Tytuł zapożyczony ze świetnego artykułu Moniki Ochędowskiej idealnie wpisuje się w interpretacyjne gry z tekstem Jona Fossego. Pozwala nam dostrzec to, co pozornie oczywiste, w innym świetle i to nie tylko dlatego, że światło stanowi istotne wyzwanie w malarskich pracach głównego bohatera powieści, jakkolwiek też, ale mówienie w Drugim imieniu stanowi o istocie świata przedstawionego całego tekstu Fossego. Rzecz jasna mówienie, czyli wszelkie formy komunikowania się postaci powieściowych są oczywistą oczywistością i trudno sobie wyobrazić utwór literacki bez „mówienia”, czy to w formie dialogu, monologu właściwego czy dialogizowanego, ale u Fossego niepokoi banalność mówienia. Mówi się głównie sytuacyjnie, koncentrując się na trywialnych czynnościach i wydarzeniach codzienności:
„Musisz iść do kuchni, mówię.
Wiem, mówi Åsleik
Nie rozumiem, dlaczego się zatrzymałeś w drzwiach, mówię
Wcale się nie zatrzymałem, mówi
No to wchodź do środka, mówię
Dobrze, dobrze, mówi Åsleik
i wchodzi do środka, a ja podnoszę z ziemi te dwie torby i też wchodzę, i widzę, jak Åsleik wchodzi w otwarte drzwi do kuchni, idę za nim, on odstawia torby na kuchenny stół, a ja wchodzę i też odstawiam swoje torby na kuchenny stół.
Ale nakupiłeś, mówi Åsleik
Sześć toreb, mówi
Rzeczywiście dużo, zawsze jest tego więcej, niż mi się wydaje, mówię i wychodzę do sieni, zamykam drzwi wejściowe, a potem wracam do kuchni i zamykam za sobą te drzwi
Czy ty samotny mężczyzna, potrzebujesz aż tyle? Mówi Åsleik
Skądże, mówię
Ale kupiłeś dużo, mówi Åsleik
Coś do picia też? Mówi
i puszcza do mnie oko
Nie, mówię
a wiedziałem, że on tak powie, bo zawsze jakby chciał mi przypomnieć, że ja już nie piję, że przestałem pić, tak, wiele lat temu, że, nie, nie chcę o tym myśleć” (s. 69)
Ta narracyjna maniera jest często nużąca i przez to męcząca, ale co zadziwiające, pochłania uwagę czytelnika, wciągając go w tę plątaninę pozornie nic nieznaczących wypowiedzi. Dlaczego pozornie? Fosse wydaje się kierować naszą uwagę na to, co sami traktujemy jako nieznaczące, bo cóż można istotnego powiedzieć o robieniu zakupów, ilości toreb, konieczności podzielenia się nimi z sąsiadem, miejsca ich robienia czy ilości zakupionego towaru?
Trudno nie przytoczyć tu fragmentu Szczelin istnienia, który idealnie wpisuje się w tajemnicę skupiania uwagi na odkrywaniu tego, co jest poza owymi czynnościami dnia codziennego, które z natury rzeczy umykają nam w swej zwykłej powtarzalności:
„Konkretem zdolnym zamienić się w obiekt egzystencjalny może być wszystko, co istnieje. Każda rzecz: piasek, szczur, talerz, pąk, kiełbasa, rodzące się dziecko. I każda czynność: jedzenie, chodzenie, rodzenie, umieranie. Jeśli mają moc oddziaływania, jeśli nastąpi nasze zderzenie czy spotkanie z nimi, byśmy zdolni byli zbierać sens z konkretem egzystencjalnym złączony. Niech nikt nie mówi, że sensu egzystencjalnego nie mogą przed nami odsłonić pierogi skonfrontowane z głodem. Przecież wskazują na możliwość istnienia lub nieistnienia, a tym samym przywołują wartości egzystencjalne: istnienie i nicość jako wartości.
Interpretując proste zjawiska egzystencjalne, narażamy się na poszukiwania być może niewskazywanego przez nie sensu. Podejmujemy ryzyko wiary w to, że nasza obecność w świecie może być zrozumiana i wartościowa. Jest to sytuacja nieporównywalnie trudniejsza od tej, w jakiej znajduje się interpretator faktów kulturowych, gdyż te od początku powołane są ku rozumieniu i wartościom”.
Ostatni akapit wydaje się być szalenie istotny w kontekście całego tekstu Drugiego imienia, bo przecież trudno nie zauważyć, że nie tylko dialogizuje on, czy monologuje o rzeczach i sprawach trywialnych, ale też dotyka takich elementarnych kwestii jak religijność, miłość, przyjaźń, śmierć, samotność, mówiąc równocześnie o uzależnieniu od alkoholu, chorobie, porzuceniu i odrzuceniu.
