18 lutego 2022

Udostępnij znajomym:

Wściekamy się na wszystko. Oburzeni, rozdrażnieni, pewni swych racji. Wybuchamy złością niemal każdego dnia, bez większego powodu i w stosunku do często przypadkowych osób. To jeszcze nie jest największy problem. Pojawia się on, gdy zaczynamy mylić emocje z zachowaniem. Złość z agresją.

Nie będę ukrywał, mnie rówoonież się to zdarza. Podniosę głos lub krzywo spojrzę na innego kierowcę lub sprzedawcę w sklepie, do upadłego będę kogoś przekonywał do swoich racji. Często racji nie mając. Mam zły dzień, więc dam w kość pierwszej napotkanej osobie.

Czyja to wina? Zawsze kogoś innego.

Złościmy się, gdy nas ktoś zbyt wolno obsługuje, wepchnie się przed nas w kolejkę, zajedzie drogę. Najgorsze jednak, gdy powie coś niezgodnego z naszymi przekonaniami, zwłaszcza politycznymi. To druga strona zawsze się myli. Zawsze i koniec. Nie dopuszczamy takiej ewentualności, że posiadane przez nas informacje są niepełne, nieprawdziwe, przestarzałe, etc. To ten drugi jest wrogiem, zdrajcą i nieukiem.

Wtedy potwierdzamy istnienie prawa Godwina i nieco je modyfikując zależnie od sytuacji i naszych własnych poglądów, wyzywamy rozmówcę nie tylko od nazistów i liberałów, ale również wyznawców szatana, Bidena i Trumpa. Zapominamy, że Mike Godwin udowodnił, iż pierwsza strona, która wyzwie drugą od najgorszych, automatycznie przegrywa dyskusję.

Podobnie w biznesie. Przecież niemożliwe, że to nasze własne działania doprowadziły do spadku przychodów. To wina systemu i konkurencji. Nieuczciwej oczywiście. Albo niedouczonych klientów. Nas nie wybrali? Nas?!

Zawsze winny jest kto inny. Nawet jeśli nie człowiek, to przedmiot lub natura. Dawno temu jeden z moich ówczesnych sąsiadów nie mógł zrozumieć, czemu niektóre rośliny w jego ogrodzie gniją w środku lata. Głównymi podejrzanymi byli: sąsiad z prawej, sąsiad z lewej, klimat, rząd lokalny i federalny, który dosypywał coś do wody w kranie. Ktoś mu wyjaśnił, iż to wynik błędnej pielęgnacji. Podlewanie wieczorem, gdy wilgotność powietrza jest wysoka i nie ma słońca osuszającego liście, sprzyja rozwojowi grzybów, bakterii i innych szkodliwych mikroorganizmów. Wystarczy podlewać rano, zanim słońce zacznie parzyć, by rośliny się napiły, wzmocniły i nie gniły.

Myślicie, że uwierzył? Nie.

Przecież on całe życie tak podlewał i było dobrze. Wolał pozostać przy swych podejrzeniach, niż przyznać się do błędu i uświadomić sobie, że to „całe życie” miało miejsce kilka tysięcy mil dalej, w innym klimacie i z innymi przedstawicielami świata roślin. On przynajmniej na nikogo nie krzyczał.

Dziś posługujemy się krzykiem w każdej sytuacji. Dwóch facetów w poważnym programie telewizyjnym nie jest w stanie powiedzieć kilku zdań bez próby wbicia noża rozmówcy lub ogłuszenia go głośnymi argumentami. W innym prowadzący pieni się, że weganie odbierają mu przyjemnośc jedzenia mięsa i niedługo zmuszą do picia roślinnego piwa. Drugi zauważa, że piwo było i jest roślinne. Zamknij się! - słyszy w odpowiedzi.

Oglądałem archiwalny, czarno-biały program na temat nierówności rasowych w latach 50. i 60 w USA. W studio telewizyjnym po raz pierwszy zasiedli obok biali komentatorzy i czarni działacze. Rozmawiali, nie przerywali sobie, uśmiechali się do siebie, pozwalali dokończyć zdanie. Choć temat szalenie kontrowersyjny i bolesny, to nikt nie podniósł głosu. Ani razu.

Dziś taka rozmowa nie mogłaby się odbyć w podobny sposób. Na żaden temat. Dziś poszłyby w ruch argument z pogranicza prawdy i dobrego wychowania. Dzisiejsza rozmowa zakończyłaby się jeszcze przed jej rozpoczęciem. Jeśli nie potrafią tego osoby publiczne, to czemu wymagać tego od osób prywatnych?

Zrozumiałe jest, że w pewnych sytuacjach puszczają nam nerwy. Jednym mniej, innym bardziej. Jeszcze raz podkreślę, nie jestem wyjątkiem. Dlatego sprawdziłem, czy istnieje sposób na opanowanie emocji. Okazuje się, że jest ich wiele. Opisanych w poradniku:

- Po pierwsze wszelkiego rodzaju aktywność fizyczna: bieganie, ćwiczenia siłowe, jazda na rowerze. Ćwicząc, skup się na swojej złości – mówi przewodnik. Użyj jej jako paliwa napędowego do wysiłku. Po jakimś czasie zaobserwujesz, że przez mięśnie uchodzi z ciebie ciśnienie.

No cóż, brzmi dobrze, ale dla unikających wysiłku fizycznego niezbyt przydatne. Co jeszcze?

- Pognieć, podrzyj, zamaż kartkę papieru. Możesz ją z całych sił pognieść, żeby stała się malutką kuleczką. Możesz podrzeć w drobny mak. Możesz też wziąć długopis i energicznie zamazać kartkę swobodnymi bazgrołami. Nie wystarczy jedna kartka? Nie ograniczaj się, sięgnij po kolejne.

Gdy dopadła mnie złość przez 5 minut klepałem się po kieszeniach w poszukiwaniu kartki i długopisu. Był tylko rachunek. Zbyt ważny i za mały na wyładowanie emocji. Owszem, samo klepanie nieco pomogło, zwłaszcza jak trafiłem dłonią w czoło.

- Krzycz, piszcz, płacz.

Serio??

- Napisz list. Do siebie, do osoby, która wywołuje w tobie negatywne emocje. Nie musisz go nigdzie wysyłać. Wręcz jest to niewskazane. Ważne, żebyś zawarł w nim wszystko, co cię boli.

Ta metoda teoretycznie jest dobra. Jednak straaaasznie czasochłonna. Poza tym mało kto ostatnio lubi pisać. Nawet czytać nikt nie chce. Może być aplikacja do nagrywania w telefonie?

- Ujście emocjom może zapewnić też np. seria uderzeń pięścią w poduszkę – czytam w poradniku. Dopuszczalne jest walnięcie w stół, ścianę lub fotel.

Wreszcie jakieś rozsądne rozwiązanie.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor