"Życie pełne jest głupich zdarzeń i głupich dni,
z których nic nie wynika"
Mamy wprawdzie w „Zimowych pannach” małą, senną osadę z plejadą osobliwych postaci, mamy osoby skrywające mroczne sekrety, są też w tej powieści zapisane w testamencie mózgi i wyrywane nieboszczykom zęby, ale mimo tego całego dobytku „magicznych” wątków i motywów, a także niezwykłej atmosfery, sugestia że jest to opowieść bliska w duchu tekstom Isabel Allende, Marqueza czy innych twórców nurtu realizmu magicznego jest swoistym nadużyciem:
„Proza Christiny Sánchez-Andrade uznawana jest przez krytyków za świeżą, oryginalną i niespotykaną w literaturze hiszpańskiej. Opina taka wydaje się być trochę na wyrost. Owszem, powieść przyciąga i oczarowuje swoją niezwykłością, ale wyczuwa się w niej ducha "Stu lat samotności" Gabriela Garci Marqueza. Zimowe panny przenika niemal identyczny nastrój i melancholia. Akcja powieści mogłaby równie dobrze rozgrywać się w Macondo, a Saladina i Dolores mogłyby być potomkiniami rodu Buendia. Porównania nasuwają się same, niestety na niekorzyść dla młodszej powieści, która wydaje się przez to być nieco odtwórcza”.(za: Oczytanyfacet.pl)
Ta nadinterpretacja jest zresztą powszechną plagą różnego rodzaju recenzji i krytycznych omówień jakichkolwiek tekstów literackich operujących elementami „nadprzyrodzonymi”. Jest to znany powszechnie proceder interpretacyjny, który zresztą wykpił swego czasu Mario Vargas Llosa, mówiąc, że w jego powieściach nie ma żadnych latający aniołów ani włosów rosnących w nieskończoność, co nie zmienia faktu, iż jest „ojcem założycielem” wspomnianego nurtu w literaturze latynoskiej.
Skoro jednak mleko już zostało wylane, przypomnijmy iż „Dom duchów” Allende to powieść kultowa, pełna dziwności i tajemnic, w której niektórzy postanawiają milczeć na zawsze, a inni rozmawiają z duchami. Wydaje się, że jest to najlepsza książka Allende, która przyniosła jest międzynarodową sławę i uznanie. Niesamowita atmosfera magii przeplatającej się w losach bohaterów z bardzo brutalną rzeczywistością Santiago de Chile sprawia, że lektura tego opowieści jest cudownym, literackim doświadczeniem:
Niemal w każdej rodzinie jest osoba głupia lub szalona, moje dziecko. (…) Czasami są niewidoczne, gdyż się je ukrywa, jakby przynosiły wstyd. Zamyka się je w najodleglejszych pokojach, żeby nie widzieli ich goście. Lecz w rzeczywistości nie ma się czego wstydzić, one też są dziełem Boga.
„- Ale w naszej rodzinie nie ma nikogo takiego, babciu – replikowała Alba.
- Nie ma. Tutaj szaleństwo udzieliło się wszystkim po trochu i nie zostało go tyle, żeby zrobić z kogoś z nas skończonego wariata.
Dom duchów to kwintesencja prozy Isabel Allende – surowy refleks realizmu magicznego w jego najczystszej postaci. Powieść niezwykła i niepowtarzalna, której lektura przypomina intelektualną podróż pomiędzy namacalną fizycznością rzeczywistości i delikatnym światem człowieczej duchowości. Pisarka, pozornie nie rezygnując z arystotelesowskiej koncepcji mimesis, tworzy pewien literacki krajobraz – świat, będący odbiciem materialnej rzeczywistości, która, choć nienazwana, przywodzi na myśl rodzime dla autorki Chile. Jednak równocześnie jest to świat, w którym obecność i, wynikająca z tej obecności, siła mitologii, legend, lokalnych tradycji i magii są czymś akceptowanym – naturalnym i zastanym; są częścią powieściowej rzeczywistości. Elementy materialne i niematerialne, rzeczywiste i nadprzyrodzone, łączą się ze sobą, składając na bajeczny świat, odwołujący się do wyobraźni, wrażliwości, uczuć i emocji, który, w zależności od interpretacji czytelnika, można odczytywać dwojako – jako realistyczny, bądź magiczny, co daje ogromne pole możliwości przydawania opisywanym zjawiskom nowych, zindywidualizowanych znaczeń. To, co odczytamy, zależy od naszego otwarcia się na tekst, a nasza percepcja świata przedstawionego, przefiltrowana przez naszą wyobraźnię i bagaż doświadczeń, staje się unikalna, w konsekwencji sprawiając, że obok siebie mogą współistnieć w zbiorowej świadomości różne sposoby postrzegania odczytywanej rzeczywistości, niekiedy nawet zupełnie wykluczające się”. (za: Dziennik Literacki).
„Zimowe panny” Cristiny Sanchez-Andrade (Hiszpanki) też się magiczne i realistyczne zarazem, co nie znaczy, że w jakikolwiek sposób są bliskie obrazowaniu Allende. Autorka stara się bardzo, by „omamić” czytelnika niezwykłością miejsc, sytuacji, postaci, a nawet zwierząt:
„Dolores poszła do sypialni i otworzyła klapę. Krowa Greta przykucnęła na tylnych łapach i beczała do księżyca z otwartym pyskiem, dokładnie tak, jak robią to owce. Uspokoiła się, kiedy ją wydoiły. Ale następnego dnia nie miała ani kropli mleka”. (s. 258)
Ten cudowny wątek krowy Grety, która umiera w tym samym czasie, co jej pani, kur które grzebią jak oszalałe w ziemi wokół figowca, na który wdrapuje się Saladina uciekając przed samą sobą – to wszystko jest urocze, a nawet zabawne, ale do „Domu duchów” droga ciągle pozostaje daleka.
Cristina Sanchez-Andrade buduje prawie kryminalną, mroczną i niezwyczajną opowieść o dwóch siostrach, które łączy tajemnica związana ze szczególnym użyciem ośmiornicy. Tych mroczności jest zresztą wiele, a jedną z najważniejszych jest koncept wykupu praw do mózgów mieszkańców osady, nie mówiąc już o wstawianiu sztucznych szczęk robionych z jak najbardziej prawdziwych, wyrywanych nieboszczykom, zębów. Wiele się w tej powieści dzieje tajemniczego i wykraczającego poza normę, ale to, co napędza działania bohaterów opiera się z jednej strony na niespełnionej miłości i zawiedzionej miłości, a z drugiej na upragnionej miłości. Fatalny układ małżeński, nigdy nieposkromiona chęć zastania aktorką filmową i niespodziewana, śmiertelna choroba nadają całej historii traumatyczny wymiar z pewnym aspektem groteski. Do tego wszystkiego mamy w niej mnóstwo figowych konfitur i w ogóle mnóstwo fig, co już samo w sobie jest smakowite, jakkolwiek w nadmiarze może zaszkodzić. Z tą szkodliwością bywa jednak różnie, w zależności od tego, kto te figi je. Co jednym szkodzi, innym wychodzi na zdrowie.
„Wszyscy pragną uporać się z następstwami pewnej tajemniczej umowy, jaką zawarł z mieszkańcami zmarły dziadek Zimowych Panien. Ale zmagają się również z własnymi słabościami i grzechami (choćby kryzys tożsamości płciowej jednego z nich). Czy Zimowe Panny powinny czuć się winne zakłócenia spokojnej egzystencji swych sąsiadów? Czy ich ogromny sekret wpłynął na dziwne i magiczne rzeczy dziejące się we wsi? Jedna z sióstr stwierdza, że: życie pełne jest głupich zdarzeń i głupich dni, z których nic nie wynika".
Kontynuacja za tydzień.
Zbyszek Kruczalak