W jaki sposób? Stosując dosyć powszechny w literaturze chwyt rozdwojenia, czy raczej uzupełniającej się dwoistości. Asle to przecież dwie osoby w jednej: skrajnie uzależniony alkoholik, genialny malarz poszukujący sensu w odkrywaniu tajemnicy skrywanej w świetle, konwertyta religijny modlący się intensywnie w oczekiwaniu na spełnienie, oddany przyjaciel, człowiek obdarzający miłością bliskich.
/„Mówić bez przerwy” – z tym właśnie mamy do czynienia w „Septologii”. Mówić bez przerwy, wiedząc, że ostatecznie nic „nie jest tym ani tamtym”. I przeczuwając, że jest jeszcze wewnętrzny obraz, z którego pochodzą wszystkie inne obrazy, ale „tego jednego wewnętrznego obrazu nie da się namalować, nie da się wypowiedzieć”. Jak twierdzi Asle: można jedynie „malować bliżej lub dalej” od niego./
Ten odwieczny problem niemożności poznania ostatecznego, dotknięcia czy zobaczenia tego, co przeczuwamy, że jest, ale co wymyka się naszemu poznaniu, jest w Drugim imieniu obecny na wiele sposobów i jest zdecydowanie tym, co stanowi źródło tajemnicy, którą ta powieść niesie w sobie. Nie tylko poszukujemy noumenów w szczelinach codzienności, czy doszukujemy się możliwych zabiegów redukcyjnych w poszukiwaniu czystej świadomości, ale Asle w swej bezradności ucieka się też do aktów nieomalże strzelistych. Modli się w różnych językach, ale głównie po łacinie, odmawiając wszystkie ważne dla katolicyzmu modlitwy. Znaków religijnego uniesienia mamy zresztą w powieści wiele:
/Akcja rozgrywa się podczas zaledwie kilku dni w okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia. Asle pracuje nad obrazem przedstawiającym dwie linie, fioletową i brązową, które przecinając się, tworzą X przypominający krzyż św. Andrzeja (X to w grece pierwsza litera słowa „Chrystus”: Χριστός) […]. W drugiej części „Septologii” kilkuletni Asle sprzecza się z siostrą o odcienie brązu. Dla małego malarza „odcienie przechodzą jedne w drugie, i jeden brązowy kolor daje coś od siebie sąsiedniemu”, ale „wszystkim innym też, zmienia je w inne kolory”. To malarska definicja nierozerwalnej ciągłości, współzależności bytu i świata – czyli tego, co Fosse robi w języku swojej powieści. Ale jest w tym coś jeszcze. Asle próbuje zasiać wątpliwość: „Niebo jest szare i Szopa na Łodzie jest szara, płytki na dachu są szare i ściany Szopy są szare, ale chyba widzisz, że to różne szare kolory?”. Siostra zgadza się, utrzymując jednak dość pragmatyczną postawę: „Gdybyśmy mieli mówić, że Łódź jest brązowa taka, a ser jest brązowy taki, a to jest brązowe takie, to musielibyśmy mówić bez przerwy”./
Niemożność, czy raczej niemożliwość, dotarcia do tego co istotne, jest rzecz jasna frustrująca dla artysty, który prowadzi przez płótno dwie przecinające się linie w próżnym, ale nieustającym poszukiwaniu doskonałości. Co ciekawe, religijny aspekt płótna określa najbliższy i jedyny jego przyjaciel, Åsleik. Człowiek zdecydowanie poza podejrzeniami o wyrafinowane wykształcenie czy teologiczno filozoficzne obycie. To on natychmiastowo, nieomalże automatycznie, rozpoznaje w obrazie zamysł krzyża Świętego Andrzeja:
„i potem widzę płótno stojące na sztalugach i te dwie przecinające się linie, i słyszę, jak Åsleik mówi krzyż Świętego Andrzeja, z tą chłopską dumą mówi krzyż Świętego Andrzeja, a ja czuję niechęć do całego obrazu, nic więcej nie da się zrobić z tym obrazem, tylko go wynieść, pozbyć się go, bo jest skończony, chociaż taki niedokończony …”. (s. 172)
Kontynuacja za tydzień.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Drugie imię, Septologia 1-2, Jon Fosse, wyd. ArtRage, 2023, s. 291.
Szczeliny istnienia, J. Brach-Czaina, wyd. Dowody na istnienie, 2018. s. 216.
Mówić bez przerwy, Monika Ochędowska, w: Dwutygodnik.com
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com