02 lipca 2024

Udostępnij znajomym:

„Patrząc na unoszące się na wodzie sztuczne ognie, Izumi przypomniał sobie różne kwiaty, które stały w wąskim wazoniku w ich małym domu. Tulipany, kosmosy, hortensje, słoneczniki, gerbery, margerytki, kamelie, róże oraz kwiaty rzepaku. Zanim zdążyli się zorientować, usychały i traciły swój kolor, pozostawiając tylko niejasne wspomnienie swojego piękna”. (s. 224/225)

„Sami bowiem nieodwracalnie wyjaławiamy każdy moment naszego istnienia. Żywe procesy zamieniamy w mechaniczne przebiegi, których sensu nie tylko nie próbujemy zrozumieć, ale nawet nie domyślamy się, że jest w nich coś, co może domagać się uwagi, co zdumiewa i co odsłania przed napiętą świadomością zapoznane święto istnienia skryte w tajemnicach zdarzeń elementarnych”. (Szczeliny istnienia, Jolanta Brach-Czaina)

Sto kwiatów to jest i nie jest powieść o kwiatach. Dlaczego? Fragment z niezwykłego eseju „Szczeliny istnienia”, Jolanty Brach-Czainy daje temu wyjątkowo trafne wyjaśnienie. Genki Kawamura napisał powieść, której świat przedstawiony dzieje się w trzech poziomach narracyjnych: pierwszy, w którym skupia się akcja, to relacja matki (Yuriko) z jej synem (Izumi). To tu właśnie rozwija się wszystko, co istotne dla zbudowania opowieści, ale jest też druga, mniej zasadnicza warstwa, opisująca zawodowe zaangażowanie Izumy i jego żony (Kaori) w promowanie nowych talentów na rynku muzycznym. Trzeci wymiar powieści sprowadza się do przytoczenia pamiętnika - dziennika matki, który pozwala nam, przynajmniej w zarysie, zajrzeć w intymne rejony jej życia.

Tekst Genki Kawamury opowiada o relacji matki z synem w sytuacji zapominania. Yuriko cierpi bowiem od pewnego nieokreślonego momentu na rozwijającą się dramatycznie i nieubłaganie demencję. To właśnie ta choroba sprawia, że powieść stawia nas w powiewie elementarnych pytań o to, co ważne w życiu naznaczonym utratą pamięci, a przez to utratą osobowości, czy raczej tożsamości.

Śledzimy wydarzenia z ich życia, na które składały się banalności takie jak wspólne posiłki, zakupy, zmiany domu, ustawianie kwiatów w wazonie czy przygotowywanie ulubionych potraw. Ale mamy też niejasną, zaciemnioną stronę ich wspólnego życia. Nic nie wiemy o ojcu Izumy. Yuriko wychowuje go sama i jest niezwykle kochającą, rozumiejącą matką, która jednakowoż nie waha się porzucić go z dnia na dzień i zostawić na pastwę losu, zupełnie samego. Poza tym, dzięki literackiemu zabiegowi z przytoczeniem dziennika Yuriko, mamy wgląd w roczny jej romans z naukowcem zajmującym się budową statków (Asaba).

To zapętlenie pewnych wydarzeń sprawia, że choroba matki staje się dla syna sposobem na przeglądanie pamięci, czyli tego, co i w jaki sposób konstruuje ich wzajemne współistnienie.

Nie jest to przecież powieść jedynie o zmaganiu się z nieuleczalną demencją, ale też tekst o graniu życiowych ról: matki, syna, kochanki, pracownika, męża, czy jakichkolwiek innych, wyznaczonych przez społeczne regulacje.

Nie zawsze przecież potrafimy być dobrymi aktorami i często mylimy tekst przyjętej przez nas, czy naznaczonej nam roli, albo go po prostu zapominamy. Co istotne, mimo że nie możemy już tych pomyłek naprawić, bo życie to nie próba generalna, ale raczej teatralna premiera, to od nas jedynie zależy, jak z tych zapętleń życiowych pomyłek wybrniemy. Zupełnie jak na scenie rzeczywistego teatru. Albo znajdziemy dobrego suflera, albo też siłą swej osobności przerobimy pomyłkę w coś niezauważalnego. Czy to jednak możliwe w rzeczywistym życiu? Rzecz jasna, że nie. Sto kwiatów pokazuje ten problem z różnych perspektyw. Zarówno matki, która porzuca swe dziecko dla człowieka, który jest jej bezdyskusyjną miłością i syna, który nigdy jej tego nie wybaczył. Dlatego też obydwoje nie znoszą zupy miso. Śmieszne? Tylko na pierwszy rzut oka. Gdy matka wróciła do domu po roku czasu romansowania, jak gdyby nigdy nic, wzięła się do gotowania zupy miso:

