„Na zewnątrz pomrugują sodowe latarnie, a ich światło odbija się od chodników i wznosi wyżej, zmieniając kolory całego otoczenia. Widzę kilkoro przechodniów w drobnym deszczu, ale przed wystawami sklepów z tandetą nikt się nie zatrzymuje” (Pokój na zawsze)
Ten niewielki fragment idealnie nastraja nas, niczym prace Edwarda Hoppera, ku temu, co niedopowiedziane w opowiadaniach Pancake’a.
Genialna, niezwykła, znakomita, wyjątkowa, godna najwyższej uwagi, poruszająca, odkrywcza – to tylko niektóre określenia prozy Breece’a D’J Pancake’a. Recenzje jego opowiadań, zebranych i wydanych właśnie po polsku, pod tytułem Trylobity są ekstatyczne. Dawno nie było tak wielu, zgodnych w pochwałach, głosów krytyki recenzujących dwanaście opowiadań, czyli całego dorobku pisarza. Niczego więcej nie zdążył napisać. Popełnił samobójstwo w wieku dwudziestu sześciu lat, w Niedzielę Palmową roku 1979. Parę lat wcześniej, mając lat dwadzieścia, przeszedł na katolicyzm.
Co o nim wiemy? Niewiele:
„Urodził się w Wirginii Zachodniej w miasteczku Milton, które stanie się scenerią jego opowiadań. Był rok 1952, Stany Zjednoczone dopiero zaczynały się wydostawać z kryzysu lat 40. W dzieciństwie Breece miał spędzać wiele czasu ze starszymi ludźmi oraz w jadłodajniach dla bezdomnych. Stąd w jego opowiadaniach doskonałe, oszczędne w słowach dialogi.
Studiował na Marshall University w Huntington, gdzie w 1974 roku uzyskał tytuł licencjata z nauczania języka angielskiego. Chodził też na zajęcia z kreatywnego pisania, a po studiach uczył angielskiego w stanowych szkołach wojskowych.
Zawsze jednak czuł się obco, pogardzany przez innych wykładowców i pracowników. Sam był uznawany za osobę towarzyską, łatwo znajdującą przyjaciół. Pomagał mu w tym alkohol. Biografowie Pancake’a twierdzą, że przyczyną samobójstwa mogła być postępująca depresja młodego pisarza. Czy była to zaplanowana decyzja? Wszystko wskazuje na to, że nie był to spontaniczny czyn. Przed śmiercią Pancake rozdawał rzeczy osobiste, przyjaciołom oddał większość posiadanej broni. Zostawił sobie tylko jedną strzelbę” (za: Wojciech Szot, Największy pisarz, o którym nigdy nie słyszeliście. Zachwyca się nim Ameryka, teraz pora na Polskę, w: gazeta.pl).
Rzeczywiście, mało kto o nim słyszał i jeszcze mniej osób go czytało - paradoksalnie - jego twórczość zestawia się z najbardziej znanymi ikonami światowej literatury:
„Uważany za jednego z najważniejszych amerykańskich autorów opowiadań, jego twórczość porównywana jest do dorobku takich gigantów literatury XX wieku, jak William Faulkner, James Joyce, Flannery O’Connor, Ernest Hemingway czy Samuel Beckett” (z noty wydawnictwa Czarne).
Co stanowi o tej, nieomalże, ekstatycznej ocenie tekstów Pancake’a? Dlaczego wprawia ona tyle osób w stan intensywnego zachwytu? Przecież jego proza głównie oscyluje wokół samotności, niespełnienia, śmierci i umierania, starości, rozpaczy, odrzucenia, niemożności, smutku, okrucieństwa, przemocy, braku perspektyw – jednym słowem nie jest to rzecz o radości życia, a raczej o wszechogarniającym poczuciu szarości w banalności istnienia ludzi na marginesie rzeczywistości zredukowanej, a raczej porzuconej, na pastwę zapomnienia. Ta redukcja to efekt ekonomicznych zmian i transformacji, jakie dotknęły Wirginię Zachodnią, bo to tam dzieje się wszystko, co istotne dla ważności Trylobitów.
„Akcja opowiadań amerykańskiego pisarza dzieje się w jego rodzinnych stronach, ich bohaterami są zwykli mieszkańcy, ciężko pracujący ludzie, którzy walczą o przetrwanie. Zdaniem krytyków Pancake chciał uświadomić czytelnikom, jak wielkie zniszczenia wywołała postępująca industrializacja, której skutkiem było olbrzymie bezrobocie w górniczych regionach Stanów Zjednoczonych. Bezradność, rozpad relacji i tragedia mieszkańców Wirginii Zachodniej wybrzmiewają niemal we wszystkich opowiadaniach Pancake’a”.
To wszystko jednakowoż absolutnie nie wyjaśnia wyjątkowości Trylobitów, tej specyficznej ważności jego opowiadań, w których rzeczywiście skupia się na tak zwanych zwykłych ludziach: zwolnionych z pracy górnikach, pracownikach stacji benzynowej, zabójcach, żonobójcach, pedofilach, pijakach czy sierotach z rodzin zastępczych – to przecież też nic niezwykłego. Co zatem jest niezwykłe w jego prozie? Wydaje się, że tajemnica oczarowania jego prozą tkwi w tym, czego w niej nie ma – czy to nie jest paradoks i absurd? Tylko pozornie. W istocie, D’J Pancake umiejętnie komponuje i niezwykle starannie buduje atmosferę i przesłanie owych narracyjnych sytuacji wokół tego, co niedopowiedziane, wokół tego, czego nie ma wprost i co nie jest dosłowne. Daje nam jedynie do wierzenia, a raczej do uchwycenia pewne ulotności, sugestie i swoiste delikatności – jakiś jeden wyraz, czasem całe zdanie, gest, które puentują całość opowiadania, czy też charakter osoby, wokół której tekst się toczy. Pisze o tej wyrafinowanej technice budowania znaczeń Jan Bińczycki w artykule Na dnie w Wirginii Zachodniej:
„Dodatkowe walory tej prozy wyłaniają się ze słów, które nie padają z ust bohaterów lub detali na marginesie wydarzeń. I wtedy, paradoksalnie, najpełniej ujawnia się psychologiczna prawda lub ciężar i fatum. Na przykład wtedy, gdy Alena, bohaterka opowiadania Tak już musi być, chce uwolnić się od związku z kryminalistą, a zamiast puenty pojawia się wzmianka o jego dłoni muskającej rewolwer, którym przed chwilą jej groził. Lub wtedy, gdy narrator tytułowych Trylobitów, prowadzi niełatwą rozmowę z matką o przyszłości rodzinnej farmy po śmierci ojca.
– Idzie wielka burza? – pytam.
Mama nie odpowiada, tylko chłodzi się wachlarzem ozdobionym znakiem firmowym zakładu pogrzebowego. Wiatr rozwiewa jej włosy, lecz ona ciągle macha tekturowym Jezusem jak wariatka.
Te puste pola, w których bohaterowie nie wypowiadają swoich zamierzeń ani emocji, urwane historie bez puent, fatum, które nie prowadzi do złych lub dobrych rozwiązań, lecz więzi w bezradności, stanowią istotę literackiego talentu przedwcześnie zmarłego amerykańskiego prozaika. I choć można by wskazać wielu, którzy operowali nimi z jeszcze większą sprawnością, na czele z popularnym u nas Denisem Johnsonem, to trzeba zauważyć, że w przypadku pisarstwa Pancake`a skupienie na braku, niemożności, detalach i drobiazgach, przez które ukazuje się to, co najważniejsze, wyzwala opowieść z naturalistycznych ram i pozwala jej osiągać uniwersalne wartości. Każde z dwunastu zawartych w Trylobitach opowiadań zabiera czytelników w podróż od egzystencjalnego banału po aksjologiczne pytania, które stanowią fundament literatury od samych jej początków. Tym razem padają one wśród zdezelowanych samochodów, w biedaszybach, tanich hotelach i mordowniach. Być może właśnie dlatego wybrzmiewają tak mocno” (za: popmoderna.pl).
Bińczycki idealnie określa fenomen prozy Pancake’a, wskazując na to, czego nie ma w tych tekstach wprost, a jest jedynie w zawieszeniu, w niedopowiedzeniu, w sugestii, w ulotnym mgnieniu. To właśnie owo mgnienie znaczeń przemykające się pośród surowego krajobrazu Wirginii Zachodniej, w którego horyzoncie odnajdujemy historie ludzi poszukujących sensu, a może raczej jakiejś racjonalizacji tego, co nieracjonalne - we wspomnieniach lub pragnieniach. Niezwykle precyzyjnie skomponowane teksty, w których wielopoziomowość znaczeń, skazuje nas swoiste zagubienie w tłumaczeniu, bo owo tłumaczenie gdzieś nam umyka, w wielości możliwości interpretacyjnych. Niewielkie objętościowo teksty tych dwunastu opowiadań przenoszą nas w przeszukiwania warsztatu pisarza, który odwraca perspektywę pisania z koncentracji wokół swej osoby, na postaci świata przedstawionego. Pisze o tym wprost Andre Dubus III, w posłowiu do wydania Trylobitów:
„W opowiadaniach Pancake’a chodzi jednak jeszcze o coś więcej. Otóż w dziełach innych pisarzy, których czytywałem w tamtych latach, dawały się wyczuć aspekty ocenne, a jednocześnie krytyczne, jak gdyby bohaterowie ich historii byli nie tyle prawdziwymi ludźmi, ile rekwizytami służącymi do wygłaszania mądrych, sardonicznych komentarzy na temat kondycji ludzkiej – podczas gdy u Pancake’a czegoś takiego w ogóle nie znajdziemy. Przeciwnie […] bohaterowie opowiadań autora Trylobitów nie są po prostu tworami wyobraźni, lecz ludźmi z krwi i kości, a autor cierpi wraz z nimi…” (s. 209)
Kontynuacja za tydzień.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Trylobity, Breece D’J Pancake, seria: Opowiadania amerykańskie, przeł. Maciej Świerkocki, wyd. Czarne, 2024, s. 211.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com