Tak zwane short stories potrafią nas wyrzucić w inną rzeczywistość, mimo że jak sama nazwa wskazuje, są opowiadaniami raczej krótkimi, co ma dobre i mniej dobre strony. Te dobre związane są ze zwięzłością, te gorsze z niedosytem, który zostaje po przeczytaniu.
Dziwnym trafem, ale poniekąd zrozumiałym, nie jest to gatunek literacki popularny i kochany w literaturze polskiej, w drastycznym przeciwieństwie do literatur angielskojęzycznych, gdzie short stories są potęgą. Nie mamy nawet w polszczyźnie odpowiednika tej angielskiej nazwy. Wprawdzie Słownik terminów literackich pod redakcją Michała Głowińskiego podaje jednozdaniową definicję tego terminu, ale jest ona zdecydowanie niewystarczająca:
„short story – termin stosowany przez krytykę anglosaską na oznaczenie krótkich utworów epickich prozą: nowel lub opowiadań” (s. 508). Nie musimy być wyjątkowo zorientowani w literackim świecie, żeby podejrzewać, iż czegoś tu brakuje i zestawienie z nowelą jest raczej dyskusyjne, bo ta rządzi się przecież bardzo określonymi i sztywnymi regułami, które nijak się mają do znacząco luźnej konstrukcji short stories.
Ciekawe, co na ten temat powiedziała nam sztuczna inteligencja, konstruując odpowiedź na zadanie pytanie o określenie gatunku. Oto definicja AI, oczywiście po istotnych poprawkach, zarówno stylistycznych jak i merytorycznych, gdyż mimo że jest to ponoć „inteligencja” to często bywa ona „nieinteligentna”, ale tak to jest, jak coś bywa sztuczne:
„Short story, czyli krótkie opowiadanie, znane również jako krótka opowieść, to literacki gatunek, który charakteryzuje się tym, że jest to prozaiczna forma narracyjna, zazwyczaj ograniczona do jednej sceny lub jednego centralnego pomysłu. Zwykle jednowątkowa. Oto kilka kluczowych cech definiujących ten gatunek literacki:
Krótki rozmiar: Opowiadania są ograniczone pod względem długości, zazwyczaj od kilku stron do kilku tysięcy słów. Ich celem jest przekazanie treści w zwięzły sposób.
Koncentracja na jednym wątku: Opowiadania zazwyczaj skupiają się na jednym centralnym konflikcie, pomyśle lub temacie. Nie ma miejsca na rozwijanie wielu wątków czy kreowanie wielowymiarowych postaci.
Zwięzły styl pisania: Autorzy opowiadań starają się używać precyzyjnego, ekonomicznego języka, eliminując zbędne opisy czy dialogi.
Zaskoczenie lub pułapka: Często opowiadania zawierają zwroty akcji, zaskoczenie lub pułapkę, które dynamizują narrację.
Jedność czasu i miejsca: Opowiadania zazwyczaj dzieją się w jednym miejscu i są znacząco ograniczone czasowo, co pomaga w skoncentrowaniu uwagi na głównym wątku.
Doskonała struktura: Opowiadania są zazwyczaj bardzo starannie skonstruowane pod względem struktury narracyjnej. Nie ma w nich miejsca na gadulstwo i nudną rozwlekłość.
Bardzo niedawno ukazał się zbiór opowiadań Johna Cheevera zatytułowany Wizja świata. To wyjątkowe wydarzenie, bo Cheever to jeden z najwybitniejszych mistrzów tego gatunku, a do tej pory ukazywały się jedynie niektóre jego opowiadania w polskim tłumaczeniu. Kto to jest John Cheever i czym nas w swych „short stories” uwodzi?
Łukasz Grzymisławski pisze w Magazynie Książki z października:
/John Cheever, alkoholik, biseksualista, człowiek z klasą, stworzył około dwustu takich historyjek. Nie lubił pisania opowiadań, chciał się wbić na parnas swoimi powieściami, tymczasem umierał w 1982 r. jako „Czechow amerykańskich przedmieść". Kłopot z takimi pochlebstwami polega na tym, że choć nobilitujące, zarazem także jakoś ciągną w dół, ku drugiej lidze, gdzie oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy nazwać Czechowa „Cheeverem rosyjskiej petit bourgeoisie". W latach 80. w literaturze amerykańskiej karty rozdawali Updike z Rothem, z wszystkimi swoimi seksualnymi obsesjami wywalonymi bezwstydnie na wierzch – Cheever, który puchł z dumy, że jako pierwszemu autorowi udało mu się przemycić słowo „fuck" do wysyłkowego Klubu Książki Miesiąca (w roku 1957), był zbyt staroświecki, żeby sprostać tempu przemian. To nie on stał się prawdziwym towarem eksportowym. Do czasu. […]
Wyobraźcie sobie Ossining, miasteczko Cheevera, za Trumana i Eisenhowera, w czasach, gdy „konsumpcjonizm był czymś nie tylko ekscytującym, lecz także w pewnym sensie czystym" [...]. Suto obsadzone kasztanowcami i klonami alejki, przy których w regularnych rzędach stoją okazałe domy z basenami i stosownie obciążonymi hipotekami, wokół trawników schludni ludzie jak z żurnala, mężowie dojeżdżają do pracy w miejskich korporacjach punktualnymi pociągami, dzieci – przeszkadzają w relaksie, żony – nawet bardziej. Jeśli dramaty, to trywialne, paradygmat działań – jednorodny jak struktura rasowa okolicy – jakim cudem da się z tego wycisnąć dwieście opowiadań?
