje się tylko i wyłącznie w rozmowie terapeuty z pacjentką, a ponieważ jest ona nadzwyczajnie inteligentna i nad wyraz błyskotliwa, dialog jest zachwycającą i inspirującą podróżą po tym, co istotne w nauce, filozofii, matematyce, muzyce i tym wszystkim, co stanowi o istotności kultury.
Gdyby nie literacki chwyt, wykorzystujący format terapii psychoanalitycznej, na którą to zresztą Alicia zgłasza się dobrowolnie, powieść Cormaca McCarthy’ego byłaby nie do zniesienia w swej pretensjonalności, a tak jest fantastycznie inspirującym źródłem informacji o tych myślicielach i tych ideach, które stanowią o naszej kulturowej tożsamości.
Na wszelki wypadek wyjaśnijmy, że Stella Maris „to bezwyznaniowy zakład i hospicjum dla pacjentów z zaburzeniami psychicznymi” (s.5), a wszystko dzieje się w Wisconsin w roku 1972. Dodajmy też dla porządku, iż Stella Maris ma mnóstwo znaczeń, ale główne skupia się w powiązaniu tej nazwy z postacią Maryi, Matki Jezusa i jest często używane w kontekście Maryi jako przewodniczki lub opiekunki morskich marynarzy i żeglarzy. Jest to symbol pocieszenia i wsparcia dla tych, którzy ryzykują swoje życie na morzu, dlatego Maryja jest nazywana "Gwiazdą Morza", która prowadzi ich bezpiecznie przez trudne wody. Ten element przewodnictwa i opieki nabiera szczególnego wymiaru w kontekście ostatnich zdań powieści:
Nasz czas chyba dobiegł końca.
Wiem. Proszę wziąć mnie za rękę.
Wziąć za rękę? Tak, Chciałabym.
Dobrze. Dlaczego?
Bo ludzie tak robią, gdy czekają na koniec czegoś.
Stella Maris i Pasażer uzupełniają się wzajemnie postaciami bohaterów i wspólnymi wątkami, można je czytać w dowolnej kolejności, aczkolwiek zaczynając od Stalla Maris, unikniemy pewnych zawirowań w chronologii. Mimo widocznych podobieństw są to jednakowoż teksty znacznie różniące się od siebie. Jeśli Stella Maris dzieje się tylko i wyłącznie pomiędzy osobami dialogu, który jest absolutnie fundamentalny w budowaniu wyższych sensów znaczeniowych, to Pasażer kreuje te sensy już w bliższy dla tradycyjnej powieści sposób. Mamy tu znacznie więcej postaci i różne wydarzenia skupiają się na tajemnicy, która śmiało mogłaby być elementem powieści sensacyjnej. Wszystko zaczyna się wprawdzie od stosunkowo zużytego literacko i filmowo motywu zagubionego samolotu z trupami pasażerów w środku, ale to oczywiście tylko pretekst do rozprawy i zupełnie czymś innym.
Gdzie ten motyw się już pojawiał i skąd jest on tak dobrze znany? Przynajmniej z dwu różnych źródeł. Szalenie intrygująco i znakomicie zrealizowany w serialu Zagubieni motyw ten konstruuje całą historię rozbitków na przedziwnej, tajemniczej wyspie. Zadziwiająco nieoczekiwane wydarzenia, które towarzyszą tym, którzy przetrwali katastrofę, spowodowały, że serial wszedł do kanonu i jest jedną z kultowych produkcji telewizyjnych.
„Serial ‘Zagubieni’ przedstawia losy 48 ocalałych w katastrofie lotniczej pasażerów lotu 815 z Sydney do Los Angeles, którzy trafiają na tropikalną wyspę. Każdy z nich skrywa mroczną historię i tajemnice. Liderem grupy zostaje doktor Jack Stephard, który udziela pomocy rannym. Szybko okazuje się, że wyspa nie jest zupełnie opuszczona - nie są oni jedynymi ludźmi, którzy się na niej znaleźli. Rozbitkom zagrażają nie tylko dzikie zwierzęta, ale i oni sami - łącząc siły, dzielą się na grupy, gdyż nie wszyscy są w stanie zaufać innym”. (za: Spider’s Web)
Swoistego rodzaju kontynuacja tegoż pomysłu została z kolei zrealizowana przez Andrésa Ibáñeza w powieści „Lśnij, morze Edenu”. Jak napisano w jednej z recenzji, jest to: „wielowątkowa, zręcznie napisana powieść, swoisty miks ‘Dzikich detektywów’ Bolaño, ‘Władcy much’ Goldinga, ‘Burzy’ Szekspira i… serialu ‘Zagubieni’”.
