Przyznam, że nie spodziewałem się kiedykolwiek pisać na ten temat. Nigdy do głowy mi nie przyszło, że gdzieś, ktoś to wymyśli, a następnie ktoś inny zajmie się sprzedażą. W ogóle niepojęte jest, by ktoś to mógł kupić. A jednak...
Krajowe i międzynarodowe media poinformowały ostatnio, iż z półek sieci Walmart i Target znika popularna, strategiczna zabawka dla dzieci o nazwie "Cut the Wire".
Mam dziecko, więc postanowiłem uważnie wczytać się w podawane informacje, by dowiedzieć się, jaki to rozwijający wyobraźnię i pomyślunek przedmiot nie będzie już dla mojego młodego dostępny.
Przeczytałem, obejrzałem zdjęcia i zdębiałem.
Okazało się, że "Cut the Wire" to zabawka przypominająca skomplikowany ładunek wybuchowy. Ma cylindryczny kształt, odmierzający czas do wybuchu zegar i różne, poplątane kabelki. Zadaniem dziecka - sugerowany przez producenta wiek to 6 plus - jest rozbrojenie ładunku w określonym czasie i uratowanie niewinnych istnień. Ponieważ jest to zabawka, więc ma fajne, jaskrawe, przyciągające wzrok kolory, a wewnątrz poza bateriami żadnych prawdziwych materiałów wybuchowych nie ma. Uff!!!
Pobiegłem szybko, by ten twór na własne oczy obejrzeć. W Walmarcie faktycznie zabawek tych już nie było, nie wiem, czy tylko w moim, czy też usunięto je ze wszystkich. Ale znalazłem je w internecie, na popularnych witrynach handlowych. Z dokładną instrukcją obsługi przypominającą biblię sapera.
No więc bombą może bawić się nawet kilkoro dzieci w tym samym czasie,wówczas jest to grupowa rywalizacja, polegająca na tym, kto pierwszy ją rozbroi. Podobno to rozrywka dla całej rodziny!
Należy zwracać uwagę na podpowiedzi, obserwować bieg kabelków i wielokolorowe światełka oraz wsłuchwiać się w wydawane przez urządzenie odgłosy. Niby prosta zabawa, ale jakże idiotyczna...
Rozumiem, że żyjemy w czasach, gdy zewsząd grożą nam zamachy, napaście, utrata życia na tysiąc sposobów. Nikomu nie ufamy, zdejmujemy buty przed wejściem do samolotu, szczególnie uważać musimy na słowa wypowiadane w miejscach publicznych. Ze smutkiem dochodzę do wniosku, że mój syn nie pozna świata, jakim ja go kiedyś poznałem, czyli ufnego, prostszego, bezpieczniejszego. Przynajmniej miałem okazję, on i jego rówieśnicy nie będą mieli takiej możliwości.
Jednocześnie nie rozumiem, jak można podobne coś wyprodukować i promować później jego sprzedaż wśród kilkulatków. Czego to właściwie uczy? Czy chodzi o to, by oswoić dzieciaki z widokiem ładunków wybuchowych, nauczyć ich rozbrajania tych urządzeń, etc? Jeśli tak, to pomysł nie był najlepszy, więc chyba chodziło o pieniądze.
W wyniku protestów części rodziców "zabawka" zniknęła ze sklepów, choć w internecie zaroiło się od ogłoszeń sprzedaży za mocno zawyżoną cenę.
Producent na początku próbował się tłumaczyć, że rozbrajanie bomby przez sześciolatka rozwija jego umiejętności strategicznego myślenia, wyobraźnię, itd. Tłumaczenia nie pomogły, należało więc przeprosić, co też uczyniono. Według mnie niepotrzebnie, bo to nie załatwia sprawy.
Może jestem starej daty, może coś ze mną nie w porządku, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by swemu rozwijającemu się dziecku sprawić podobny prezent. Znam wiele innych zabawek i gier pozytywnie działających na wyobraźnię i pomyślunek, by za rozbrajanie bomb z kilkulatkiem się nie zabierać.
Nawet, jeśli to tylko zabawka. Bo mam wrażenie, iż obsługa tego urządzenia czyni więcej szkód, niż przynosi pożytku. Podobnego zdania była chyba część protesujących rodziców, którzy w końcu doprowadzili do usunięcia tego czegoś ze sklepów.
Zwykle staję w opozycji do podobnych protestów. Nie zawsze zgadzam się z wycofywaniem koszulek z nieodpowiednimi napisami, ubrań urażających trudne do zdefiniowania uczucia. Nie jestem pewny, czy wcielanie się w Indianina, kowboja oraz Eskimosa w Halloween lub podczas balu przebierańców powinno być publicznie piętnowane. Dopuszczam nawet czasem dowcipy, w których pojawiają się stereotypowe cechy określonych grup.
W tym przypadku, wyjątkowo, przynajmniej na razie, stoję murem za protestującymi...
Co nie znaczy, że jak trafi się okazja zabawki tej, nazywanej grą strategiczną, sam nie kupię. Choćby z ciekawości chciałbym spróbować, sam, bez udziału młodszego pokolenia, rozbroić tę bombę. Może nie mam racji, może producent wcale nie przesadził. Może sklepy zbyt szybko i niepotrzebnie uległy presji społecznej, może faktycznie ma ona jakieś wartości edukacyjne? Wątpię, ale...wypada pozostawić uchylone drzwi. Może maleńkie okienko w tym przypadku.
Miłego weekendu.