Gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać?
To pytanie, w końcu bardziej trywialne niż absurdalne, otwiera zbiór czterech nowel, czy raczej opowiadań, które napisał Toshikazu Kawaguchi. Całość nosi tytuł Zanim wystygnie kawa i jest adaptacją sztuki teatralnej. Tytuł jest ważny, bo jeśli kawa wystygnie i nie zostanie wypita w odpowiednim czasie, można zostać duchem z mocą rzucania klątw. Brzmi ciekawie? Owszem, a żeby było jeszcze ciekawiej, wszystko dzieje się gdzieś w Tokio, w zapomnianej, maleńkiej kawiarni, która istnieje od wieków w niezmienionej formie. W tejże kawiarni jest jedno krzesło, które pozwala temu, kto na nim usiądzie, podróżować w czasie, a w rachubę wchodzi przemieszczanie się w przeszłość i przyszłość.
Urocze i wzruszające cztery historie wciągają nas w intymne sytuacje ludzi, którzy (jak wielu z nas) nie zdążyli czegoś zrobić, czegoś powiedzieć czy kogoś spotkać w odpowiednim momencie, a bardzo by chcieli to zmienić, odwrócić czy naprawić. Szkopuł w tym, że jedna z reguł, które nakładają się na właściwe podróżowanie w czasie, mówi jasno i wyraźnie, że nawet jeśli coś zmienimy w czasie naszego chwilowego cofnięcia się w przeszłość lub przeskoku w przyszłość, nie będzie to miało żadnego znaczenia dla teraźniejszości, której nie da się zmienić, choćbyśmy nie wiem jak chcieli to zrobić.
Ta reguła jest niezwykle interesująca w kontekście książki, wprawdzie z zupełnie innej bajki, bo naukowo traktującej o fenomenie czasowości, a raczej bezczasowości, bo cóż by to była za fenomenalna rzeczywistość, w której to, co było i to, co będzie jest teraz? Julian Barbour w Końcu czasu obezwładnia nas przekonaniem, że żyjemy ułudą czasu cyklicznego, linearnego czy jakiegokolwiek innego, a to złudzenie polega na tym, że przemijają wprawdzie dni i noce na naszych oczach, ale nie czas, bo nie może istnieć coś, czego nie ma.
Ale wróćmy do kawiarni w Tokio i zasad, według których można, na chwilę przynajmniej, znaleźć się tam, gdzie już byliśmy lub będziemy. Wydawać by się mogło, że przeszłość to zamknięta i bezpowrotnie utracona rzeczywistość, a przyszłość to to, co nieznane, i na obydwie te kategorie nie mamy żadnego wpływy, bo to, co się stało, już się nie odstanie, a to, co będzie, jest też poza naszą sprawczością. Okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy tylko otworzyć książkę Kawaguchi’ego, by się o tym przekonać. Pierwsze z zamieszczonych w tomie Zanim wystygnie kawa opowiadań jest szczególnie intrygujące i to nie tylko dlatego, że jest zatytułowane Kochankowie, choć również dlatego, ale jest tam pewien drobny moment, który pozwala łudzić się nadzieją, że nie wszystko, co się wydarzyło kiedyś, dobrze rozumiemy i odpowiednio intepretujemy i że istnieje pewna, niewielka wprawdzie, szansa na swoistą korektę przeszłości. Co to za moment? Otóż cała historia toczy się wokół młodej, atrakcyjnej i wyjątkowo zdolnej Fumiko oraz jej ukochanego – równie zdolnego, ale zdecydowanie mniej atrakcyjnego, Goro. Są ze sobą, ale jakby nie byli, albo raczej byli zagubieni w tłumaczeniu siebie nawzajem. Fumiko postanawia usiąść na tajemniczym krześle w tajemniczej kawiarni i jeszcze raz odbyć decydującą rozmowę, w efekcie której się rozstali. Przenosi się w przeszłość zdając sobie sprawę, że niczego tym nie zmieni w relacji z Goro, ale literatura japońska jest nieskończona w zadziwieniach, którymi nas zaskakuje. Otóż Goro, już rozpływając się w mglistej ulotności całego wydarzenia, mówi tylko jedno zdanie:
„Trzy lata – powiedział Goro, stojąc plecami do niej. – Poczekaj trzy lata, proszę. Wtedy wrócę, obiecuję. Powiedział to cicho, ale kawiarnia była mała. Mimo że teraz Fumiko była już całkowicie spowita oparami, wyraźnie usłyszała głos Goro”. (s. 63)
I co z tego? Nic wielkiego, ale jedno zdanie może być tym, które zmienia wszystko, a które mogło nam po prostu umknąć, w nieodpowiednim czasie i miejscu. To manewrowanie czasem i przestrzenią otwiera nas na inne nastrojenie – a to przecież bardzo istotne.
