(Jean-Paul Sartre)
Czy rzeczywiście przyszło nam żyć w czasach marnych? Przez ostatnie dwa tygodnie zastanawiamy się nad tym problemem, analizując tekst profesora Tadeusza Gadacza zatytułowany „Uniwersytet w czasach marnych”, który skupia się na koncepcie „marności” zaczerpniętym z poezji Friedricha Hölderlina w paradygmacie rzeczywistości /tu i teraz/.
Czy w istocie mamy do czynienia z marnowaniem naszego życia, czy też raczej marność tegoż, skazuje nas na nieistotność, a jeśli tak, to na ile?
Czy marność dotyka nas w szczególności, czy też jest to kategoria powszechna w dziejach?
Czy nasze czasy są szczególnie marne, czy to my je sami szczególną marnością naznaczamy?
Czym jest marność naszej współczesności?
To tylko niektóre pytania, jakie w swym tekście stawia i omawia profesor, którego znany z wielu mądrościach publikacji, o których w tej rubryce wielokrotnie wspominałem. Przypomnijmy tylko te najczęściej cytowane: „O zmienności życia:, a także „O ulotności życia”:
Co ciekawe, owa /marność/, stanowiąca przedmiot zainteresowania profesora w kontekście cytowanego tu wykładu inauguracyjnego zatytułowanego „Uniwersytet w czasach marnych” jest pojęciem płynnym w znaczeniu bliskim koncepcji profesora Zygmunta Baumana. Jeśli rozszerzymy jego zakres z /uniwersytetu/ na życie /jako takie/ (jednostkowe i grupowe), to pojawi się mnóstwo dodatkowych pytań, które również niepokoją autora tekstu. Ten niepokój wynika oczywiście z nieostrości kategorii marności i nieoczywistości jej istotności.
Czy czasy marne, to czasy przeniesienia tradycyjnych wartości (kultura wysoka / kultura niska) z kręgów elity społecznej w gestię tak zwanej masy, jak o tym pisał i co przewidział w szokujących szczegółach Ortega y Gasset? Przypomnijmy fragment „Buntu mas”, tekstu powstałego w początkach XX wieku:
/Masa, która poczuła się bezpiecznie, nabiera przekonania, że umie świat ogarnąć. Kiedy widziała niebezpieczeństwo, gdy przymierała głodem, umierała od banalnych chorób i w każdej chwili mogła zginąć z jakiejś obcej ręki, sama oddawała się pod opiekę mądrzejszym. „Podniesienie dziejów” sprawiło, że „masy zhardziały w stosunku do mniejszości; nie są im posłuszne, nie naśladują ich ani nie szanują; raczej wprost przeciwnie, odsuwają je na bok i zajmują ich miejsce”. W przestrzeń wlewa się masowość. „Człowiek masowy czując się pospolitym, żąda, by pospolitość była prawem i odmawia uznania jakichkolwiek nadrzędnych wobec siebie instancji”./
Czy marność i nieistotność nie są też w jakiś sposób kategorią wynikającą ze złudzenia, które jest efektem rzeczywistości wirtualnej, czyli pozornej, która przez niebywały wręcz swój rozkwit (kultura cyfrowa) zmieniła drastycznie dotychczasowy paradygmat współistnienia? Wystarczy wymienić tylko parę najważniejszych aspektów naszego codziennego funkcjonowania, które są dramatycznie inne od tych samych sprzed trzydziestu lat: literatura, sztuki piękne, relacje międzyludzkie, sztuka pisania i mówienia (metody wzajemnego komunikowania się w ogóle), edukacja czy handel. Wszystkie te elementy składają się przecież na współistnienie i wzajemne powiązania, budujące wymiar grupowy społeczności. Nabrały one nie tylko innego wymiaru, ale często są po prostu czymś zupełnie nowym i nieistniejącym do tej pory w żaden sposób.
Zobaczmy, co pisze o tym profesor Tadeusz Gadacz:
***
Uniwersytet był zawsze miejscem kształcenia. Tymczasem także kształcenie przybrało obecnie technologiczną postać. Zostało zredukowane do nabywania wymiernych kompetencji, umiejętności i kwalifikacji. Trudno podważać znaczenia tych umiejętności, kompetencji i kwalifikacji koniecznych do życia we współczesnej cywilizacji technicznej. Tak rozumiane kształcenie musi być jednak równoważone przez wymiar egzystencjalny, ludzki, rozumiany jeszcze przez starych pedagogów. Celem kształcenia nie może być jedynie przygotowywanie podmiotów na rynek pracy. Dlatego Horkheimer stwierdził w swym wykładzie: Kształcenie „powinno być poznaniem tego, co obchodzi nas jako ludzi, a nie tylko jako członków społeczeństwa przemysłowego”. (Horkheimer 2011: 240) Kształcenie musi polegać na wyposażeniu w wiedzę, ale także w moralne wartości, egzystencjalne sensy jako punkty oparcia, estetyczne przeżycia, które mają wystarczyć człowiekowi na całe życie. Ma ono zatem charakter harmonijny i całościowy. Nie może ograniczać się jedynie do umiejętności porozumiewania się w języku angielskim i obsługiwania komputerów czy tabletów. Musi dokonywać się poprzez przekaz kulturowy, gdyż to wielkie dzieła kultury europejskiej, wielkie wzorce moralne odsłaniają sens człowieczeństwa i sens życia. Dlatego L.A. Seneka napisał kiedyś do swego ucznia prokuratora Lucyliusza: „Wiesz co jest potrzebne, by być dobrym prokuratorem, ponieważ kształciłeś się u mnie: littere (literatura, sztuka, filozofia). Bez nich nie można być człowiekiem kulturalnym, a bez kultury nie można być dobrym prokuratorem. Kształcenie jest zatem wewnętrzną formacją, kształtowaniem humanitaryzmu. Szczególnie na ten ostatni zwrócił uwagę Horkheimer mając na myśli grozę wojny: „Po tej grozie, która się niedawno wydarzyła, i na przekór jej, nie mogę porzucić nadziei, że nie tylko w pierwszym okresie po katastrofie, ale i w nadchodzących dziesięcioleciach owa zapomniana już postawa stanie się znów celem kształcenia uniwersyteckiego. Ograniczenie studiów do nabywania umiejętności (…) nie wystarczy. Sędzia pozbawiony empatii oznacza śmierć sprawiedliwości”. (Horkheimer 2011: 245) Wykształcenie jest zatem stanem ducha, który pozostaje nawet wówczas, gdy człowiek zapomni o wszystkich nabytych kompetencjach i sprawnościach, nawet wówczas, gdy rozpadną się wszystkie formy życia społecznego. Zachowa godność i przyzwoitość w najbardziej ekstremalnych warunkach.
Uniwersytet, nie zdradzając swego posłannictwa, nie może być jedynie miejscem przygotowywania specjalistów na rynek pracy. Musi powrócić do pełnego i uniwersalnego kształcenia, nie tylko intelektu, lecz przede wszystkim rozumu. Dla zdobycia jedynie umiejętności zawodowych i dostosowania się do rynku pracy, uniwersytet jest zbędny. Niezbędny jednak jest dla wykształcenia, osiągnięcia przez człowieka kompetencji ludzkich, Ich brak jest szczególnie widoczny w Krajowych Ramach Kwalifikacji.
Dwie przeszkody stają jednak na drodze do tak rozumianego kształcenia. Kształcenie, jak była o tym mowa, jest procesem przyswajania, uwewnętrzniania. Takim sensem kształcenia kierowali się, jak sądzę, dawni nauczyciele, którzy nakłaniali nas do pamięciowego opanowywania poematów. Nie dlatego, że nie było wówczas jeszcze twardej pamięci. Jeden z moich studentów na egzaminie z historii filozofii zapytał mnie pełen oburzenia: Dlaczego pan żąda ode mnie tej wiedzy, przecież mam ją do dyspozycji w twardej pamięci? Wiedza w twardej pamięci nie jest jednak moją wiedzą, wiedzą przeze mnie przemyślaną, przyswojoną, nie stanowi części mnie. To nie komputery mają być wyposażone w wiedzę, lecz my jako ludzie mamy być wykształceni. Mam starszego znajomego, który ukończył przed wojną klasę o profilu klasycznym w Liceum Nowodworskiego. Do dzisiaj recytuje z pamięci fragmenty Homera w oryginale. Na pytanie: Po co to robi? Odpowiada wzruszając ramionami, że poprawia mu to samopoczucie i daje poczucie godności.
Druga trudność wynika z faktu, że wciąż trudno jest osiągnąć przekonanie, że byt ludzki jest czymś więcej niż tylko zestawem sprawności. Trudność ta wynika także z coraz silniejszego napięcia między światem ducha, który wymaga pracy i wysiłku, a światem techniki, których nas z tego wysiłku i pracy zwalania. Współczesna cywilizacja techniczna, która jest cywilizacją ułatwień przyczynia się także do duchowego lenistwa. W świecie techniki wszystko jest skuteczne. Wystarczy szybko poruszać prawym kciukiem. Naciskamy i wszystko działa. W sferze ducha nic tak nie działa. Przeczytanie książek, przemyślenie myśli, przyswojenie wiedzy, refleksja, wymaga dużego wysiłku i nakładu pracy. Jeszcze w okresie międzywojennym 16-latkowie czytali w polskich liceach klasycznych Platona po grecku. Dzisiaj jest to niewyobrażalne nawet dla 20-latków, choć dysponujemy tak wielkimi zdobyczami techniki. A może właśnie dlatego jest to niewyobrażalne.
Zbyszek Kruczalak