Kampanie wyborcze przypominają pory roku. Wiemy, że po jednej następuje kolejna. Różnica jest taka, że niektóre pory roku lubimy - jedni zimę, inni lato - kampanii wyborczych raczej nie. Nawet tych najciekawszych. Zresztą jak można mówić o ciekawych wyborach, gdy za każdym razem powielany jest ten sam schemat. Wychodzi kilka osób i namiętnie kłamie. Kto robi to najlepiej, wygrywa. Choć zdarzają się podobno wyjątki. Czasami wygrywa ten, kto kłamać nie potrafi lub nie chce, ale ma na przykład sympatyczny uśmiech lub spore zasoby finansowe. Potem okazuje się, że uśmiech był nieszczery, a pieniądze pochodziły od bliżej nieznanych sponsorów z Wall Street.
Wracam do kłamstw. Podobno nie kłamie tylko ten, co nic nie mówi. Są one w naszym życiu tak powszechne, że chyba nie powinniśmy dziwić się, że politycy też je wykorzystują. Dlaczego mieliby tego nie robić? Kłamiemy nieprzerwanie, podobno każdy z nas kilka razy w ciągu dnia. Czasami są to drobne kłamstewka, niedopowiedzenia, przekręcenia, ukrycie faktu. Zdarza się, że nieświadome. Często niepotrzebne, jak się później okazuje. Zjawisko jest tak powszechne, że setki, jeśli nie tysiące naukowców poświęciło mu pół życia i całą karierę. Najciekawsze wnioski przynoszą badania włoskich uczonych uniwersytetu w Piedmont, którzy dowiedli, iż politycy dość szybko zaczynają głęboko wierzyć w opowiadane brednie i ze szczerym przekonaniem sprzedają je jako najświętszą prawdę.
Inne badanie, tym razem z Millikin University oraz University of Wisconsin w Madison potwierdza to, co od dawna wszyscy podejrzewamy. Im dłużej polityk mówi o czymś, czy jest to odpowiedź na pytanie, czy też przygotowane wcześniej oświadczenie, tym więcej zakrada się do tej wypowiedzi kłamstw i fałszu.
Wyobraźmy sobie, że powstały plany budowy jakiejś drogi. Istnieją i prawdopodobnie za jakiś czas projekt ruszy z miejsca. Polityk może ograniczyć się tylko do potwierdzenia, że istnieją takie plany. Ale to nic nie da, bo wszyscy na drogę czekali bardzo długo i nie uwierzą, jak nie zobaczą. Trzeba ich więc nieco podbudować przy okazji łapiąc kilka punktów. Polityk opowiada więc o kosztach (niższych, niż w rzeczywistości), uzyskanych dzięki budowie miejscach pracy (okresowych, dla pracowników spoza stanu), rozwoju okolicy (co jest niemożliwe ze względu na istniejące przepisy), etc. Im dłużej opowiada, tym więcej kłamstw przekazuje. Czasami omija ważne informacje. Na przykład konieczność podniesienia podatków dla biznesów w bezpośredniej okolicy, czy konieczności zlikwidowania placu zabaw dla dzieci. Ale kończąc widzi uśmiechniętych odbiorców gotowych wesprzeć wszelkie wysiłki w budowie tak wspaniałej drogi.
Politycy kłamią, to nie jest żadne odkrycie. Mało tego, badania wykazują, że oczekujemy tego po nich. Gdy w naszym imieniu negocjują z obcymi rządami chcemy, by byli sprytniejsi od przeciwnika. Gdy opisują jakiś konflikt zbrojny chcemy, by przedstawiali nas w roli zwycięzców i ukrywali ciemne strony wojny. W czasie wyborów nie zagłosujemy na polityka, który szczerze opisuje sytuację i trud, z jakim przyjdzie nam pokonywać różne problemy. Zagłosujemy na tego, który zwali winę na innych i przedstawi nam lepszą, kolorową przyszłość.
Jest takie powiedzenie, że można oszukiwać część ludzi przez cały czas, wszystkich przez jakiś czas, ale nie da się oszukać wszystkich przez cały czas. Polityk, by osiągnąć cel musi oszukać wszystkich na chwilę. Tylko do momentu oddania głosu. Potem to już nie ma znaczenia. Osiągnąć to może posługując się kłamstwami. Dla każdego ma inne. Często słyszymy tylko słowa skierowane do nas. Obietnice składane innym wykluczają realizację naszych. O tym zapominamy. Nam obniżą podatki, innym dadzą więcej na wydatki. Ale jak to zrobią, to już nie ma znaczenia.
Kłamstwa są badane na całym świecie. Bo wszędzie występują. W Wielkiej Brytanii też. Naukowcy z University of Strathclyde dowiedli, że wyborcy nie tylko spodziewają się kłamstw z ust polityków, ale wręcz wymagają tego od nich. Z przyjemnością spełniają więc oni te oczekiwania. Wiedzą, że przeciętny wyborca nie orientuje się w większości tematów. Powiedzmy sobie szczerze - to, że na jakiś temat rozmawiamy wcale nie znaczy, że się na tym znamy. W rozmowach związanych z polityką często kierują nami wyłącznie emocje, natomiast sprawdzone informacje przeczące naszym poglądom są szybko odrzucane. Czasami wręcz uznawane za świadomą próbę manipulacji. Politycy wiedzą również, że nie lubimy skomplikowanych wyjaśnień i teorii. Ma być krótko i ma się nam podobać. Próby tłumaczenia nie mają sensu. Za nasze niepowodzenia życiowe odpowiadają najbogatsi i różne organizacje. Jeszcze lepiej, jak są tajne. Większość problemów rozwiążą podatki dla najbogatszych, a nawet jeśli nie, to przynajmniej lepiej się poczujemy. Chcemy ograniczenia wydatków rządowych, zmniejszenia liczebności administracji, a jednocześnie rozbudowy programów socjalnych, nowych autostrad, bezpłatnych szpitali, wczesnego wieku emerytalnego, pokoju na świecie i kilku innych drobiazgów.
Jak pojawi się ktoś próbujący tłumaczyć zawiłości budżetowe, system podatkowy i delikatnie obiecując próby poprawy sytuacji w nieokreślonym przedziale czasu, to go wyśmiejemy. Natomiast inny może nie mieć o niczym pojęcia, ale obieca obniżenie podatków, wyższe czeki emerytalne, lepszy system ubezpieczeń, autostradę w każdej wsi i do tego 25 godzinny tydzień pracy, zwycięstwo ma jak w banku.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.