O takim samym nastrojeniu w powiewie nieokreśloności czasu, który niby jest, a jakby go nie było, może przeczytać w równie uroczej i równie magicznej, równie japońskiej opowieści Cuda za rogiem Keigo Higashino:
„Powieść Keigo Higashino dzieli się na pięć części – w każdej z nich przyglądamy się historiom, które na pozór łączy wyłącznie sklep „Namiya” i kącik porad, z czasem jednak coraz więcej szczegółów zaczyna się zazębiać, a poszczególne linie czasowe przecinają się w zaskakujących momentach, tworząc magiczną opowieść, w której wymiary tej samej rzeczywistości, przeszłość i teraźniejszość wydarzają się równolegle (za: honbon.pl, przewodnik po literaturze japońskiej).
Historia zaczyna się zupełnie banalnie, nieomalże kryminalnie. Trzech złodziejaszków włamuje się do opuszczonego sklepu wielobranżowego. Gdy plądrują resztki tego, co w nim zostało, ktoś wrzuca do środka list.
„Yūji Namiya przez wiele lat prowadził mały sklep osiedlowy. Ludzie przychodzili do niego nie tylko po to, żeby zrobić zakupy, ale też po radę w trudnych sytuacjach życiowych. Odbywało się to w dość nietypowy sposób. Listy z pytaniami wrzucali do sklepu przez otwór w rolecie, a odpowiedzi odbierali z pojemnika na mleko. Po śmierci właściciela budynek opustoszał, a o panu Namiya zapomniano.
Kilkadziesiąt lat później troje złodziei – Shōta, Atsuya i Kōhei – trafia do dawnego sklepu, szukając kryjówki. Kiedy zmęczeni i głodni przeszukują stare półki sklepowe, wydarza się coś niespodziewanego: ktoś wrzuca do sklepu list. Okazuje się, że młoda kobieta prosi w nim o poradę. Kiedy zaskoczeni rabusie próbują zrozumieć sytuację, odkrywają, że list przyszedł do nich z przeszłości…” (z: recenzja wydawnictwa)
Jak się wkrótce okazuje różne historie różnych osób tworzą przenikającą się siatkę wzajemnych powiązań i zależności, w których kategorie przyczyny i skutku, a także czasowość rozumiana linearnie, niekoniecznie prowadzą nas do konkluzji, że wszystko, co nas spotyka ma sens i jest logicznie wytłumaczalne.
Trochę inaczej o czasie determinującym nasze w nim funkcjonowanie pisze Yoko Ogawa w „Ukochany równaniu profesora”. Cała historia opiera się na intrygującym pomyśle. Otóż tytułowy profesor matematyki w efekcie wypadku, któremu uległ wiele lat wcześniej, cierpi na szczególną przypadłość. Pamięta wszystko jedynie w cyklu osiemdziesięciominutowym, w związku z tym cały jego garnitur pokryty jest ogromną ilością karteluszków z zapisanymi informacjami, które powinny mu przypominać o tym, o czym zdążył już zapomnieć.
„Jako całość jego mózg pracuje bardzo dobrze, ale siedemnaście lat temu mała część tego mózgu została uszkodzona i stracił zdolność zapamiętywania nowych rzeczy. To się stało w 1975 roku. Wypadek samochodowy. Mój szwagier pamięta wszystko sprzed wypadku, natomiast nie ma żadnych nowszych wspomnień. Potrafi powtórzyć twierdzenie, które sam wymyślił trzydzieści lat temu, ale nie wie, co jadł wczoraj na kolację. Mówiąc obrazowo, to tak, jakby w jego głowie znajdowała się tylko jedna osiemdziesięciominutowa kaseta wideo. Kiedy wyczerpie się wolne miejsce, kaseta nagrywa się ponownie, niszcząc poprzednie wspomnienia. Dokładnie tyle: osiemdziesiąt minut, czyli godzinę i dwadzieścia minut. Tyle potrafi pamiętać. (s. 11-12)
Tak z czasem bawią się w Japonii, a co w Europie?
Kontynuacja za tydzień
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Zanim wystygnie kawa, Toshikazu Kawaguchi, wyd. Relacja, 2022, s. 220.
Zbyszek Kruczalak