„Wszyscy moi bliscy umarli. W moich wspomnieniach mieszkają same trupy” (s.163)
Pierwsze i ostatnie opowiadanie stanowią, rzecz jasna, klamrę tej niezwykłej opowieści, jaką jest Grobowa cisza, żałobny zgiełk Yōko Ogawy. Opowieści skonstruowanej z wielu różnych historii, pozornie niezależnych od siebie, a w istocie zawsze w jakiś sposób, mniej lub bardziej wyraźny, powiązanych, czy to postacią ożywiającą wspomnienia, sprawy i wydarzenia, czy motywem, czy też jakimś przedmiotem stanowiącym clue danego wątku. Idealnym przykładem na owo przeistaczanie się przedmiotu, który funkcjonuje w różnych opowiadaniach, i którego obecność sprawia, że przenosimy się na różne poziomy narracyjne, a może nawet doświadczamy odmiennych stanów świadomości, jest książka. To właśnie motyw książki i motyw rękopisu wraca w różnych odsłonach w trakcie kilku różnych nowel, zawartych w tomie Grobowa cisza, żałobny zgiełk. To, co rzeczywiste, dzięki temu narracyjnemu zabiegowi, jawi się nam jako wydarzenie powieściowe, czyli fikcyjne i odwrotnie, chociaż w istocie i ostatecznie, wszystko, co czytamy w tym niezwykłym tekście Ogawy jest prawdziwe tylko między okładkami. Z jednej strony poznajemy historię marchewek w kształcie dłoni ze zdjęcia w gazecie, które pokazuje staruszkę, morderczynię męża, z drugiej ta sama straszność jawi się nam w jednym z końcowych opowiadań o rozsypanych w wypadku samochodowym pomidorach. Tam, ta sama historia jawi się jako tekst pisarki, której obsesja polega na nieustannym noszeniu ze sobą rękopisu, który jest jedynie zbiorem niezapisanych, luźnych kartek. Mamy zatem do czynienia z trzema poziomami przenikania się tego samego wydarzenia/motywu danego nam do reinterpretowania w trakcie czytania różnych nowel ze zbioru Yōko Ogawy. Pierwszy poziom to samo wydarzenie (wykopane, dziwne marchewki rozdawane lokatorom, w tym także pisarce/narratorce), drugi, to zdjęcie zamieszczone w lokalnej gazecie, w której marchewkę w kształcie dłoni z wyraźnymi palcami prezentują razem staruszka i pisarka i trzeci, gdy to same zdarzenie jest tematem książki, którą znajduje dziennikarz w hotelowej bibliotece, a potem jeszcze raz czytamy jej fragment w ostatnim opowiadaniu Trujące rośliny.
Podobnie wielopoziomowo, wielowątkowo i przenikająco mają się sprawy z kremowym ciastkiem truskawkowym i lodówką. Te akurat motywy są szczególnie istotne, iż stanowią o początku i końcu całości tekstu Ogawy. Ciastko ma być prezentem urodzinowym dla dziecka, które nie żyje, lodówka miejscem śmierci owego dziecka, a także przedmiotem umożliwiającym ucieczkę w niebyt malarki z ostatniego opowiadania.
Grobowa cisza, żałobny zgiełk to opowiadania w opowiadaniach, coś na kształt szkatułkowej formy narracyjnej, precyzyjnie rozpisanej i poprowadzonej jak szarada, która została ułożona tak, by nas przeprowadzić po meandrach absurdu ludzkiego istnienia. Rzecz zresztą nie dotyczy jedynie jakiegoś konkretnego zdarzenia czy osoby. Absurdalność ewaluuje u Ogawy w różnych konstelacjach i zestawieniach, niekoniecznie jednoznacznych i oczywistych. Malarka z ostatniego opowiadania znajduje możliwość mrocznego wyjścia poza tu i teraz, ale niekoniecznie jest ona matką dziecka z pierwszego opowiadania (sama twierdzi, że z powodu choroby straciła córkę, a nie syna), jakkolwiek motyw lodówki, który dramatycznie łączy oba teksty, jest mocno wyeksponowany w już pierwszym opowiadaniu, gdy po zakupie dwu ciastek z kremem i truskawkami, kobieta zamyka się w lodówce doświadczając ciemności ostatnich chwil życia swego syna. Wtedy też odchodzi od niej mąż.