„Wróciło życie z matką, bez żadnych zmian. Poza jedną rzeczą. Tego dnia Izumi nie potrafił wziąć do ust miso, Yuriko też nie tknęła swojej miseczki. Wtedy właśnie oboje przestali jeść tę zupę”. (s. 207)

Zupa miso, pojedynczy kwiat w wąskim wazonie, gulasz wołowy z ryżem, omlet tamagoyaki, „ramki do zdjęć, ryżowar, książki, wazon i fortepian” (s. 244), zeszyty z nutami, liczne pamiątkowe zdjęcia, bilety na koncerty, wisiorek z perłą – zwykła banalność rzeczy – czyli to, co stanowiło o istocie życia Yuriko. Trywialność?

Tylko pozornie i tylko w pierwszym wrażeniu. Sto kwiatów koncentrując naszą uwagę na nieznośnej lekkości bycia, oddaje ją naszej uważności. Jeśli przyjrzymy się bliżej owym omletom, wazonom, przedartym biletom z różnych koncertów, wyblakłym zdjęciom czy zeszytom z zapiskami, skierujemy uwagę na gulasz wołowy, zupę miso czy smak lodów, który pamiętamy z dzieciństwa, zdajemy sobie sprawę z tego, co stanowi o istotności szczelin istnienia:

„Wstajemy. Myjemy się. Jemy śniadanie. Pracujemy. Robimy zakupy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Zmywamy. Pracujemy. Trwamy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Sprzątamy. Myjemy się. Zasypiamy. Śpimy. Budzimy się. […]

W szczelinach, tych momentach i sytuacjach, gdzie drobiny faktyczności rozpraszają się nie tylko w powiewie istnienia i momentalnie, czyli chwilowo, pozwalają dostrzec się w świetle ulotności krzątania.

Krzątania? Co się za tym kryje? A jeśli coś, to na ile?

„Krzątactwo powołuje z nicości delikatną, męczliwą tkankę codziennego istnienia, z konieczności opartą na wątłej podstawie i skazaną na bytowanie przelotne. Uparcie podtrzymywane jest siłą sprawczą codzienności. Natomiast bezczynność rozrywa doświadczenie codzienne, wyszarpuje w nim puste miejsca, grozi zagubieniem w nieistnieniu. Celem wysiłków krzątaczych jest właśnie walka o codzienne istnienie tworzone i odnawiane z każdą drobną czynnością. Żartów nie ma. Działanie niepodjęte pozostaje w obszarze nicości, A że codzienność z drobnych czynności jest tworzona, więc niepodtrzymywana przez nie rzednie, słabnie i jakoś wycieka”.

Ten istotny fragment skupia w sobie przynajmniej parę „szczelin”, przez które możemy zauważyć to, co Kandyd dostrzegł przy końcu swej podróży – a co to było? Przekonanie, że „tu i teraz” niesie w sobie to, czego, zagubieni tłumaczeniu innych, poszukujemy beznadziejnie „tam i kiedyś”.

Jak pisze Jolanta Brach-Czaina:

„Osobliwa forma, w jakiej realizuje się w większości nasze bytowanie – codzienność – ma własności paradoksalne: brutalnie konkretna i dotkliwa, pomimo to jest niezauważalna. Łączy natarczywą realność z ulotnością. Co to może znaczyć, że rzeczywistość codzienna objawia się nam tak natrętnie obecna, a jednocześnie niezauważalna? Jakby zmieszane w niej było JEST z NIE MA”.

Tekst Genki Kawamury, będąc opowieścią o utracie pamięci, jest jednocześnie historią poszukiwań odpowiedzi na elementarne pytania określające sens albo bezsens życia, szczególnie na jedno – co to znaczy żyć mądrze?

„...Izumi rozmyślał: a gdybym teraz zginął, kto by opowiedział o mojej matce. O tym, jak drapie się w czubek nosa, kiedy jest szczęśliwa, o tym, że lubi lekko przypieczony pudding, i o tym, że kocha pojedyncze białe kwiaty w wazonie z wąską szyjką”. (s. 230)

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Sto kwiatów, Genki Kawamura, przekład W. Marczyk, wyd. Bo wiem, 2024, s. 252
Szczeliny istnienia, J. Brach-Czaina, wyd. Dowody na istnienie, 2018. s. 216

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

 

----- Reklama -----

KANCELARIA JASZCZUK

----- Reklama -----

KANCELARIA JASZCZUK

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor