„Szwankowała mu pamięć? Czy też tak ją wytrenował w wypieraniu nieprzyjaznych faktów, że uszkodził sobie zmysł prawdy?” (s. 269)
„Wizja świata – opowiadania amerykańskie” i wszystko jasne. Dlaczego? John Cheever w szesnastu odsłonach pokazuje to, o czym wszyscy wiemy, ale niekoniecznie chcemy o tym mówić. Co to jest, albo kto to jest? Ameryka przedmieść i ludzie przedmieść. Rzeczywistość tak zwanych „suburbs”, czyli sztucznej rzeczywistości kreowanej przez sztucznych ludzi. Dlaczego sztucznych, a jeśli już, to na ile?
Cheever odziera z „ładności” szeregi wypielęgnowanych domów obsadzonych kwiatami, z wypielęgnowanymi trawnikami, w których mieszkają wypielęgnowani ludzie z wypielęgnowanymi dziećmi. Szesnaście opowiadań i w każdym jakieś rozczarowanie. Bo nagle się okazuje, że owo wypielęgnowanie, owa ładność, owo uporządkowane i uregulowane życie, w którym mąż zarabia pieniądze, a żona zajmuje się domem i dziećmi, w którym aż boli od nadmiaru słodyczy we wzajemnych układach małżeńskich, przyjacielskich i pracowniczych – to tylko i wyłącznie bajka, która czasem zahacza o horror.
Bo życie suburbiów nie jest tym, czym się uzewnętrzniania. Cały blichtr spokojnych, pięknych i zadbanych przedmieść zamieszkałych przez szczęśliwych i spełnionych ludzi jest jedynie ułudą, która niezwykle łatwo może zmienić się w koszmar.
Przykłady? W każdym z owych kilkunastu tekstów mamy do czynienia ze zdzieraniem masek. Masek dobrego męża, spełnionej żony, szczęśliwego małżeństwa, uroczych i utalentowanych dzieci, sukcesów zawodowych, przyjaźni i intratnej w pracy czy bezpieczeństwa finansowego. W każdym z tych opowiadań napotykamy na dekonstrukcję mitu, a w zasadzie na mit w odwróceniu. Tekstem nieomalże kultowym, sfilmowanym zresztą w roku 1968, jest short story zatytułowane „Pływak” – dlaczego? W nim skupia się niebywała umiejętność Cheevera w puentowaniu opowiadania z zaskoczenia. Niczym w starożytnym dramacie puenta spada z nieba. Niby wszystko jest cudowne, niby wszyscy są wspaniali, ale gdzieś tam czai się nieoczekiwane i zasłony ułudy i blichtru opadają.
Bohaterem tego ikonicznego tekstu jest Neddy Merrill - który „siedział tuż nad zieloną taflą, jedną dłoń trzymając w wodzie, w drugiej ściskając szklankę dżinu. Jego szczupła sylwetka miała w sobie coś młodzieńczego – a choć młody wcale nie był, tego ranka zjechał po poręczy i truchtając przez sień do jadalni, skąd pachniało kawą, klepnął w pośladki stojącą na stoliku Afrodytę z brązu. […] I wtedy zaświtała mu myśl, że zmierzając ostrym łukiem na południowy zachód, do domu mógłby się dostać wodą”. (s. 263/264) Po co? Żeby ludzie mówili, iż to było wtedy, gdy Neddy przepłynął wszystkie baseny znajomych w drodze do domu:
„Nie był dowcipnisiem, nie był błaznem, obstawał jednak przy własnej oryginalności i miał niejasne, skromne poczucie, że jest postacią legendarną”. (s. 264)
"Pływak" autorstwa Johna Cheevera to opowiadanie o Neddym Merrillu, który postanawia przepłynąć kilkanaście basenów w okolicy, aby dotrzeć do swojego domu. Początkowo pełen entuzjazmu i pewny siebie, zamierza odwiedzić każdy basen po drodze, korzystając z ich jak z "rzeki". Jednakże, w miarę jak opowieść się rozwija, staje się jasne, że Neddy jest nie tylko zdystansowany od rzeczywistości, ale także w pełni nieświadomy czasu, który minął od ostatniego razu, gdy był w domu.
Podczas owej „podróży” początkowo jest witany entuzjastycznie, ale stopniowo zaczyna zauważać zmiany w otaczającym środowisku. Ludzie, których spotyka, wydają się być co najmniej zaniepokojeni jego obecnością, a atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Jednoznacznie negatywne komentarze i aroganckie zachowania budują atmosferę niepokoju i dwuznaczności. Mamy pewność, że dzieje się coś dziwnego, coś co sugeruje, iż z Neddym jest coś nie w porządku. Możemy mieć niejasne podejrzenia, że jest bankrutem, że jego małżeństwo to katastrofa, a on sam żyje w ułudzie schizofrenicznego zapętlenia rzeczywistości. Jednocześnie jest coraz bardziej tą wyprawą zmęczony, nieomalże wycieńczony, a jego pewność siebie zamienia się w dezorientację.
W miarę pokonywania kolejnych basenów odkrywa, że wiele się zmieniło w życiu zaprzyjaźnionych Grahamów, Hammerów, Learów, Howlandów i Crosscupów (s. 265). Niektóre związki się rozpadły, a niektóre domy opustoszały. Neddy zdaje sobie sprawę, że minęło dużo więcej czasu, niż sobie wyobrażał, i zaczyna zastanawiać się, co się wydarzyło w tak zwanym międzyczasie.
Ostatecznie dociera do swojego domu, tylko po to, aby odkryć, że jest opustoszały i zrujnowany. Jego rodzina odeszła, a dom, który miał być źródłem szczęścia i bezpieczeństwa, nie jest już jego.
Pływak to niezwykle zagadkowo zbudowana metafora straty i obezwładniającej samotności, która zadziwiająco wyparta ze świadomości, przybiera formy absurdalnej podróży przez baseny sąsiadów do domu, którego już nie ma. Ale Neddy nie tylko przepływa owe baseny, ale spotyka się też i rozmawia z sąsiadami, których doskonale zna, ale którzy niekoniecznie chcą znać jego. Dlaczego? Bo nie pasuje już do ich standardów? Świetne opowiadanie, które puentuje koncept Cheevera nie wprost, co stanowi o jego kultowym charakterze. Stopniowanie napięcia, zmęczenie, niejasne insynuacje, zagubienie czasowe i brak jasności w rozpoznawaniu niby oczywistej rzeczywistości, która okazuje się znacznie bardziej bolesna, niż można by się spodziewać sprawia, że Pływak jest miniaturą tekstu realizującego swoje przesłanie żonglując, a w zasadzie grając w gry gatunkowe od psychologizującej zabawy z czasem z wyraźnym rysem surrealistycznym, po niepokojącą atmosferę thrillera.
„Czy on tracił pamięć? Czy wrodzona umiejętność pomijania bolesnych faktów pozwoliła mu zapomnieć, że sprzedał dom, że jego dzieci są w tarapatach, a przyjaciel miał za sobą ciężką chorobę?”. (s. 274)
Swoiste ćwiczenia z utraty pamięci prowadzą nas poprzez sytuacje i komentarze ludzi zamieszkujących bogate rejony powiatu Westchester, którzy spędzając wspólnie czas, przemielają go w pustkę. Neddy zna wszystkich i wszyscy go znają, ale co z tego wynika w jego życiu? Nic.
„Ach, te niedzielne wieczory w suburbiach, ach, ta chandra niedzielnej nocy!” – wykrzykuje ironicznie jeden z bohaterów Wizji świata. A my wtórujemy mu i z zachwytem wchodzimy w podmiejski świat, gdzie – przynajmniej w teorii – czci się monogamię, niewinne dzieciństwo i szczęście domowego ogniska, a wszystko urządzone jest przyzwoiciej niż w królestwie niebieskim.
John Cheever, łącząc wyczucie groteski z wnikliwością, znakomicie ukazuje kondycję współczesnego człowieka, a za scenografię przyjmuje przede wszystkim nowojorskie przedmieście lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W pierwszym opowiadaniu pisze o radiu, przez które można podsłuchiwać sąsiedzkie życie, w kolejnych sam staje się nadajnikiem podmiejskich sekretów. Obsceniczne fantazje mieszają się tu z sennym mirażem, a utracony talent i młodość z miłosną tęsknotą.
Cheever, genialny amerykański klasyk, jak nikt inny opisuje paradoks istnienia i uniwersalną wizję świata – nierozłączny splot bólu i słodyczy życia” (z recenzji wydawnictwa).
Wizja świata – Opowiadania amerykańskie, John Cheever, przekład, K. Majer, wyd, Czarne, 2023, s. 296.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com