„Świat jest więzieniem czasu. Więzieniem naszego pochodzenia i klasy. Więzieniem kodów, które pozostają niezrozumiałe dla innych. Więzieniem ciała. Więzieniem dłoni mokrej od potu, która trzyma nas uparcie, nawet kiedy upadamy”. (Ten, którego szukam)
Niewielki objętościowy tekst, raczej opowiadanie, aniżeli powieść, coś na granicy osobistego eseju, albo zapisków w dzienniku – absolutnie poruszający swym naturalizmem, obezwładniającą, czy raczej oszałamiającą dosłownością przytaczanych stanów świadomości. W istocie bowiem książką Bae Suah to zapis stanów świadomości umysłu osamotnionego, który zanurzony w depresji, nie jest w stanie zachować się inaczej i pozostaje w determinującej go niemożności. W tym mrocznym tekście świat jest, niczym u Kafki, zdeterminowany i określany ciemnymi siłami społecznych regulacji, które limitują drastycznie jakiekolwiek nadzieje na zmianę rzeczywistości z ciemnej na jasną. Główna postać opowiadania, którą poznajemy w perspektywie subiektywnej z natury narracji pierwszoosobowej, która z założenia charakterystyczna jest dla zapisu pamiętnikarskiego, zmaga się z przytłaczającą rzeczywistością codzienności. Pracuje nieustannie, nieustannie przerzucając się między różnymi zajęciami i różnymi instytucjami, od uniwersytetu, po restauracje. Stara się zarobić pieniądze na utrzymanie matki alkoholiczki i brata, który nie potrafi znaleźć dla siebie jakiegoś zajęcia w Korei i postanawia wyjechać pracować do Japonii, ale nie ma pieniędzy na zrealizowanie tego pomysłu. Jest jeszcze młodsza siostra, która szuka akceptacji w podzielonym i kastowym układzie społecznym. Żeby sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana i nieprzyjazna, jej ojciec siedzi w więzieniu za niejasne, ale zdecydowanie jakieś malwersacje i łapówkarstwo. To zresztą nie wszystko. Jej narzeczony, albo przynajmniej ktoś tak nazywany przez otoczenie, bo nie przez nią samą, jest nie tylko dziwny w intymnych relacjach, ale też zdominowany przez nadopiekuńczą rodzinę, w szczególności przez wścibską matkę.
„Bohaterka utrzymuje całą rodzinę, chwytając się dorywczych prac. Jej matka jest alkoholiczką, brat — emigruje, a młodsza siostra z trudem radzi sobie w szkole. Przelotna znajomość z Cheolsu urywa się, gdy ten znika na obowiązkową służbę wojskową. Pewnego dnia dziewczyna wyrusza, by odwiedzić Cheolsu na poligonie, a jej podróż staje się pościgiem za ulotnym cieniem tego, którego szuka.
Koreańska pisarka Bae Suah wciąga czytelnika w gęstą opowieść o przytłaczającej codzienności, od której ucieczką mogą być jedynie wyobraźnia lub całkowita apatia. Ale wyobraźnia, jeśli tylko wymknie się spod kontroli, potrafi przeobrazić senny, znany świat w niepokojącą, nieznaną przestrzeń.
Bae snuje opowieść, której wydźwięk zmienia się z każdą kolejną lekturą. Pomiędzy wersami pyta nas: czy o tym, kim jesteśmy, decyduje to, jak widzi nas świat, czy może to, jak sami siebie postrzegamy?” (nota wydawnictwa Tajfuny).
Co zadziwiające, główna bohaterka, której imienia zresztą nie znamy, zdaje sobie sprawę z całości swego fatalnego położenia i toksycznie destruktywnych relacji z innymi, co nie zmiana w niczym jej zachowania. Brnie ona, mimo wszystko, w jeszcze większe intymne i towarzyskie komplikacje, jakby nie wierzyła, że coś można samemu zmienić. Zupełnie niezwykła jest jej podróż do jednostki wojskowej, w której stacjonuje Cheolsu, jej chłopak, z którym nic jej w gruncie rzeczy nie łączy i który jest jej głęboko obcy, a jednak tam jedzie i do tego wszystkiego wiezie mu kurczaka przygotowanego przez jego matkę, której serdecznie nie cierpi.
Dlaczego robimy to, czego nie chcemy zrobić i dlaczego nie potrafimy wybrnąć w jakiś sposób z toksycznego, mrocznego zapętlenia niemożności? To pytanie stawia nas w tajemnicy braku odpowiedzi. Co możemy, to jedynie podejrzewać pewne determinujące sytuację aspekty rzeczywistości, w której przyszło funkcjonować głównej bohaterce, tak jak jawi się to w cytowanym na początku fragmencie Książki Bae Suah:
„Świat jest więzieniem czasu. Więzieniem naszego pochodzenia i klasy. Więzieniem kodów, które pozostają niezrozumiałe dla innych. Więzieniem ciała. Więzieniem dłoni mokrej od potu, która trzyma nas uparcie, nawet kiedy upadamy”.
Niezwykle ciekawa jest struktura tego niewielkiego tekstu. Bardzo realistyczna narracja przechodzi czasami, nieomalże niezauważalnie, w opisy mieszczące się gdzieś na granicy halucynacji, snu czy też wyobrażeń życzeniowych. Zmuszona beznadziejną sytuacją finansową do przeprowadzki z matką do zrujnowanego domu, doświadcza czegoś na kształt urojenia:
„Mężczyzna odsunął zapalniczkę od zdjęcia i przybliżył do mnie. Najpierw do mojej twarzy. Zamrugałam, oślepiona światłem. Mężczyzna okazał się wzrokowcem. Kiedy przysunął w końcu ogień zapalniczki do mojego krocza, zapytał - Mogę cię trochę przypalić? Skinęłam głową i zamknęłam oczy. Spal mnie. […]. Delektuj się jej smakiem niczym kot. Chcę pokryć się krwią. Obawiam się, że odejdę z tego świata, nie dowiedziawszy się nigdy, czym jestem, co to za paskudztwo we mnie żyje. I dlatego u kresu swych dni będę krzyczeć, zalewając się łzami. Ach, odór palonych włosów. I uczucie gorąca. - Będę cię pieścił aż do stóp, a potem skończę na twojej twarzy. I tak zrobił”. (s. 67/68)
Samotność i poczucie wyobcowania dominują kompletnie całą strukturę opowiadania. Te uczucia snują się wokół codziennej banalności zajęć i toksycznych układów z innym, włączając w to najbliższych. Kompletnie porzucona uczuciowo przez matkę z nieobecnym ojcem i sfrustrowanym bratem, to właśnie z tym ostatnim przeżywa magiczny, nieomalże epifaniczny moment wzajemności, gdy trzymają się za ręce. Ale nie byłaby to Bae Suah, gdyby te ręce nie były lepkie i spocone. Wszystko w tym opowiadaniu jest zresztą naznaczone czymś nieestetycznym, brzydkim, często na granicy obrzydliwości. Tak dzieje się z kurczakiem, który przygotowała matka Cheolsu, a ona musiała zabrać dla niego. Podróż do jednostki wojskowej w skrajnie trudnych warunkach, gdy przenikliwe zimno i padający śnieg czynią ten absurdalny wyjazd czymś na granicy mrocznego absurdu, w którym obślizły kurczak kończy swój żywot w żołnierskiej latrynie. Wtedy też zresztą rozstają się, a jej bezwzględny monolog pokazuje, jak bardzo jest osobą zdesperowaną w swych uczuciach.
Tekst Bae Suah, Ten, którego szukam - jest przepełniony szarością, zimnem i mgłą. Jest niezwykle, w swej wizualnej tkance, poetycki, bo przedziwnie epatujący smutkiem:
„Aż dotąd nie miałam zbytniego pojęcia, czym tak naprawdę jest smutek. Smutek przypominający dziki tłum, który naciera agresywnie wprost na moje serce. Czym tak naprawdę jest? Ten smutek, który przenika w głąb, wypełnia naszą codzienność, nasze zmęczenie, naszą rutynę, nasze udawanie? Smutek, który przeszywa ciało niczym ból lub fragment szkła, który utkwił w naszej stopie?” (s. 50)
Dlaczego tyle smutku i beznadziei? Pytanie tylko pozornie pozbawione sensu, bo przecież gdzieś zawsze leży przyczyna czegoś. Zatem, co jest przyczyną mroczności snującej się niczym mgła w świadomości i podświadomości głównej postaci opowiadania? Czy jest ona ulokowana gdzieś na zewnątrz, w relacjach z innymi, czy też raczej kłębi się w, nigdy nierozpoznanych do końca, meandrach ludzkiego umysłu? A może po prostu jest efektem specyficznego układu społecznego?
„Moja siostra mówiła o świecie niedostępnym z powodu naszego pochodzenia, leżącym poza naszą wolą. A ponieważ to jej jako jedynej udało się pojechać na wycieczkę szkolną, być może rzeczywiście miała szansę sięgnąć po coś nieosiągalnego dla nas”. (s. 55)
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej za:
Ten, którego szukam, Bae Suah, przeł. J. Pienio-Danielak, wyd. Tajfuny, 2023, s. 72
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com