Wszystko dzieje się w okolicach roku 1958 w Barcelonie. Znamy nawet dokładną datę pewnej sytuacji powieściowej, a jest to 21 dzień marca tegoż roku (s. 181). Ale czy naprawdę w tym czasie i czy rzeczywiście w Barcelonie? To jest pytanie, które otwiera nas na wyjątkowość prozy Jaume Cabré, w której przenikają się nieustannie i często niezauważalnie, różne płaszczymy czasowe i przestrzenne. Cabré jest mistrzem w montażu scen z użyciem zabiegu przenikania, nieomalże w taki sam sposób, w jaki używali go mistrzowie kina niemego, gdy jedna scena filmu zanika, płynnie przechodząc w drugą, często kompletnie inną. Taka interpunkcja filmowa nie pozwalała widzowi się zgubić w opowiadanej na ekranie historii, i mimo przeskoków w różne miejsca w rożnym czasie, dawała mu poczucie komfortu w śledzeniu akcji jako spójnej, logicznej całości.
Cabré wykorzystując te filmowe techniki w swej prozie przerzuca nas swobodnie w czasie i przestrzeni:
„Adrian siedział jak sparaliżowany i nie miał odwagi spojrzeć jej w twarz, tylko nieśmiało się uśmiechnął. Powoli gasły światła, ludzie zaczynali klaskać, mistrz Toldrà wyszedł na estradę i usłyszała kroki Bernata, który wracał w głębi mieszkania. Wtedy Ksenia ustawiła komputer w stan uśpienia i wstała z krzesła”. (s. 212)
„Wielowątkowa powieść Katalończyka to nie tylko historia życia Adriana od dzieciństwa aż do śmierci. Rolę, którą sugerując się okładką, przypisywać można tajemniczej, starej księdze, przejmują skrzypce. I to skrzypce nie byle jakie - skonstruowane przez Lorenza Storioniego, pierwsze, którym nadano własne imię. Vial przewijać się będzie przez karty powieści, łącząc poszczególne wątki w spójną całość. Zanim skrzypce trafiły w ręce Feliksa Ardèvol’a i jego syna, przechodziły z rąk do rąk, nie zawsze legalnie. Nie zawsze bezkrwawo. Skrzypce nie przyniosły szczęścia żadnemu ze swoich właścicieli.
Dźwięki skrzypiec przenoszą czytelników w miejscu i czasie. Pojawimy się w Rzymie podczas pierwszej wojny światowej, w Barcelonie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, w Katalonii w czasach inkwizycji, Paryżu, Cremonie, Pardàc, a przede wszystkim trafimy do czasów drugiej wojny światowej, gdy krematoria pracowały na najwyższych obrotach, a naziści bawili się w bogów, odbierając życie i przeprowadzając okrutne eksperymenty medyczne”. (za: Ann Rk, w: granice.pl)
Niezwykle rzadkie skrzypce, stale przewijający się i nadzwyczaj nośny znaczeniowo motyw powieści, noszą w sobie tajemnicę śmierci, morderstwa, okrucieństwa i religijnego fanatyzmu. Co niezwykłe, nie bezpośrednio, ale poprzez historię drzewa, z którego zostały zrobione, a tak naprawdę osoby mnicha, którego szczątki owo drzewo wchłonęło. Niesamowite? Owszem, ale Cabré celuje w tego typu niezwykłościach. Przypomnieć wystarczy ostatnio wydaną powieść „Spaleni w ogniu”, w której metafora znęconych światłem ciem, które w zachwyceniu krążą wokół jasności, nie jest ani nowa, ani szczególnie oryginalna. Ćmy, motyle nocy, w swym tajemniczym oczarowaniu tym, co świeci, wydają się lekceważyć możliwe, tragiczne konsekwencje takiego oszołomienia. Jaume Cabré w „Spalonych w ogniu” pozwala nam zobaczyć ten motyw samozniszczenia w nowym, charakterystycznym dla jego wyobraźni, kontekście.
Ismael, główna postać opowiedzianej historii, istnieje na pograniczu tego, co rzeczywiste i tego, co literackie. Nakładanie się obu światów, każe nam stąpać po cienkim lodzie oczywistości pozornej:
„Imię moje: Izmael – przeczytał Ismael. I przerwał przestraszony. Alex dyskretnie uśmiechnął się z satysfakcją, a Simó zapytał, czy mogą wypożyczyć książkę do domu. Jakim cudem Ismael znalazł się w tym mieszkaniu, gdzie prawie nikt się nie kłócił i skąd wszyscy chcieli odejść, ale bez pośpiechu, bo życie w domu rodzinnym, jeśli jeszcze coś z niego zostało, było drogą niemal samobójczą? Przez przypadek.