Książka otrzymała Premio Nacional de la Crítica, a jej autor Anders Ibanez jest uważany za najlepszego pisarza swojego pokolenia w Hiszpanii. Lecący z Los Angeles do Singapuru samolot pasażerski rozbija się pośrodku Pacyfiku, a dziewięćdziesięcioro pozostałych przy życiu rozbitków trafia na z pozoru bezludną rajską wyspę, gdzie na pozbawionych kontaktu ze światem zewnętrznym nieszczęśników czyhają najprzeróżniejsze tajemnicze niebezpieczeństwa. Wśród ocalałych są przedstawiciele różnych narodów, zawodów i stanów. Narratorem opowieści jest hiszpański kompozytor Juan Barbarín, zamieszkały w Stanach Zjednoczonych miłośnik muzyki romantycznej i kobiet. Autor w mistrzowski sposób snuje opowieść o świecie pogrążonym w kryzysie i proponuje nową ścieżkę, która rodzi się z muzyki i milczenia”.
To jednak tylko przypadkowe skojarzenia i podobieństwa, które do samego tekstu Pasażera mają się raczej luźno. Motyw zaginionego samolotu, w powieści akurat niewielkich rozmiarów, i pasażera, który powinien być w środku, ale go nie ma, to oczywiście tylko pretekst do rozważań o wszystkim tym, co już znamy ze Stella Maris, ale w odwróceniu, bo Pasażer daje mam inny punkt spostrzegania spraw i rzeczy, które niby już znamy ze Stella Maris, ale jak się okazuje – niekoniecznie.
O czym zatem jest Pasażer, ostania powieść autora Drogi, Krwawego południka, czy Kraju nie dla starych ludzi?
No cóż zacznijmy od cytatu, który wiele wyjaśnia i wiele zasłania:
„Western w pełni rozumiał, że swoje istnienie zawdzięcza Adolfowi Hitlerowi. Że mocami historii, które wplotły jego niespokojną egzystencję w gobelin życia, są Auschwitz i Hiroszima, siostrzane wydarzenia, które na zawsze przypieczętowały los Zachodu”. (s. 225)
Ten szokujący, jak na powieść o zatopionym samolocie, fragment, wymaga rzecz jasna osadzenia w kontekście obu powieści. Przypomnijmy:
„W 1980 roku trzydziestosiedmioletni Bobby Western ma za sobą karierę kierowcy rajdowego i wciąż nie może pogodzić się z utratą ukochanej siostry oraz śmiercią ojca, uczestnika Projektu Manhattan. Pracując jako nurek głębinowy zostaje wezwany na miejsce katastrofy wartego trzy miliony dolarów niewielkiego samolotu. Odkrywa brak czarnej skrzynki, torby pilota i ciała jednego z pasażerów. Ktoś musiał być tu wcześniej. Co dziwne, media milczą o wypadku, mieszkanie Bobby’ego zostaje przeszukane, a konto bankowe zablokowane. Agenci federalni depczą mu po piętach. W co się wpakował? Czy ta sprawa ma coś wspólnego z zawikłaną historią jego rodziny?
Czym jest nasza rzeczywistość? Sensacyjna fabuła wciąga nas w znacznie bardziej skomplikowaną intelektualną grę. Thriller, powieść egzystencjalna, mroczny dramat o uwikłaniu w miłość oraz dziedzictwie winy, któremu patronują Szekspir i greckie mity”. (z recenzji wydawnictwa)
Przenikanie się wątków obu powieści, mroczności erotycznych doświadczeń, nadzwyczajne talenty rodzeństwa ocierające się o genialność, obezwładniająca znajomość najważniejszych myślicieli i konceptów intelektualnych, tajemnica dokonań ojca zaangażowanego w budowę bomby atomowej, zatopiony samolot, zaginiony pasażer – po co, dlaczego, w jakim celu?
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Pasażer, Cormac McCarthy, przeł. R. Sudół, WL, 2023, s. 268.
Stella Maris, Cormac McCarthy, przeł. R. Sudół, WL, 2023, s. 267.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com