***
„…świat przypomina bączka,
który musi się kręcić, żeby nie upaść.”
***
Korporacje - mamy problem! Gigantyczne struktury ponadnarodowe, które mają tyle pieniędzy, że mogą kupić wszystko, włącznie z korzystanym dla siebie prawem i przychylnymi politykami. Nie ma dla nich ograniczeń – mogą to, o czym innym nawet się nie śniło. Niesamowity wykwit kapitalizmu, który toczy wrażliwą i delikatną tkankę liberalnej demokracji swoją bezwzględną rządzą zysku. Niepohamowana chciwość i bezwzględna chęć dominacji (rządzenia), które stanowią istotę korporacji – paradoksalnie - rozkładają system, którego są produktem.
Potrafią doskonale manipulować regulacjami prawnymi, aby ominąć zobowiązania podatkowe, a tabuny podległych i uległych prawników nieustanie pracują nad korzystnymi decyzjami sądów, jeśli tylko komuś, jakimś cudem, uda się je zasądzić za przestępstwa, których mają nieskończoną ilość na sumieniu.
Paranoja nieustannego wzrostu gospodarczego i generowania ciągle wyższego zysku spowodowała, że kulturowo wpadliśmy w zaklęte i przeklęte koło współczesnej szajby. Uwierzyliśmy, że tak musi być:
- że musimy ciągle kupować
- że postęp to sens naszego istnienia
- że nowe, to lepsze niż stare
- że szczęście, to znaczy mieć więcej
- że musi być tanio i dużo
- że horrendalnie bogaci mogą oszukiwać urząd podatkowy
- że musimy ciągle więcej i więcej pracować
- że korporacje muszą wyciskać z pracowników ile się da i za wszelką cenę
- że nie warto zabiegać o nasze, indywidualne prawa i przywileje, bo to i tak nic nie da
- że najlepiej pracować dla korporacji, bo to pewne pieniądze
- że nie me sensu prowadzić swojego biznesu
- że jest, jak jest i niewiele możemy w tym układzie zmienić
Dlaczego tak się dzieje? Wyjaśnia to znakomicie niewielki fragment z książki Zygmunta Baumana, który już kiedyś tu przytaczałem:
„…już 18 marca 1968 roku, w ogniu kampanii prezydenckiej, Robert Kennedy namiętnie atakował rzekomą zależność między poziomem szczęścia obywateli, a wskaźnikami wzrostu PKB:
Przy obliczaniu PKB jako czynniki wzrostu bierze się pod uwagę zanieczyszczenie powietrza, reklamy papierosów i karetki pogotowia jadące do ofiar wypadków na autostradach. PKB uwzględnia koszty systemów ochrony instalowanych w celu strzeżenia naszych domów oraz zabezpieczenia więzień, w których przetrzymujemy przestępców włamujących się do naszych mieszkań. Do wzrostu PKB przyczynia się niszczenie lasów sekwoi, na miejscu których powstają rozrastające się chaotycznie miasta. Jego wskaźniki poprawia produkcja napalmu, broni nuklearnej i pojazdów opancerzonych, używanych przez policję do tłumienia zamieszek na ulicach. Uwzględnia on […] programy telewizyjne, które gloryfikują przemoc, aby producenci zabawek mogli sprzedawać dzieciom swoje produkty.
Jednocześnie wskaźniki PKB nie odnotowują stanu zdrowia naszych dzieci, poziomu naszego wykształcenia ani radości, jaką czerpiemy z naszych zabaw. Nie mierzą piękna naszej poezji ani trwałości naszych małżeństw. Nie mówią nam nic na temat jakości naszych dyskusji politycznych ani prawości naszych polityków. Nie biorą pod uwagę naszej odwagi, mądrości i kultury. Milczą na temat poświęcenia i oddania dla naszego kraju. Jednym słowem, wskaźniki PKB mierzą wszystko oprócz tego, co nadaje sens naszemu życiu.” [Sztuka życia, Z. Bauman s.13]
A co go nadaje?
Szukanie sensu życia jest naszym obowiązkiem. „Żyć to musieć określać sens swego istnienia” napisał profesor Gadacz w książce „O ulotności życia”. Z tego obowiązku nikt nas nie zwolni i nikt nam tego sensu naszego własnego życia za nas nie znajdzie.
I dalej Gadacz konkluduje za Platonem: „Warunkiem umiejętnego życia jest myślenie. Ono właśnie odróżnia człowieka od zwierząt. Dlatego ‘bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto’. Myśląc o życiu, możemy uczyć się go, gdyż na tę umiejętność nigdy nie jest za późno”.
