21 stycznia 2022

Udostępnij znajomym:

Teoria mówi, że w prawdziwej dyskusji nie chodzi o to, by wygrać. Raczej, by podzielić się poglądami popartymi argumentami, zweryfikować opinie drugiej strony, znaleźć słabe punkty własnego rozumowania. Takie ścieranie się poglądów zwykle kończy jakaś forma kompromisu. Tyle teoria.

W praktyce już w obecnych czasach nie dyskutujemy, ale uprawiamy pyskówki. Na żaden kompromis się nie godzimy, liczy się wyłącznie wygrana. Najlepiej z totalnym pogrążeniem przeciwnika. To, czy mamy rację nie ma znaczenia. Ważne, że w to wierzymy.

Obserwując publiczne i prywatne zmagania różnych osób na popularne ostatnio tematy, zarówno w formie bezpośredniej rozmowy jak i wpisów w mediach społecznościowych, łatwo jest zauważyć, że niektórzy są dobrze do wymiany opinii przygotowani, inni bardzo źle. Są również tacy, którym wydaje się, iż prawda, zdrowy rozsądek i sprawiedliwość zawsze wygrywa. Ta naiwna grupa wierzy, że wszechstronna wiedza w poruszanym temacie jest najważniejszym elementem zdrowej dyskusji. Jest to zwykle główny powód ich dość szybkiej przegranej.  

Nauczmy się więc, jak ustrzec się błędów popełnianych przez innych i zwycięsko wychodzić z każdej potyczki słownej. Wystarczy trzymać się kilku zasad.

Przede wszystkim nie bójmy się kłamać. Kłamstwo to potęga. Wyobraźmy sobie, że dyskusja dotyczy produkcji opon samochodowych i jest to temat kompletnie nam obcy. Nie chcemy jednak, by ktoś to zauważył, w związku z czym od razu rzucamy kilka wyssanych z palca informacji. Choćby do mieszanki, z której opona powstaje, dorzucamy kilka zasłyszanych gdzieś, związanych z całkowicie czym innym, a może nawet nieistniejących substancji. Jeśli jeszcze podamy ich procentową zawartość, wówczas oponent milknie nie chcąc wyjść na głupka. Bo może mamy rację? Wygraliśmy pierwszą, publiczną batalię i nikt nie będzie już później słuchał żadnych tłumaczeń i dowodów, choćby prawdziwych. Jeśli usłyszymy nagle, że opona jest biała i tylko dodawane barwniki sprawiają, że do sklepu trafia czarna, atakujemy natychmiast. Biała opona? Co za bzdura! Skąd te informacje?? Jeśli podane nam zostanie źródło tej wiedzy, to domagamy się nazwiska autora, jego uniwersyteckich powiązań, daty urodzenia i sympatii politycznych. Gdy tego nie otrzymamy mówimy: No widzisz, nawet nie wiesz na czyich opiniach opierasz swe argumenty (ach... słodkie zwycięstwo). Jeśli natomiast ktoś zażąda od nas źródła informacji, wówczas bez mrugnięcia okiem zmyślamy: Jan Kowalski, docent Jan Kowalski, opracowanie zatytułowane Budowa opony i historia jej produkcji, wydanie IV, poprawione, z 1997 roku. Co, nie czytałeś??

Niektórzy uważają, że w rozmowach tego typu pomaga alkohol i inne używki. Osobiście nie polecam, ale z obowiązku informuję. Ważne jednak, by nie przesadzić. Chodzi o uzyskanie odwagi borsuka lub lwa, a nie padającego na twarz goryla.

Warto również nauczyć się kilku nowych słów. Zamiast mówić gatunek obcy, mówmy alochtoniczny. Używajmy słowa "stricte" na potwierdzenie jakiejś tezy. Nie bójmy się określeń takich jak: bynajmniej, cóż, vis a vis. Sięgnijmy po łacinę, ale tę klasyczną. Wystarczy kilka słówek.

Zamiast mówić, że ktoś nie ma racji, powiedzmy, iż "nie posiada odpowiedniej wiedzy w poruszanym temacie". Gdy nie mamy gotowej odpowiedzi, bo dopiero powstaje ona w naszej głowie, musimy zdobyć kilka cennych sekund. W końcu umiejętne kłamstwo, to też sztuka. W tym celu rzucamy na początku zdanie typu: "Pozwól sobie co nieco wytłumaczyć". Równocześnie spoglądamy przeciągle na interlokutora, a także upewniamy się, iż otoczenie słucha, w kąciku ust umieszczamy ledwo widoczny, drwiący uśmieszek, powoli nabieramy powietrza... i jedziemy ze wszystkim, co nam tylko przyjdzie do głowy.

Zdarzy się, że przyłapani zostaniemy na kłamstwie lub niewiedzy. Wówczas trzeba natychmiast odwrócić uwagę od własnej osoby. Jeśli powiemy, że Kraków, tak jak całe Mazowsze, ma problem z zanieczyszczeniem powietrza, to może się tak dziwnie złożyć, że rozmówca będzie wiedział, iż Kraków leży w Małopolsce i zwróci na to uwagę. Nigdy, ale to nigdy, nie przyznajemy się do błędu! Zamiast tego mówimy: No i po co ta agresja? Chodzi o zaszokowanie przeciwnika. Zamilknie na chwilę, a nam tylko o to chodzi, bo od razu zmieniamy temat.

Ostatecznym argumentem, jakim możemy się posłużyć, jest sięgnięcie do historii rodowej przeciwnika, jego poglądów politycznych, czy stosunku do kraju urodzenia. Pamiętajmy, że liczy się wyłącznie efekt. Prawda jest nieważna. Niestety, w ostatnich czasach bardzo wiele osób trudno jest do czegokolwiek przekonać, więc i wspomniane argumenty muszą być stosowane w dyskusjach częściej. Kiedy czujemy, że rozmowa przybiera niekorzystny dla nas obrót, lub z różnych powodów nie jesteśmy w stanie wymyślić nawet nieistniejących statystyk na poparcie naszej tezy, wówczas wytaczamy najcięższe działa. Słowa takie jak obrońca środowiska, weganin, lewak, faszysta, zdrajca, wnuk ubeka, etc. czynią cuda. Musimy się tylko upewnić, że nie zostaną potraktowane jako żart. Osiągamy to ucinając dyskusję i nie pozwalając, by ktokolwiek zorientował się, że od początku nie mieliśmy nic do powiedzenia.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor