Początek roku to wiele skojarzeń, wśród nich podatkowych. Choćbyśmy starali się bardzo, ale to bardzo mocno, nie uciekniemy przed oddaniem części zarobków rządowi federalnemu i stanowemu. Gdyby one jeszcze jakoś rozsądnie te pieniądze wydawały… A tak mamy setki tysięcy programów, których jedynym zadaniem jest promocja już dawno wybranych i starających się o czterdziestą kadencję polityków.
Co jakiś czas dotyka nas kryzys. Nas, czyli kraj. Co jakiś czas, czyli raz na kilka lat. Wtedy nagle pojawiają się obietnice cięcia stawek podatkowych, by nam na życie nieco pieniędzy w kieszeni zostało. W czasach dobrobytu o obniżaniu podatków nikt nie myśli, bo po co? Skoro jest dobrze, to po co zmieniać? Dlatego powinniśmy być wdzięczni za kryzysy. Pozwalają one na symboliczne wprawdzie, ale dla wielu odczuwalne obniżki podatków. Gdyby ich nie było, nasze stawki dziś przekraczałyby 60 procent. Zgodnie z zasadą, że za wygodne życie trzeba słono płacić.
Cały ten system jest nieco dziwny, bo najpierw zabiera nam się sporo pieniędzy, potem malutką ich część oddaje w postaci zwrotów, a my cieszymy się z tego jak dzieci. Zwroty podatkowe nie są wcale wyrównaniem rachunku, ale formą stymulacji gospodarki. Ktoś wymyślił kiedyś, słusznie zresztą, że większość zwróconych pieniędzy natychmiast jest wydawana w sklepach, co pobudza produkcję. Problem w tym, że w obecnych czasach kupując za zwroty podatkowe nowy telefon, konsolę do gier, telewizor, ściereczki do kuchni, czy karmę dla psa, głównie pobudzamy chińskich producentów i eksporterów. Troszeczkę zostaje jeszcze dla pośredników, zwanych handlowcami. No, chyba że akurat potrzebne nam jest blaszane wiadro lub samochód marki Tesla. To chyba już ostatnie produkty robione na miejscu.
Sukces podczas rozliczania podatków mierzony jest wysokością odpisów. Legalnych odpisów oczywiście. Wiele osób zbiera więc rachunki przez cały rok, zauważyłem że najczęściej w pudełku po butach, z nadzieją że przydadzą się one podczas wizyty u księgowego. Pierwszym krokiem jest uporządkowanie tych papierów. Wyrzucamy wszystko na podłogę, gotujemy dwa litry kawy, ewentualnie otwieramy jakąś butelkę i zaczynamy lekturę. Po kilku godzinach dociera do nas, że w poprzednim roku wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na kompletnie niepotrzebne rzeczy. Większości już nie mamy, bo na przykład je zjedliśmy. Postanawiamy więc, że w tym roku kupować będziemy dobra trwałe, choćby zestaw kluczy nasadowych zamiast parówek. Klucze posłużą przez wiele lat, parówki trawimy w 48 godzin. Poza tym klucze można jakoś podciągnąć pod rozliczenia, wędlin raczej nie.
Wyczytałem niedawno, że w moim zawodzie, podobnie jak w wielu innych, istnieje możliwość odliczenia wydatków na rzeczy, które w jakimś stopniu wykorzystywane są w pracy. Na przykład wspomniane są w felietonie. Nie ma dokładnej definicji jak musi to być w tekście opisane, ważne by się pojawiło. Proszę teraz wybaczyć, ale kilka linijek poświęcę na zwiększenie swych odpisów podatkowych za 2016 rok. A więc: bilet na Gwiezdne Wojny, nowe opony, benzyna, trzy zmiany oleju, wakacje, weekend za miastem, szufla do odśnieżania, cebulki tulipanów, tabletki na ból głowy, nowy telefon, kolejne tabletki na ból głowy. Jakie to proste! Do końca sezonu podatkowego w kolejnych felietonach wspomnę jeszcze o kilku rzeczach i zaoszczędzę tysiące!
Ale takie możliwości mają również inni. Okazuje się, że nasze prawo podatkowe przewiduje nieprawdopodobne odpisy.
Na przykład dla zajmujących się połowem wielorybów. Dopiero w 2004 roku pozwolono na odpisy związane z naprawą łodzi i zakupem harpunów, jeśli nie przekraczają 10 tysięcy dolarów rocznie. Problem w tym, że połów wielorybów od jakiegoś czasu jest zabroniony i mogą się tym zajmować wyłącznie rdzenni mieszkańcy dalekiej północy. Próba podciągnięcia pod ten odpis naprawy żaglówki na jeziorze Michigan dla znajomego zakończyła się kontrolą IRS.
Jeśli nasze dziecko ma krzywy zgryz to powinniśmy zapisać je na lekcje gry na klarnecie. W 1962 roku lekarze uznali, że gra na tym instrumencie poprawia zgryz, w związku z czym jest to wydatek medyczny. Jeśli chcemy mieć basen za domem, ale wydaje się za drogi, musimy znaleźć schorzenie które wymaga od nas systematycznych kąpieli. Porozmawiajmy z ortopedą, na pewno coś znajdzie. Wtedy jego budowa i utrzymanie (basenu oczywiście) może być odpisana od rocznych wydatków.
Można też odpisać wydatki na podróże, ale tylko wtedy, gdy ma to związek z biznesem. Kilka lat temu pewna osoba zwiedzała świat przez kilka miesięcy. Po powrocie usiadła i napisała króciutką książeczkę na temat podróży. Własnym nakładem wydała ją w internetowej drukarni i sprzedała kilku osobom. Prawdopodobnie w większości znajomym. Całkowity koszt operacji wyniósł nieco ponad tysiąc dolarów i tydzień pisania. Zysk w postaci ponad 50 tys. odpisu uznany został jednak przez IRS jako wydatek biznesowy.
Gdyby zdarzyło się, że komuś za domem wyrośnie nagle drzewo o nazwie Araukaria wyniosła (nazwę znalazłem w internecie), znana w tubylczym języku jako Norfolk Pine, to też może sporo odpisać. Opieka nad tym drzewem wyceniona została na 3 tysiące dolarów. Pod warunkiem jednak, że mieszkamy na Hawajach.
Urząd podatkowy nie zapomina też o osobach łamiących prawo. Zwłaszcza, że często zarabiają oni więcej, w związku z czym zysk dla budżetu znaczny. Wszelkie zarobione w nielegalny sposób pieniądze muszą być zgłoszone. Nie musimy opisywać, czy pochodzą z kradzieży, przemytu, czy rozboju. Tylko tyle, że je zarobiliśmy. Jednak jeśli zostaniemy złapani na gorącym uczynku, to możemy odpisać sobie wydatki na prawnika. Co za system!
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.