Dominique Loreau w swych dwu książkach „Sztuka umiaru” i „Sztuka prostoty” niezwykle ostro krytykuje, inspirując się kulturowym dorobkiem Japonii, cały ten konsumpcyjny, oparty wyłącznie na zysku, czyli chciwości oraz egoizmie nasz model społeczeństwa, w którym uwierzono, że nadmiar może być łączony ze szczęściem. Jak pisze:
„Nasza kultura z trudnością toleruje tych, którzy wybierają skromne życie, ponieważ stanowią oni zagrożenie dla gospodarki i społeczeństwa konsumpcyjnego. Osoby te uważane są za jednostki podejrzane, nawet z marginesu. Ludzie, którzy z wyboru żyją skromnie, niewiele jedzą, mało marnują, bawią się rzadko albo nigdy, są nazywani skąpcami, hipokrytami, osobami aspołecznymi”. [Sztuka prostoty s.20]
Po co o tym znowu mówimy? Nie bez istotnej przyczyny, a jest nią książka Scotta Galloway’a „Wielka czwórka FOUR. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google”. Autor znakomicie pokazuje rozdarcie i ambiwalentność tego, co określamy terminem: kultura korporacyjna, czy rzeczywistość korporacyjna, z którą nieomalże każdy z nas, czy tego chce czy nie, ma, a nawet musi mieć, do czynienia.
Scott Galloway zaczyna od przewrotnego zestawienia „dobrego i złego” w postrzeganiu korporacji. Rzecz jasna ogranicza się w swej książce tylko do omówienia czterech gigantów wymienionych w tytule.
To, co „dobre”:
„W ciągu ostatnich dwudziestu lat czwórka technologicznych gigantów przysporzyła nam więcej radości, kontaktów, koniunktury i odkryć niż jakakolwiek inna formacja w historii. Apple, Amazon, Facebook i Google stworzyły przy tym setki tysięcy bardzo wysoko opłacanych miejsc pracy. Ta wielka czwórka zarządza całym wachlarzem produktów i usług wplecionych w codzienne życie miliardów ludzi. To oni dopasowali superkomputery do naszych kieszeni, dostarczają Internet do rozwijających się krajów i tworzą szczegółowe mapy lądów i oceanów na całej Ziemi. Wielka czwórka wytworzyła też bezprecedensowe bogactwa (2.3 biliona dolarów), które – poprzez emitowanie akcji – pomagają zapewnić ekonomiczne bezpieczeństwo milionom rodzin na świecie. Ogólnie można powiedzieć, że dzięki wielkiej czwórce świat staje się lepszym miejscem.
Wszystko to jest prawdą i taką właśnie narrację nieustannie i wielokrotnie potwierdzają tysiące ośrodków medialnych i zgromadzeń społecznej klasy innowatorów (uniwersytety, konferencje, przesłuchania kongresowe, rady nadzorcze). Spróbujmy jednak innego ujęcia. (s. 9)
To, co „złe”:
Wyobraźmy sobie:
(1) detalistę, który odmawia płacenia podatku od sprzedaży, źle traktuje pracowników, niszczy setki tysięcy miejsc pracy, a mimo to jest wychwalany jako wzór innowacyjności biznesowej;
(2) firmę komputerową, która odmawia ujawnienia śledczym federalnym informacji o krajowym akcie terrorystycznym, wspierana przez swoich sympatyków traktujących ją prawie jak religię;
(3) platformę społecznościową, która analizuje tysiące zdjęć naszych dzieci, aktywuje nasze telefony jako urządzenia nasłuchowe i rozsyła uzyskane w ten sposób informacje do 500 firm z listy „Fortune”;
(4) i wreszcie platformę internetową, posiadającą na niektórych rynkach 90-procentowe udziały w najbardziej lukratywnych sektorach mediów, a przy tym uchylającą się od przepisów o ochronie konkurencji za sprawą lobbystów i agresywnych działań sądowych.
Czy można w takim razie powiedzieć, że te cztery podmioty są jak czterej jeźdźcy niosący boskość, miłość, seks i konsumpcję? Albo inaczej, czy są to czterej jeźdźcy apokalipsy? ***
Scott Galloway, Wielka czwórka FOUR. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google, 2018, s.367.
***
Kontynuacja za tydzień.
Zbyszek Kruczalak