Czy żyjemy w świecie absurdu, a jeśli tak, to na ile?
Jak definiujemy absurd, albo inaczej – co to jest absurd?
Czy potrafimy rozpoznać, gdzie są granice między tym, co absurdalne i tym, co absurdalne nie jest? A jeśli tak, to jak?
Czy umiejętność rozpoznawania absurdalności w świecie jest istotna, a jeśli tak, to dlaczego?
Czym różni się teatr, literatura czy sztuka absurdu od absurdu dnia codziennego?
Czy świat mitu o Syzyfie, określa rzeczywistość absurdalną?
W Słowniku terminów literackich pod redakcją Michała Głowińskiego i Teresy Kostkiewiczowej definicji absurdu nie znajdziemy, natomiast w Słowniku wyrazów obcych PWN czytamy, iż absurd to: „wyrażenie sprzeczne, lub niedorzeczne, nonsensowne”, a absurdalność znaczy tyle, co „niedorzeczny, z całą oczywistością nieprawdziwy, nieprawdopodobny, pozbawiony sensu”.
Jeszcze inne podejście do definiowania tej kategorii znajdziemy w Wikipedii:
„W logice przekonanie absurdalne to każde przekonanie, które w sposób oczywisty nie jest możliwe do utrzymania. W węższym sensie jest to każde zdanie sprzeczne z prawami logiki. Żaden absurd nie jest nonsensem, wyrażenie nonsensowne (jako pozbawione znaczenia) nie może być bowiem sprzeczne z żadnym zdaniem, w tym z żadnym prawem logiki. W języku potocznym termin „absurd” interpretowany jest psychologistycznie, tj. nie jako pewne przekonanie czy pewne zdanie, ale jako stan mentalny towarzyszący temu przekonaniu / zdaniu w odpowiednich sensach.
Przykłady: Syn bezdzietnej matki ułożył się do snu, Żonaty kawaler poszedł do kościoła, Karol przepołowił jabłko na trzy części, Raczej na pewno pójdę na spotkanie.
Filozofia egzystencji rozumie termin „absurd” tak, jak rozumie się go w języku potocznym. Absurdalność przypisywana przez egzystencjalistów życiu ludzkiemu i wszelkim ludzkim działaniom to specyficzne stany mentalne (takie jak trwoga czy poczucie braku celu) stanowiące wg egzystencjalistów fundament bycia człowieka”.
Zobaczmy jeszcze, jak to do tego, niby oczywistego, terminu podchodzą autorzy Powszechnej encyklopedii filozofii. Zajrzyjmy tam, bez względu na to, co o tej publikacji sądzimy: „Absurd (gr. átopos; łac. absurdus – rażący uszy, niemelodyjny, niedorzeczny, bez sensu, nierozumny, wewnętrznie sprzeczny, nie na miejscu) – w języku potocznym absurd to coś niedorzecznego, powiedzenie jawnie fałszywe, coś sprzecznego ze zdrowym rozsądkiem; w filozofii i logice absurd oznacza odrzucenie zasady niesprzeczności, głoszącej, że ‘niemożliwe, by jedno i to samo czemuś jednemu i pod tym samym względem zarazem przysługiwało i nie przysługiwało lub że to samo w jednym i tym samym czasie nie może być i nie być’.”
Wróćmy jednakowoż do tego, co absurdalne w tekście ostatniego rozdziału Czteroksięgu Yana Lianke’go pod tytułem „Nowy mit o Syzyfie” – to właśnie tu autor pozwala nam dotknąć tajemnicy wieloznacznego realizowania się absurdu w kompletnie nowych odsłonach i jakkolwiek sama istota absurdalnego istnienia czy działania nie zmienia się z biegiem czasu, to pewne jego modyfikacje mogą przewrócić do góry nogami nasze myślowe schematy o tym, co absurdalne, a co nie.