Absurdalność naznaczająca wydarzenia w opowiadaniach Ogawe ma wyraźne znamiona powszechności i powszedniości, jest wszędzie i dotyka wszystkiego - niespełniona pisarka z niezapisanym rękopisem, staruszka mordująca męża i marchewki w kształcie jego odciętych dłoni, kobieta sztyletująca w gardło niezdecydowanego w oświadczynach narzeczonego, przewodnik po muzeum tortur i sprzedawca absurdalnych protez, który ginie w zwałach śmieci zalegających jego mieszkanie, paranoiczny motyw rozpadającego się płaszcza ze skóry zmarłego, w ogrodzie owego muzeum, tygrysa, czy wyprawa na lody do zoo w śnieżycy i mrozie - to tylko niektóre z wątków wskazujących, że od absurdu istnienia nie ma ucieczki, że on nas zawsze dopadnie, nawet jeśli będziemy się starali od niego uciec w mroki lodówki.
Co za zmiana w porównaniu z Ukochanym równaniem profesora, wcześniejszym tekstem Yōko Ogawy. Tam, aż miło, wszystko ma sens i podlega racjonalnemu uporządkowaniu zgodnie z tytułowym równaniem. Co to za równanie?
/ Profesor niejednokrotnie odwołuje się do koncepcji świata jako księgi, której poszczególne strony są powoli odcyfrowywane przez matematyków. Skoncentrowanie się na liczbach, zauważanie pewnych prawidłowości, śledzenie liczb pierwszych i pseudopierwszych, szukanie liczb zaprzyjaźnionych i bliźniaczych umożliwia odsłanianie kolejnych fragmentów tajemnicy istnienia świata. Zadania, które mężczyzna przygotowuje dla narratorki i jej syna, wciągają ich w pasjonujący świat i sprawiają, że stają się oni uwrażliwieni na „matematyczne poczucie piękna”. Dla Profesora liczby są także „płaszczem ochronnym” – jeśli czuje zagrożenie i niepewność, od razu zaczyna mówić o liczbach, ucieka w przestrzeń nimi wyrażoną, bo w niej czuje się bezpiecznie, w matematycznej prawdziwe odnajduje pociechę. Tytułowe ukochane równanie Profesora to „tożsamość Eulera”, nazywana „najpiękniejszym wzorem matematycznym”, zapisywana jako eπi + 1 = 0. Wzór zapisuje się jako równanie, które łączy w sobie trzy działania (każde z nich występuje tylko jeden raz) – dodawanie, mnożenie oraz potęgowanie – a w jego skład wchodzi pięć podstawowych stałych matematycznych. To najsilniejsza ochrona Profesora – wykorzystał ją raz w obecności narratorki, by ochronić to, co cenne i ważne dla niego. Gospodyni zabiera ze sobą ten wzór i w chwilach zwątpienia także i jej przynosi ukojenie./ (za: Matematyczna wyobraźnia, Luiza Stachura, w: honbon.pl)
Tożsamość Eulera, czy najpiękniejszy wzór, czy też klejnot niosący sobą istotę jedności, czyli wzór matematyczny zestawiany w swej wyjątkowości z sonatami Szekspira w opisie idealnej miłości to znakomity, literacki pomysł Yōko Ogawy na opowieść o sensie istnienia, w której nawet pozornie skomplikowane i mroczne sytuacje (profesor pamięta wszystko tylko w interwale osiemdziesięciu minut) układają się w sensowną całość, naznaczoną pięknem ludzkich relacji. Nic tu nie jest absurdalne, wszytko jest proste i piękne – urocza bajka? Z całą pewnością!
Co w tym wszystkim jest niepokojące i wywołuje bojaźń i drżenie, to fakt, iż w zestawieniu z Grobową ciszą, żałobnym zgiełkiem nabiera Ukochane równanie profesora absurdalnych znamion, bo, nawet jeśli tego bardzo nie chcemy, odziera nas z przekonania, że najpiękniejsza teoria, cudownie matematycznie spójna i intelektualnie obiecującą, nijak się ma do życia, które igra z nami tak, byśmy się doigrali, a wtedy truskawkowe ciastko kremem niby jest, a jakby go nie było.
Zbyszek Kruczalak
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Grobowa cisza, żałobny zgiełk, Yōko Ogava, wyd. Tajfuny, 2020, s. 172.
Ukochane równanie profesora, Yōko Ogava, wyd. Tajfuny, 2019, s. 192.