Nawet nie zdążyliśmy zapłakać nad końcem lata, a już puka do drzwi okres przedświąteczny. Nie będę ukrywał, poza aurą wszystko w nim lubię. Zapachy pojawiających się raz w roku potraw, ozdoby i pozytywna muzyczka jest dużo lepsza od szarości za oknem.
Oczywiście okres ten zaczyna się Świętem Dziękczynienia. Ze wszystkich amerykańskich tradycji ta przejmowana jest chyba przez wszystkich. Nie jestem wyjątkiem. Uwielbiam Thanksgiving. Przygotowania, spotkania, nawet program telewizyjny w tym czasie.
Jeśli chodzi o przygotowania, święto to wyjątkiem nie jest, bo wszystko jest z góry ustalone i powtarzalne każdego roku.
Zadania są równo rozdzielane pomiędzy kobiety, mężczyzn i dzieci. Wszyscy dostają ich tyle samo, by było sprawiedliwie. Po trzy.
Dzieci mają być grzeczne i nie zawracać zbytnio głowy dorosłym. Poza tym mają pomóc w sprzątaniu - zależnie od wieku będą to klocki lub uprzątnięcie całego młodzieżowego pokoju. Po trzecie, w dniu samego święta mają w miarę możliwości wytrwać przy stole, choćby do połowy obiadu.
Mężczyźni mają sporo pracy: kupić indyka, pokroić indyka, a także kontrolować, czy dzieci wywiązują się z nałożonych na nie obowiązków.
Kobietom również przydzielane są trzy obowiązki: posprzątać cały dom, przygotować wszystkie potrawy, a po wszystkim posprzątać.
Tak więc zgodnie z duchem czasu i równouprawnieniem wszyscy mają po równo i nikt nie powinien z tego powodu robić awantur.
Oczywiście zdarzają się wyjątki i czasami mężczyźni łamią umowę, pomagając nieco w gotowaniu i sprzątaniu, jednak to wciąż nie zdarza się zbyt często. Dzieci też łamią umowy, ale inaczej.
Kobieca strona przygotowań wydaje się prosta, zwłaszcza jeśli główny składnik obiadu wcześniej dostarczył mężczyzna. Bo zakup indyka prosty nie jest. Trzeba ocenić, jakiej ma on być wielkości. Jest z tym nieco kłopotu, gdyż zamrożony w worku wygląda inaczej od upieczonego. Polegamy więc na wadze. Ponieważ nie pamiętamy, jaki był w roku poprzednim i na ile osób był przygotowany, dzwonimy do żony z dodatkowymi pytaniami. Proszę nie mieć wyrzutów sumienia, może się ona w końcu oderwać od sprzątania, by udzielić krótkiej, ważnej odpowiedzi. Ale to nie wszystko. Mrożony czy świeży? Ekologiczny czy z hodowli byle jakiej? To trudne pytania, przed którymi staje osoba obarczona obowiązkiem dokonania takiego zakupu. W przypadku niektórych trzeba jeszcze pamiętać, by wyjąć go z samochodu przed odstawieniem samochodu do mechanika. Jeden nie pamiętał i musiał po 2 tygodniach zmieniać tapicerkę. Zdarza się…
Jedną z najtrudniejszych rzeczy w okresie Thanksgiving jest odpowiednie podzielenie wielkiego ptaka. Redakcja The Washington Post opublikowała bogato ilustrowane, interaktywne wydanie poradnika dla nożowników. Można na sucho, w odpowiedniej aplikacji w telefonie lub na ekranie komputera poćwiczyć dzielenie indyka, by później błysnąć przy stole. Zresztą już wcześniej istniały odpowiednie instrukcje w różnej formie. Sam trafiłem kiedyś w bibliotece na poświęconą temu książkę. Same przygotowania do ataku zajęły kilkanaście stron, w tym wybór noża, deski, odpowiedniego oświetlenia.
Najważniejsza jednak tego dnia jest tradycja. To nie tylko ciężka praca wszystkich, powtarzam, wszystkich domowników. To również pamięć o korzeniach tego święta.
Dorośli opowiadają więc dzieciom o pierwszych osadnikach, którzy przetrwali srogą zimę wyłącznie dzięki pomocy lokalnych plemion. W podzięce odebrali im później ziemię, zbudowali sieć autostrad i restauracji szybkiej obsługi. Dzięki potomkom osadników Indianie nie muszą już polować i męczyć swych wierzchowców. Dziwi więc, że to piękne święto ludy autochtoniczne nazywają Dniem Żałoby...
Na stronie Smithsonian Institute znaleźć można spory dział poświęcony temu tematowi. Z lektury dowiedzieć się można, że w XVI wieku, gdy przybywali tu pierwsi osadnicy, liczba żyjących tu Indian różnych plemion przekraczała 100 milionów. W okresie kolejnych 300 lat spadła do 10 milionów. Dane Census Bureau z 2011 r. mówią już o 5.1 mln. Może dlatego Thanksgiving jest dla nich dniem zadumy i refleksji.
Dla pozostałych jest jednak radosny i rodzinny. Indyk lub inny rodzaj mięsa, słodkie ziemniaki, sałatka, nieco alkoholu i obowiązkowo mecz futbolowy. W przeprowadzonym kilka lat temu sondażu zapytano mieszkańców kraju, jaki element tego święta jest dla nich najważniejszy. Spotkanie z rodziną, posiłek, wolne z pracy stanowiły pierwszą trójkę. Na czwartym miejscu pojawił się telewizor.
W piątek sklepowe wyprzedaże, w weekend praca nad sylwetką. No właśnie, te kilka tysięcy ekstra kalorii pozostawia ślad.
Dane Mayo Clinic mówią, że przeciętny Amerykanin przytyje tego dnia 4-5 funtów. Jeśli ktoś już waży 250 to nawet nie zauważy, dla innych może to stanowić problem. Choćby ze znalezieniem odpowiedniej pary spodni przez kilka następnych dni.
W poniedziałek media podsumują świąteczny weekend pod względem bezpieczeństwa na drogach, liczby kuchennych pożarów i przypadków zatrucia niedogotowanym mięsem.
Część ze smutkiem wróci do pracy, inni z radością z zakończonej przygody. Życie wróci na chwilę do normy, czyli do kolejnych świąt, poprzedzających je przygotowań i politycznych, nieustających igrzysk. Gdyby nie święta, przerwy od życia by nie było. A tak możemy na nią liczyć, podobnie jak na ustalony system przygotowań, powtarzających się jak w zegarku.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.