„Absurd w historii filozofii był interpretowany różnorako. Termin ten może pełnić funkcję logiczną (Husserl), może dotyczyć kategorii religijnej (Kierkegaard), określać aspekt poznawczy człowieka (Sartre, Camus). W kontekście społecznym absurd łączy się z problemem komunikacji, (nie)porozumienia. W retoryce absurd jest często rozumiany potocznie jako coś niedorzecznego. Natomiast genetycznie absurdowi filozoficznemu związanemu z egzystencjalizmem najbliżej jest do tragizmu – można zaryzykować twierdzenie […], że wraz z pytaniem o tragizm ludzkiej egzystencji otwiera się możliwość pytania o absurd”. (za: Maciej Kałuża, w: Elementy filozofii absurdu w dramaturgii Alberta Camusa)
Ostatnie zdanie idealnie wprowadza nas do Nowego mitu o Syzyfie – „wraz z pytaniem o tragizm ludzkiej egzystencji otwiera się możliwość pytania o absurd”. To otwarcie jest niezwykłe i zadziwiające u Lianke’go. Dlaczego? Co najmniej z trzech powodów.
Po pierwsze zmienia on kierunek drogi, którą Syzyfowi naznaczyli bogowie.
„Bóg nie mógł pozwolić na to, żeby Syzyf znalazł sens swojej karze. Dlatego kazał mu się mozolić po drugiej stronie góry i pchać głaz nie w górę… a w dół, a gdy kamień docierał do podnóża, wtedy znów sam szybko toczył się na szczyt. Był to efekt „dziwnej góry”. Przez niego Syzyf zaznał nowej formy kary w nowym miejscu”.
Po drugie wystawia króla Koryntu na spotkanie z drugim człowiekiem, co jest sytuacją niebywałą.
„Przez kolejne dni Syzyf, idąc o zmroku za spadającym kamieniem, pozdrawiał dziecko stojące przy drodze. I pokochał to dziecko. Z biegiem czasu narodziło się między nimi uczucie i przywiązanie, które sprawiły, że Syzyf w swojej karze odnalazł nowy sens i nowe istnienie. Odtąd wpychał głaz górę po to, żeby w chwili odpoczynku patrzeć, jak toczy się z powrotem, iść za nim i w połowie drogi spotkać to niewinne, czyste dziecko, dziwiące się światu i jego cudom. Zawsze czekało na niego o tej samej porze i w tym samym miejscu. Nie mógł zapomnieć jego przejrzystych kryształowych oczu. Musiał jedynie wtaczać ten głaz i dzięki temu w drodze powrotnej spotykał dziecko. Gdyby tego nie robił, nie miałby okazji widzieć tych kryształowych oczu chłopca”.
Po trzecie pozwala nam dostrzec, iż Syzyf, akceptując udrękę wiecznego toczenia kamienia, unieważnia tym samym boski wyrok, który przestaje być karą.
„Przez niego Syzyf zaznał nowej formy kary w nowym miejscu. Nie mógł dalej widywać dziecka. Miłość i przywiązanie stały się karą cielesną i duchową. Popełnił nową zbrodnię i nie chodziło tylko o miłość do dziecka, ale o to, że przyzwyczaił się do poprzedniej kary i zaczął jej potrzebować. Jeśli pogodzi się i zaakceptuje wynikające z kary trudności, zmiany, nudę, absurd i śmierć, wtedy straci ona sens. Przestaje być zewnętrzną karzącą siłą, ale przez etap biernej akceptacji zmienia się w piękno i poczucie sensu. W ten sposób ludzkość reaguje na bezsilność i apatię. Zarazem jednak apatyczna niemoc również może stać się znaczącym źródłem siły i obrony. Inercja rodzi przystosowanie, z dostosowania się płynie siła”.
Ostanie zdanie jest obezwładniające. Wytrąca nas bowiem z przekonania, że dwa i dwa jest cztery. Ale czy na pewno? A jeśli tak, to na ile?
Zbyszek Kruczalak