I wtedy wkracza Cheever ze swoją tajemną, alchemiczną wiedzą, np. o tym, że w powieści można dowolnie popłynąć (przypadkowo jego najsłynniejsze opowiadanie nosi tytuł „Pływak"), a potem udawać, że to celowo – natomiast opowiadania to bardziej formy muzyczne niż gawędziarskie, tu trzeba zachowywać żelazną dyscyplinę kompozycji/. (za: Ł. Grzymisławski, Przemytnik słowa fuck. Dlaczego opowiadania Cheevera są fantastyczne, w: Książki Magazyn do Czytania, nr 5, październik 2023, s. 14-15)
Wystarczy przeczytać pierwsze opowiadanie ze zbioru Wizja świata, by zobaczyć na czym koncentruje się w swych tekstach Cheever. „Olbrzymie radio” jest unikalne ze wszech miar. Jest na poły fantastyczne, ale też boleśnie realistyczne, nieomalże naturalistyczne. Tytułowe radio jest bowiem nie tylko olbrzymie, ale działa w zaskakujący sposób. Ma swoistą i unikalną funkcję przekazywania dźwięków z całego domu, w którym mieszkają Jim i Irene Westcottowie. A ponieważ jest to budynek wieloapartamentowy, jest czego posłuchać, a tak naprawdę podsłuchać. Zamiast słuchać muzyki poważnej, którą uwielbiali, radio dało im możliwość słuchania tego, co działo się za ścianami sąsiadów. A było czym nacieszyć ucho, bo jak to u innych, działo się raczej strasznie, łącznie z przemocą fizyczną i słowną, wzajemnym lżeniem, upokarzającymi oskarżeniami i finansowymi kłopotami. Wszystko to jednakowoż dzieje się za ścianą, nie u Jima i Irene – ale do czasu. Cheever mistrzowsko rozgrywa tę sytuację, która z zewnętrznej wobec bohaterów, staje się powoli ich też ich wewnętrzną sprawą. To, co nas pozornie nie dotyczy, nagle staje się też naszym udziałem. Okazuje się, że ci wielbiciele Mozarta i Beethovena są identyczni w swej codzienności ze swoimi sąsiadami.
/W zbiorze „Wizja świata" jest co najmniej kilka wybitnych utworów, które nie miały dotąd swojego przekładu na polski (co dowodzi, jak kapryśne bywały wybory redakcji w PRL-u, choć trzeba przyznać, że standard życiowy w świecie opisywanym przez Cheevera nie mógł być wygodny dla strażników czci ojczyzny proletariatu)/. (tamże)
Podobnie znaczącym wydarzeniem do wydania Wizji świata było ukazanie się niedawno potężnych objętościowo „Opowiadań wszystkich” Kurta Vonneguta. Inny świat, inne inspiracje i inne doświadczenia życiowe autorów, jakkolwiek wspólne im jest przekonanie o drugorzędności tych krótkich tekstów. Vonnegut nie ukrywał, że musiał w jakiś sposób utrzymać rodzinę, a short stories były w tym bardzo pomocne.
„Ponad połowa utworów Vonneguta to krótkie formy, które jednak nigdy dotąd nie zostały zebrane. W tomie „Opowiadania wszystkie” pogrupowano tematycznie 98 opowiadań napisanych między 1941 a 2007 rokiem. Znalazły się wśród nich zarówno teksty wcześniej publikowane w rozmaitych antologiach, jak i te, które do tej pory wyszły jedynie w czasopismach lub w internecie. Pięć opowiadań mistrza ukaże się drukiem po raz pierwszy. Ich wyboru dokonali wieloletni przyjaciele autora i wykładowcy akademiccy, Dan Wakefield i Jerome Klinkowitz, a zebrane historie prezentują pełną gamę atrybutów Vonneguta: dowcip, humor, inteligencję, głęboki humanitaryzm i artyzm”. (z recenzji wydawnictwa).
Kontynuacja za tydzień
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com
Wizja świata, John Cheever, przekł. K. Majer, wyd. Czarne, s. 2023
Kurt Vonnegut, Opowiadania wszystkie, wyd. Albatros, 2020, s. 959