----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

04 kwietnia 2018

Udostępnij znajomym:

Po co czytać? To nawet nie jest pytanie, które niepokoi, albo wymaga, przynajmniej zdawkowej, odpowiedzi. To nie jest kwestia, która znamionuje problem. Czytanie zawsze było, a współcześnie jeszcze wyraźniej stało się, umiejętnością zbędną, niekonieczną. Dlaczego? Tak zawsze było. Czytanie jest czynnością dodatkową, naddaną i w gruncie rzeczy niepotrzebną. Jest czymś tak zbędnym jak umiejętność rozróżnienia między Platonem i Plotynem, czy Monetem i Manetem, nie mówiąc już o Krasińskim i Krasickim. Co bowiem z tego, że będziemy w stanie ekstrapolować subtelności wynikające z konceptu platońskiej jaskini w paradygmat plotyńskiej emanacji bytu? Absolutnie nic! Ani nas to ogrzeje, ani nas to oziębi, a już z pewnością nie nakarmi.

„Kiedy w pierwszych dekadach XIX wieku konserwatyści powątpiewali, czy nauka czytania przyczyni się do dobrostanu większości, mieli ślad racji, chociaż dzisiaj nie odważymy się nawet nad tym zastanawiać. Ale jeżeli uznać, że czytanie jest przydatne do celów praktycznych (ceny w sklepie, umowy w banku i tak dalej), to nie jest pewne, że jest przydatne do czegokolwiek innego.” (za: Nowy analfabetyzm, M. Król, w: Pismo – Magazyn Opinii, s.75, styczeń, 2018)

Jakby tego było mało, czytanie wymaga wysiłku w nabyciu tej umiejętności i doskonalenia w procesie uczenia się – jednym słowem czytanie skazuje czytającego na mękę wiecznej pracy, a po co nam męka i praca, skoro można żyć zupełnie wygodnie i spokojnie bez nich. Nieczytanie ma do tego jeszcze parę innych, fundamentalnych zalet, a jedną z nich jest życie w nieświadomości. Jeśli czegoś nie jesteśmy świadomi to „to coś” nie istnieje dla nas. Dzięki temu możemy zupełnie nie przejmować się sprawami, rzeczami czy wydarzeniami, które mają miejsce poza nasza świadomością – a to jest wielki plus. Po co skazywać się na doświadczenie współczucia, niepokoju czy współcierpienia, skoro można po prostu nie wiedzieć. Jak mówi Dziennikarz w Weselu: „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”.

Święty spokój bowiem to kategoria najbardziej pożądana w życiu człowieka i to nie tylko współcześnie, ale zawsze. Najważniejsze, żeby było przyjemnie:

/Dlaczego – proszę sprawdzić – niemal nikt nie wie, o czym pisał Adam Mickiewicz w Wielkiej Improwizacji, a o czym Stendhal w Czerwonym i czarnym albo William Szekspir w Królu Learze? Dlatego, że nie chcemy już czytać. A dlaczego nie chcemy już tego robić? Spośród wielu odpowiedzi najważniejsza sprowadza się do prostej obserwacji – nie chcemy czytać o tym, że los ludzki jest ciężki, że jesteśmy marni, że podłość często zwycięża nad dobrem, a w życiu musimy dokonywać tragicznych wyborów. „Życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nieznacząca” – czytamy w słynnym ustępie Makbeta. To prawda, ale czy nam jest przyjemnie z taką prawdą?

A zatem chodzi przede wszystkim o to, żeby było przyjemnie. Nie czytamy wielkiej literatury, bo zawładnęło nami kompulsywne unikanie cierpienia. Ba, uchylamy się nawet od myślenia o cierpieniu, a zatem czytania o nim. Bo to nieprzyjemne. O ileż milsze jest czytanie wiadomości o modzie czy nowych przepisów na kaczkę w ananasie. W 1930 roku Zygmunt Freud ogłasza znakomity esej Kultura jako źródło cierpień, w którym przestrzega, że zanim dotrzemy do przyjemności, musimy ograniczyć cierpienia i z reguły życie nam na tym schodzi. Pisarze tego czasu, to znaczy końca XIX i pierwszych dekad XX wieku, są skrajnie pesymistyczni. Od Roberta Musila i Franza Kafki po Conrada i Marcela Prousta wszyscy wątpią, czy potrafimy być odpowiedzialni, samodzielni w świecie, w którym los czyni z nami, co chce. (w: tamże) A po co nam to? Żeby się niepotrzebnie stresować, jakbyśmy na co dzień nie mieli dosyć problemów!

Na szczęście nieczytanie jest początkiem drogi ku większym przyjemnościom. Jeśli zaprzestaniemy czytania, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że zaprzestaniemy także pisania, co jest znaczącym krokiem ku separowaniu się od jakichkolwiek aktywności intelektualnych, które to aktywności zawsze miały tendencję ku wzbudzaniu w nas, jeśli nie trwogi, to z pewnością drżenia – a to nie jest coś, co lubimy.

„Dwie największe rewolucje nowożytności, czyli francuską i rosyjską, przeprowadził niepiśmienny lud z nielicznymi piśmiennymi przywódcami na czele. Wszyscy oni byli niedouczonymi prawnikami, intelektualistami, wiecznymi studentami, pijakami i bywalcami kawiarń. Wszyscy czytali, ale ich adresowane do ludu dzieła były w najlepszym razie ulotkami. Najważniejszym środkiem komunikacji społecznej, jak znakomicie pisze o tym Bronisław Baczko, była wówczas plotka” (w: tamże) – i to nam na szczęście zostało do dzisiaj i wygląda na to, że przeniesie się też na jutro. Krótko, dosadnie i plotkarsko – to sprawia nam przyjemność i tego wymagamy, bo funkcjonujemy w pędzie codzienności, zdominowanej przez konieczność posiadania, naznaczonej absolutnym brakiem czasu. Nie chcemy nawet wiedzieć, że nie mamy czasu, bo czasu nie ma, a jeśli jest, to jedynie jako kategoria aprioryczna, bo przecież nie pojęcie empiryczne.

To zatracenie w przyjemnej teraźniejszości, skurczonej do konsumowania i wydalania, bez świadomości kulturowej ciągłości i identyczności doświadczeń ludzi innych epok, daje cudowne samozadowolenie i wyzwolenie od strachu przed świadomością, że może nas spotkać to wszystko straszne, czego doświadczyli nasi przodkowie.

Jest zatem czymś fantastycznym, unikalnym i jedynym w swoim rodzaju (jak bohaterka książki Eleny Poniatowskiej pod takim tytułem), iż nie czytając skazujemy się na niepisanie, a nie czytając i nie pisząc, wyzwalamy się od myślenia.

„Nie myślał opisany przez Arendt Adolf Eichmann, odmowa myślenia cechuje też wszystkie formy życia społecznego, kiedy na przykład interpretujemy prawo jako nakaz, a wolność jako cechę prywatną. Innymi słowy myślimy w domu, a w sferze publicznej działamy bezmyślnie. Do tego, żeby myśleć, nie jest oczywiście konieczne czytanie. Jednak ciągłość kultury, czyli między innymi ciągłość myślenia, polega na tym, że korzystamy z tego, co inni przed nami zdołali pomyśleć. A to oznacza niemal zawsze czytanie”. (w: tamże)

Nie czytając, nie pisząc i nie myśląc osiągamy niezwykle pożądany przez rządzących państwami i korporacjami model człowieka idealnego, bo bezmyślnego. Niektórzy mają na te sprawy odmienny pogląd i twierdzą, że obowiązkiem człowieka jest jednak życie mądre.

Jak pisze Tadeusz Gadacz w książce „O umiejętności życia”:

„Człowiek zajęty najmniej jest zdatny do życia, ponieważ żadna umiejętność nie jest trudniejsza niż umiejętność życia. Biegłych w innych umiejętnościach jest wszędzie wielu, niektóre z nich nawet młodzi opanowali do tego stopnia, że i sami mogliby innych nauczać. Żyć jednak trzeba się uczyć przez całe życie, a czym zapewne jeszcze bardziej się zdziwisz, przez całe życie trzeba się uczyć umierać”. […] I dalej profesor konkluduje za Platonem: „Warunkiem umiejętnego życia jest myślenie. Ono właśnie odróżnia człowieka od zwierząt. Dlatego bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto. Myśląc o życiu, możemy uczyć się go, gdyż na tę umiejętność nigdy nie jest za późno”.

No cóż, można i tak, ale czy profesor na pewno ma oczy szeroko zamknięte, by widzieć to, co stanowi o sensie żywota współczesnego człowieka poczciwego?

Wszystkie cytaty za: Nowy analfabetyzm, M. Król, w: Pismo – Magazyn Opinii, s.75, styczeń, 2018

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor