„Odkryliśmy, że możemy sprzedawać nienawiść, a im jadowitsza retoryka, tym lepiej. Służy to również ważniejszym celom politycznym. Dopóki społeczeństwo zajęte jest wzajemną nienawiścią i nie kieruje swego gniewu przeciwko bardziej złożonym procesom finansowym i politycznym dziejącym się z dala od obiektywów kamer, ryzyko czegoś w rodzaju powszechnego powstania jest znikome”. (Nienawiść sp. z.oo - Jak dzisiejsze media każą nam gardić sobą nawzajem, s. 51)
„W tym celu postanowili wykreować imigrantów na morderców: włamali się do domu rodziny Flores i postrzelili małą Brisenię w głowę” (Amerykański…, s.415/146)
Dwa cytaty i dwie sytuacje stawiające nas w przestrzeni manipulacji. Oba są wyjęte z tekstów kompletnie nieprzystających do siebie, a przecież mówiących o tym samym: o naszej łatwości w poddawaniu się szaleństwu informacji przeprocesowanej, czy raczej przetworzonej tak, by nas pogrążyć w odmętach niebezpiecznych wirów ułudy.
Zarówno powieść Jeanine Cummins, Amerykański brud, jak i polemiczno-reportażowy esej Nienawiść sp. z o.o. – jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, napisany przez Matta Taibbi’ego, trafiają w naszą rzeczywistość z całą siłą obrazu i argumentów. Bardziej plastyczny jest niezwykły w swym obezwładniającym i nieustannym napięciu Amerykański brud, którego autorka pisze obrazami, podobnie jak dzieje się to w Dzikim, Guillermo Arriagi. Te obie opowieści wprowadzają nas w popłoch poznawczy nie tylko dlatego, że za miejsce akcji obierają rzeczywistość Meksyku, pełną przemocy i strachu, ale także, a może przede wszystkim, z powodu niebywałej konstrukcji narracyjnej obu powieści, która nie pozwala naszej czytelniczej wyobraźni odpocząć nawet na chwilę. Zostajemy uwikłani w losy głównych bohaterów bezwzględnie i bezlitośnie. Boimy się za nich i z nimi tak bardzo, że ów strach towarzyszy nam od początku do końca opowieści - bez wytchnienia. Zarówno Cummis jak i Arriaga obrazują nam to, z czym zmagają się ich bohaterowie wplątani w sytuacje i zdarzenia, które albo są kompletnie przypadkowe, albo są też wynikiem przedziwnych, i często trudnych do usensownienia, zbiegów okoliczności.
Zupełnie inaczej napawa nas strachem Matt Taibbi w Nienawiści sp. z o.o. – tutaj nikt nie ucieka przed okrucieństwem karteli narkotykowych na dachach pociągów do Stanów, ani do podbiegunowej Kanady, by tam odnaleźć sens i wewnętrzne ukojenie.
Taibbi pisze o mediach w naszej rzeczywistości, która skrzeczy, ale my często nie zdajemy sobie z tego głośnego skrzeczenia sprawy. Dlaczego? Bo media wszelkiego rodzaju, przestrzegając rygorystycznie pewnych reguł i zasad, idealnie potrafią kreować to, co znamy z różnych wcieleń jako agresję. Jak i w jaki sposób? Przestraszyć, przerazić, wyprowadzić z równowagi, zantagonizować, podsycić stereotypy, podkręcić bezrozumne, ale wiecznie żywe spiskowe teorie dziejów, upokorzyć przeciwnika, nie pozwolić na polemikę i wymianę argumentów, ograniczyć zakres dyskusji do absolutnego minimum, nigdy nie pozwolić na dyskusję w szerokim kontekście problemów, zawęzić świat do wersji dwubiegunowej: oni i my, my oczywiście jedynie dobrzy i zawsze mający rację i oni, pozbawieni sensu w każdym możliwym aspekcie.
Jak pisze Matt Taibbi o przekazie medialnym: „cokolwiek by to było, naszym zadaniem (dziennikarzy) jest zrobić z tego treść, szybko stosując następujący algorytm:
ZŁE WYDARZENIE
Czy da się o nie oskarżyć przeciwnika politycznego?
TAK (zajmujemy się tematem)
NIE (nie zajmujemy się tematem)” (s.59)
Wszystko zatem w naszej rzeczywistości - w której przecież nieomalże wykluczone jest kompletne odseparowanie się od przekazywanych przez różne źródła informacji (media elektroniczne, tradycyjne TV radio i prasa, platformy społecznościowe w milionie odmian) - jest konstruktem różnych grup interesu, których celem jest oczywiście skumulowanie maksymalnych zysków, które to my mamy generować. Proste jak budowa cepa, ale niezwykle wyrafinowane w metodach manipulacyjnych, które współczesne media opanowały do perfekcji.
Im bardziej będziemy się bać innych, im bardziej będą oni budzić w nas odrazę i im bardziej będziemy nimi pogardzać, tym lepiej dla konsolidowania coraz większych dochodów. Jak to możliwe i o co w tym chodzi? Przecież przestraszać nas może Amerykański brud, czy Dziki – teksty obezwładniające znakomitą techniką permanentnego zagrożenia, ale politycznie czy społecznie zaangażowany program telewizyjny czy artykuł prasowy?
Taibbi analizuje to w ten sposób:
„Ktoś wrzeszczy: Ej, widziałeś, co te cholerne lewaki dziś zrobiły? Choć tu, w ten zaułek. Nienawidzisz lewactwa, więc skręcasz w zaułek. Po drodze do tej historii masz witrynę oferującą samobieżne wózki sklepowe i inwestycje z złoto (nadchodzi krach – nawet ten miliarder tak twierdzi!) […] To nie jest dziennikarstwo. To proces marketingowy, zaprojektowany tak, by tworzyć retoryczne uzależnienia i zatrzaskiwać w waszych umysłach wszelkie drzwi niewiodące do konsumpcji. Powstają przez to nie tylko ogniska politycznej zajadłości. Tak tworzą się masy konsumentów mediów wytresowanych do patrzenia tylko w jednym kierunku, jakby ciągnięto ich przez dzieje po szynach, z końskimi klapkami założonymi na oczy, patrzących tylko w jedną stronę. Jak się okazuje, takie dzielenie nas jest dla kogoś użyteczne. Im bardziej podzieleni jesteśmy jako naród, tym bardziej bezsilni politycznie się stajemy. […] Najpierw uczy się nas, byśmy nie wychylali się intelektualnie poza pewne granice. Potem zagarnia nas wszystkich do zagród dla poszczególnych grup demograficznych, rozmieszczonych na różnych parcelach w obrębie dopuszczalnego zakresu myślenia. […] Nienawiść idzie w parze z ignorancją, a my (dziennikarze) w mediach staliśmy się już ekspertami w sprzedaży jednej i drugiej.” (s. 27/28)
Amerykański brud to powieść o właścicielce księgarni, która musi uciekać z Acapulco wraz z cudem uratowanym z rzezi, jaką zgotował jej rodzinie kartel narkotykowy, ośmioletnim synem. Z osoby znakomicie znajdującej się w świecie literatury i kultury, musi nagle przepoczwarzyć się w migrantkę, by przeżyć i uratować życie dziecka. Ucieka z Meksyku na dachach Bestii, bo tak nazywa się pociągi wiozące migrantów. Spotyka na swojej drodze ludzi, których historie życiowe są niczym te wyjęte z najbardziej mrocznych horrorów, w których epatuje się czytelnika niemożliwym do zracjonalizowania złem. Wszyscy oni uciekają przed czymś, w nadziei na coś. Co to jest to coś?
„Brud się eliminuje, brudu się pozbywa, brud nie powinien istnieć. Ten brud jednak zbyt mocno się rozprzestrzenił, pochłaniając rzesze niewinnych istnień. Tak mocno wniknął w ludzką tkankę, że nie sposób go usunąć. Brud terroru, bestialstwa i braku jakichkolwiek uczuć”. (za: Wioleta Sadowska)
Skąd się wziął i dlaczego to Amerykański brud, a nie jakiś inny? Czy dlatego, że wojna z kartelami narkotykowymi rozpętana przez USA przetoczyła się przez wiele krajów latynoskich i przyniosła więcej złego niż dobrego? Kto na niej najwięcej zarobił? Kartele czy korporacje militarne?
„Krytykę dotychczasowego modelu wojny z narkotykami wyraziła w swoim raporcie z 2011 roku Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej, w której zasiadał m.in. Kofi Annan, były sekretarz generalny ONZ. Oprócz braku sukcesów w redukcji produkcji i spożycia narkotyków na świecie, wskazywała na wytworzone przez niego rocznie dodatkowe 100 mld USD kosztów w postaci zbrojnych konfliktów i wzrostu populacji więziennej”. (za: Wikipedia)
A może to nie wojna z narkotykami, ale wojna o jeszcze większą kasę i jeszcze większe podsycanie strachu i nienawiści wobec wszystkiego i wszystkich, by zmaksymalizować zyski? Kto to robi? Media? Pisze o tym Rafał Woś w recenzji zatytułowanej, Taibbi oskarża:
/Tresowanie widzów w ciągłej nienawiści do tej drugiej strony. Najlepiej okraszone deklaracjami troski o „dobro wspólne”, „demokrację”, „wolność słowa” czy „obronę uciskanych mniejszości”. Ugruntowywanie przekonania, że istnieją tylko dwie ideologie, których walka jest sprawą fundamentalną, a wszyscy muszą się opowiedzieć po jednej albo po drugiej stronie. Kolportowanie poglądu, że wszystkiemu zawsze są winni „tamci”. Nigdy zaś nie jesteśmy winni „my”. My się przecież tylko bronimy. To tamci nas atakują. Nasz przeciwnik to współczesna inkarnacja Adolfa Hitlera. Tak, tak. Jeszcze niedawno obowiązywało (głównie jako zasada dobrych praktyk w internetowych dyskusjach) tzw. prawo Godwina głoszące, że pierwszy, który porównuje swojego adwersarza do przywódcy Trzeciej Rzeszy, automatycznie przegrywa starcie./ (za: Gazeta Prawna)
Naprawdę?
Kontynuacja za tydzień
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Amerykański brud, Jeanine Cummins, wyd. NieZwykle 2020, s. 460.
Nienawiść sp. z o.o., Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, Matt Taibbi, wyd. Czarne, 2020, s.357.
Zbyszek Kruczalak