To prawda, że Ismael przeczytał pierwszą stronę powieści ze trzydzieści razy. Ale nie potrafił doczytać książki do końca, co to, to nie; nie wydaje ci się, że to strasznie nudne, tyle dziwnych rzeczy na żaglowcu, nic tylko morze i morze, i…
- Nie przejmuj się. Nie masz obowiązku przeczytania całej książki. Czytaj do końca tę, która na to zasługuje”. (s.20)
Skąd i jakim cudem Ismael znalazł się w świecie literackich inspiracji? Aż trudno uwierzyć, że była to jakaś instytucja zastępująca rodzinę, ale tak właśnie się stało. Gdy umarł jego toksyczny i mentalnie niespójny ojciec, znalazł się w domu, „gdzie prawie nikt się nie kłócił” i prawie wszyscy czytali:
„Dwa tygodnie później Ismael miał już za sobą lekturę książki, którą mu pożyczył Somó, i tak jakby to stanowiło rytuał przejścia, dał się zaprowadzić Simónowi i Alexowi do dzielnicowej biblioteki. Simó wskazał mu miejsce, gdzie stał gruby tom, otworzył na pierwszej stronie i przytknął palec do pierwszej linijki.
- To początek powieści. Przeczytaj głośno.
- Imię moje: Izmael – przeczytał Ismael”. (s.19)
***
Równie niezwykła jest konstrukcja innej powieści Cabré, „Kiedy zapada zmrok” – która składa się z szeregu, pozornie luźno, a przecież niesłuchanie spójnie powiązanych opowiadań, w których motyw morderstwa, molestowania seksualnego i toksycznych rodziców, którzy oddają swoje dziecko do przytułku, urasta do wielkiej metafory ludzkiego pogubienia w mrokach umysłu kierowanego namiętnościami, uzależnieniami i nieusuwalnym złem, które z jakiś przyczyn determinuje jednostkowe żywota.
„Wyznaję” to historia Adriana, którego losy wplecione są w pełną okrucieństw historię Europy, każą nam zajrzeć w głębiej, niejako poza same zdarzenia, gdzie kłębi się zło. Jest w tej powieści coś, co zbiegiem różnych podobieństw, mniej lub bardziej oczywistych, każe ją zestawić z monumentalną pracą Jonathana Littella „Łaskawe”, w której wyrafinowanie kultury niemieckiej przeradza się w świetnie zorganizowane okrucieństwo obozów koncentracyjnych. Kto to jest Adrian? To młody dzieciak i jednocześnie dojrzały mężczyzna, którego poznajemy w różnych sytuacjach i z różnych perspektyw. Pragnący odnaleźć w swym życiu to, czego w żaden sposób nie było mu dane doznać w jego rodzinnym domu.
/Jest synem właściciela sklepu, ponurego i kostycznego mężczyzny, denuncjatora czasów Franco, robiącego za plecami żony i otoczenia pokątne interesy, za które przyjdzie mu słono zapłacić. Matka Adriana to cień kobiety do czasu, kiedy przejdzie metamorfozę, gdy zmuszona będzie sama zająć się sklepem i wychowywaniem syna. Tego syna, który nigdy w rodzinie czuł się niekochany.
„W moim domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją zdarzeń”. Nieprzypadkowa jest chyba tylko bliskość z pewnymi skrzypcami. Instrumentem życia Adriana i przedmiotem naznaczonym krwią, wędrującym z rąk do rąk pośród niesprawiedliwości i okrucieństwa. Adrian gra na skrzypcach nutę co najmniej smutną. Skrzypce Viala to źródło opresji i cierpienia. Takiego, o jakim Adrian nie ma pojęcia, ale przed którym przestrzega go matka, mówiąc: „Nie urodziliśmy się po to, żeby być szczęśliwi”/ (za: J Czechowicz, w: Krytycznym okiem).
Wszystkiego cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Wyznaję, Jaume Cabré, wyd, Marginesy, 2022, s. 766.
Spaleni w ogniu, Jaume Cabré, wyd. Marginesy, 2023, s.188
Zbyszesk Kruczalak
www.domksiazki.com