----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

10 marca 2022

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

„…kwestionuj wszystko, co słyszysz; upłynniaj to, co wydaje się twarde jak skała; patrz przez rozmaite psychologie i filozofie jak przez szybę, na której ktoś wymalował piękne widoki, zamiast zatrzymywać na tych obrazach wzrok. Nie wierz tym, którzy domagają się od ciebie ślepego uznania ich opinii. Nie dawaj się schwytać w żaden terapeutyczny system.” (za: Potyczki z Freudem, s.193)

Zadziwiające, ale to właśnie jest jakiś sposób na odarcie się z iluzji, której ulegamy z przyjemnością bezmyślności: nie wierz nikomu i niczemu bezkrytycznie. Zawsze bądź gotowy wszystko, co słyszysz i czego doświadczasz, poddać krytycznej analizie. Ale co jest złego w życiu iluzorycznym? No cóż, zdefiniujmy pierwsze samo pojęcie iluzji, której znaczenie wydaje się nam oczywiste, ale tak tylko nam się wydaje, bo co to, w istocie swej, jest iluzja?

„Iluzje, złudy, złudzenia zmysłowe - patologiczne zjawiska psychiczne polegające na zmienionym postrzeganiu istniejących realnie źródeł zewnętrznych bodźców zmysłowych (wzrokowych, słuchowych, smakowych, węchowych i czuciowych); błędna interpretacja czegoś, zniekształcona subiektywnie ocena sytuacji. Iluzje mogą występować u ludzi zdrowych w warunkach utrudniających właściwe rozpoznanie bodźca np. w ciemności, we mgle, pod wpływem strachu czy zmęczenia. Poprawa warunków czy dodatkowe wyjaśnienia szybko jednak korygują spostrzeżenie. W iluzjach spotykanych w stanach chorobowych korekcja następuje znacznie wolniej” (Oprac: dr n. med. Bohdan T. Woronowicz, za: psychologia.net.pl)

Jednym słowem iluzja to coś, co nam się wydaje, że jest w swej pozorności. Można przyjąć, że wszystko, co jest, jest iluzoryczne, łącznie z nami. Nie mamy przecież żadnej pewności, że nie zajmujemy miejsce więźniów w platońskiej jaskini. Co ciekawe, iluzje to złudzenia chciane i niechciane. Takie, które kochamy i takie, których się boimy. Często pragniemy ponurzać się w złudzeniach, bo to pozwala nam uciec od bezwzględnych wymogów rzeczywistości, pozwala nam na chwilę relaksacji, często prowadzącej na manowce. Są jednakowoż też ułudy, czy omamy deprawujące i przerażające, które potrafią nas wprowadzić w stany głębokiej depresji i destrukcyjnych zaprzeczeń.

Czy kochamy, czy też nie, życie iluzoryczne? Jeśli przyjrzymy się opowieści Gigi z powieści MOMO, to można założyć, że pragnienie utopii jest niezniszczalne i wieczne, bez względu na oczywistą oczywistość, iż każda utopia przeradza się, wcześnie czy później, w dystopię, czyli tej pierwszej karykaturę, często okrutną i krwawą. Obietnica czegoś idealnego, sprawiedliwego, pięknego, harmonijnego, jednym słowem bez skazy, zawsze prowadzi na wspomniane manowce, które okazują się stepami Kazachstanu, śniegami Syberii albo koszmarem zamknięcia za drutami kolczastymi pod napięciem. Ale wróćmy do bohatera powieści Michaela Ende. Gigi wymyślił kapitalną historię z globami. Ponieważ poszczególne zmiany, jakie chciał poczynić cesarz Marksencjusz Komunus, nie udawały się, bo ludzi nie da się zmienić, satrapa, w szale szaleństwa wydaje rozkaz stworzenia wszystkiego od nowa. W związku z tym rozkazuje budowę nowego globu. W rezultacie, jak można się domyślać, to nieskończenie wielkie i szalone przedsięwzięcie, jest identyczne z pierwowzorem. Mamy wprawdzie nową Ziemię, ale jest ona jedynie idealną kopią poprzedniczki:

„A gdy nowy świat był w końcu gotowy, musiano na niego zużyć nawet dosłownie ostatni kamyk, jaki pozostał jeszcze na starej Ziemi. I naturalnie wszyscy ludzie też przenieśli się na nowy globus, bo stary został przecież zużyty na budowę nowego. Kiedy Marksencjusz Komunus stwierdził, że mimo to, wszystko właściwie pozostało po staremu, zakrył głowę togą i odszedł. Dokąd – nie udało się nigdy ustalić.” (w: Momo, s.59)

Bajkowy cesarz odszedł, ale jego poddani zostali w nowej-starej rzeczywistości. Czy żyli zatem w tym co było, czy w tym co jest? Gdzie w tym wypadku możemy nanieść granice między rzeczywistością i złudzeniem? Czy w ogóle jest możliwe wyrwanie się z ułudy tego, w co wierzymy i co stanowi istotnie o naszym tu i teraz? Raczej nie, biorąc pod uwagę fakt, że nawet taka konstrukcja porządkująca nasze istnienia, jak tydzień, to ułuda i kulturowa bajka, która nami bezprzytomnie owładnęła:

“W książce „The Week. A History of the Unnatural Rhythms That Made Us Who We Are" (Tydzień. Historia nienaturalnych rytmów, które uczyniły nas tym, kim jesteśmy) amerykański historyk David M. Henkin stawia tezę, że spośród wszystkich jednostek czasu – fizycznych, astronomicznych czy kulturowych – najważniejszy jest tydzień. To on wyznacza globalny puls ludzkości i decyduje o tym, jak żyjemy.

Podział czasu na doby, pory roku i lata wynika z astronomicznych procesów będących poza naszą kontrolą. Tydzień jest ludzkim wynalazkiem. Wyjaśnienia, skąd się wziął, nie znajdziemy ani na niebie, ani w biologii, ani w fizyce. Musimy poszukać w historii. […] Triumfalny marsz siedmiodniowego tygodnia przez dzieje ludzkości najpewniej ma początek w Księdze Rodzaju. Bóg stworzył świat w sześć dni, a siódmego odpoczął. Z tej opowieści wziął się szabat: Żydzi oddzielili sześć dni zwyczajnych od dnia świątecznego, w którym na wzór Boga zaprzestawali pracy. Tę tradycję przejęli chrześcijanie, z czasem przesuwając dzień święta z soboty na niedzielę.” (za: Maciej Jarkowiec, Nie lubię poniedziałków, w: Książki Magazyn do Czytania, nr 1, luty, 2022, s. 33)

Iluzja, która nawet Bogu narzuciła schemat tworzenia, która jest kulturową, wyłącznie człowieczą ułudą. Siłą iluzji, jak się okazuje, jest niebywała.

Wystarczy znaczący poziom ogólności, by wprowadzić nas w stan wiary absurdalnej, przy której tajemnica kota Schrödingera jest nieistotną drobnostką, bo przecież to, że kot jest, a jakby go nie było, w żaden sposób nie wyjaśnia tajemnicy jego istnienia, a otwarcie pudła, żeby sprawdzić, czy kot jest żywy, czy martwy, możliwe jest tylko teoretycznie, czyli jest niemożliwe.

Jaka zatem iluzja jest możliwa, by uwieść nas pozorami prawdy? Okazuje się, że ta, która nam schlebia. Jak pisze Tomasz Stawiszyński w Potyczkach z Freudem, czyli mitach, pułapkach i pokusach psychoterapii, już w 1948 „psycholog społeczny Bertram Forer dał swoim studentom i studentkom do wypełnienia pewien test. Następnego dnia każdemu z nich wręczył indywidualną, przeznaczoną tylko dla niego analizę osobowości – jak oznajmił Forer – dokładnie na podstawie wyników owego testu. […] W rzeczywistości wszyscy – o czym, rzecz jasna, nie mieli zielonego pojęcia – dostali ten sam test. Brzmiał on następująco:

Masz silną potrzebę akceptacji ze strony innych ludzi
Chcesz, żeby cię lubili, a nawet podziwiali
Bywasz wobec siebie krytyczny
Masz spory ukryty potencjał, którego nie wykorzystujesz
Jakkolwiek posiadasz pewne słabości, potrafisz jednocześnie rekompensować je innymi zaletami czy umiejętnościami
Na zewnątrz sprawiasz wrażenie osoby zdyscyplinowanej, ale wewnątrz bardzo często trapi cię niepewność
Miewasz czasami poważne wątpliwości, czy podjąłeś właściwą decyzję, albo czy postąpiłeś właściwie
Lubisz zmiany i różnorodność” (s.204/205)

I co o tym myślisz? Czy ta ankieta trafnie cię określa?

Kontynuacja za tydzień.

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Michael Ende, Momo, Wyd, Mamania, 2021, s.320.
Ucieczka od bezradności, Tomasz Stawiszyński, wyd. Znak, 2021, s. 349.
Potyczki z Freudem, mity, pułapki i pokusy psychoterapii, Tomasz Stawiszyński, wyd. PWN, 2016, s. 308

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor