09 października 2020

Udostępnij znajomym:

Kilka lat temu miałem okazję udać się na przedstawienie Davida Copperfielda. Ponieważ od urodzenia jestem sceptykiem w odniesieniu do niektórych spraw, nie krzyczałem z emocji jak inni, ale owszem, wytrzeszczałem oczy starając się dojrzeć ukryte linki, lustra i niewidzialne, pomocne dłonie. Muszę przyznać, że Copperfield nie bez powodu uznawany jest za mistrza. Z wysiłku oczy wypełniły mi się łzami, a i tak nic nie zauważyłem. Kulminacyjnym punktem programu było zniknięcie kilkuosobowej grupy ochotników ze sceny i pojawienie się ich kilka minut później w ostatnim rzędzie, za naszymi plecami. Niezłe to było, biłem brawo i nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy jednak Copperfield nie sprzedał komuś duszy w zamian za tajemne moce.

Rok później pojawiłem się w tym samym mieście, gdzie wspomniany iluzjonista występował na stałe. Był ze mną kumpel, który tak jak ja, dość nieufny jest w stosunku do sztuk magicznych, medycyny alternatywnej, czy sondaży przedwyborczych. On też Copperfielda chciał zobaczyć. Zrobiłem wyjątek i po raz kolejny zdecydowałem się na spotkanie z mistrzem, choć podobno repertuar był ten sam. Zbliżał się koniec, Copperfield zapytał o chętnych do udziału w magicznym numerze. Nagle obok mnie wystrzeliła w powietrze ręka, trzy razy dłuższa, niż w normalne dni. Mój znajomy tak bardzo chciał wziąć w tym udział, że chyba staw barkowy sobie skręcił. Udało mu się! Stanął z innymi na scenie, pojawiło się jakieś światło, mgła, czarodziej rzekł kilka słów, spadła jakaś kurtyna.... i zobaczyłem puste miejsce. Zagrały jakieś fanfary, ktoś wskoczył na scenę, by szybko usunąć kilka dekoracji, jakaś ładna, skąpo ubrana dziewczyna zaczęła wykonywać ruchy przypominające taniec...

W tym momencie z tyłu odezwały się głosy zaginionych. Uśmiechnięci, zadowoleni, siedzieli na dotąd pustych miejscach trzymając w dłoniach zdjęcie mistrza z autografem. Podziękowano nam i nakazano opuszczenie sali.

Po spektaklu udaliśmy się do najbliższego baru. Siedząc naprzeciw znajomego o nic nie pytałem, ale mój wzrok nakazywał natychmiastową, szczerą spowiedź. On zaczął od tego, że obowiązuje go tajemnica, że złożył przysięgę, itd. Po czym uśmiechnął się, chwycił piwo, westchnął i zaczął od słów: No więc stary, to było tak...

Tak jak przypuszczałem, magia nie istnieje. Pod zebraną na scenie grupą nagle zapadła się podłoga, zjechali na niższe piętro, gdzie czekało już kilku młodych ludzi z latarkami. Nakazali oni biec za przewodnikiem, peleton zamykała obstawa. W krótkim czasie przebiegli przez jakąś kuchnię, schowek, kawałek klatki schodowej, kilka stopni w górę, gdzie błyskawicznie poproszeni zostali o zachowanie tajemnicy, każdy dostał zdjęcie z autografem i zakaz oddychania przez kilka sekund. Po cichu, w ciemności, wśliznęli się do głównej sali od tyłu i zajęli wskazane miejsca. Potem był duży reflektor, oklaski i krótka droga do baru.

Być może niektórym zepsułem przyszłe spotkanie z mistrzem. Może nie powinienem był wyjawiać nie swojej tajemnicy. Ale przecież wszystkie te informacje można znaleźć, jeśli się dobrze poszuka.

Czy ktoś zastanawiał się, dlaczego to zawsze królik wyjmowany jest z kapelusza? Bo jako jedyne zwierzątko jest potulny i pogodzony z losem, gdy zamknie się go w podwójnym dnie tego nakrycia głowy. Pies zacząłby szczekać, kot drapać, kura kopać. Do chodzenia po rozgrzanych kamieniach potrzebny jest roztwór chemiczny, którym smarujemy stopy, lub zmuszamy nieświadomych widzów do przejścia po dywaniku nim nasączonym. W lewitacji przedmiotów pomaga gaz cięższy od powietrza lub kilka luster i linek, a do poruszania przedmiotów na odległość stosowany jest skomplikowany system rurek, przez które z opóźnieniem przelewa się ciecz. Niemal wszystko jest możliwe, gdy zastosuje się odpowiednią metodę. Seanse spirytystyczne to opisywana od lat metoda chłodnego odczytywania rozmówcy - umiejętne zadawanie pytań i obserwowanie reakcji. Podobno w okresie 2 godzinnego seansu sukcesem jest 20 trafień, przy kilkudziesięciu pomyłkach. Sztuką jest sprawienie, byśmy nie pamiętali o nietrafionych wypowiedziach i skupili się na „rozmowie”.

Nie tylko w świecie pseudo magii stosuje się podobne metody. Pojawiające się sondaże i badania też w dużej części opierają się na odpowiedniej, dobranej do oczekiwanego wyniku metodzie. Gdy spojrzymy na niezrozumiałe wzory matematyczne, inne dla każdej firmy prowadzącej badania, musimy dojść do wniosku, że więcej tam pseudo czarów, niż faktycznych danych. Dlatego sondaże zwykle wprowadzają w błąd, a badania naszych zachowań nie dają wcale prawdziwego obrazu społeczeństwa. Jeszcze gorzej, gdy używamy tych danych do konkretnych celów, choćby zmobilizowania wyborców. Jakiś czas temu należący do opozycji politycy w kilku krajach w walce ze swoimi rządami posiłkowali się wynikami globalnego badania nad wydawaniem publicznych pieniędzy. W USA, Austrii, Polsce, Wielkiej Brytanii i kilku innych krajach zagotowało się. Wynikało bowiem z zestawienia, że kraje te wydają na różne programy socjalne, urzędników i utrzymanie rządu kosmiczne sumy, które zakwalifikowały je do drugiej setki światowej. Wszyscy tym liczbom początkowo ulegliśmy, bo przecież to czyste szaleństwo. Tyle pieniędzy! Okazało się jednak, że w czołówce oszczędnych krajów znalazły się najbiedniejsze państwa. Wśród europejskich najlepiej radziła sobie pod tym względem chyba Albania, która zajęła mniej więcej 60 miejsce. Czy to znaczy, że Anglia, USA lub Polska są gorzej zarządzane? Nie. Okazało się, że im kraj ma mniej, tym mniej wydaje na różne programy. Stąd wyższa pozycja Sudanu niż Hiszpanii. Znikanie ze sceny i wyniki wszelkich badań zaczynają wyglądać podobnie. Sznurki, lustra, biegi przez mroczne korytarze. Szkoda tylko, że tego nie widzimy.

Miłego weekendu

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor