30 marca 2022

Udostępnij znajomym:

Jaki jest najistotniejszy wyróżnik znakomicie napisanej powieści? Po czym ją rozpoznajemy? Co trzeba zrobić, by taką powieść odnaleźć? Odpowiedź jest super prosta! Trzeba ją przeczytać, żeby się przekonać. Ale jak trafić na tę jedyną i najlepszą? Trzeba przeczytać wszystkie pozostałe. Tak to już niestety jest - żeby osiągnąć coś najlepszego, trzeba doświadczyć czegoś nie-najlepszego.

Ale do rzeczy: powieść świetną świetnie się czyta. To jest ten właśnie zasadniczy wyróżnik znakomicie opowiedzianej historii, przemienionej przez autora w powieść. Dobry tekst dobrze się czyta. Czy musi być świetnie napisany? Niekoniecznie. Może być skonstruowany byle jak, ale musi mieć to coś, co nas wprawia w osłupienie i zachwyt. Co to jest, albo, co to może być? Wiadomo – umiejętność prowadzenia opowieści tak, by spełniała nasze oczekiwania. W istocie bowiem, literatura jest niczym innym, jak kupczeniem. Sprzedaje się tylko to, co mamy ochotę i chęci kupić. A na co głównie mamy ochotę i chęci? Na zaspokajanie naszych, często mrocznych i skrywanych, pragnień. Jeśli się nie identyfikujemy, w jakikolwiek sposób, z opowiadaną historią czy też z bohaterami, którzy w niej odgrywają różne role, powieść nas z pewnością nie porwie. Jesteśmy niesamowicie w tych literackich wyborach egoistyczni i egocentryczni, a literatura jest niczym psychoterapeuta, odsłaniający nasze perwersyjne skłonności.

***

Do czego zmierzam? Do atmosfery, konceptu i tajemnicy skrywających się za opowieścią przytoczoną w „Mexican Gothic”. Jak już pisałem, książka Silvii Moreno-Garcii nosi wszelkie cechy gatunkowe przynależne tak zwanej powieści gotyckiej: tajemniczy, zapuszczony, zapleśniały, zimny dwór, owiany gęstą mgłą - wprawdzie nie średniowieczny, bo rzecz dzieje się w latach pięćdziesiątych XX wieku i nie angielski, bo meksykański (są jednakowoż wątki brytyjskie: lekarz, górnicy, służba i ziemia pod róże są sprowadzone z Anglii) – jest też rzecz jasna, bo jakżeby nie, cmentarz z pogrzebanymi na nim ofiarami zarazy, ale także grobowcem rodzinnym; jest skomplikowana, mroczna tajemnica rodzinna, krwawe morderstwo, nieszczęśliwa i niespełniona miłość; dziwni i niepokojący członkowie kiedyś znamienitego i bogatego, a teraz pozostałego w katastrofalnym upadku, klanu rodzinnego, którego senior jest wyznawcą eugeniki. Jest też biblioteka, a jakże, z zapleśniałymi i pokrytymi kurzem tomiszczami.

To nie wszystko, bo do akcji w pewnym momencie wkracza znachorka, która leczy okolicznych biedaków, a jej medykamenty sprawiają jedno z ważniejszych zawirowań w akcji powieści. I nagle, ni stąd ni zowąd, do akcji wkracza grzyb. Nie wiem, czy jest to typowy wyróżnik zatrważającej powieści gotyckiej, ale w „Mexican gothic” robi, co może, żeby przerażać, podkręcać akcję i doprowadzać bohaterów i czytelników do szaleństwa. Grzyb jest w wszędzie: w zapleśniałych ścianach Wysokiego Dworu, w jego fundamentach, w powietrzu, którym oddychają jego mieszkańcy. Ma nadzwyczajne, diabelskie właściwości. Daje szatańską możliwość nieśmiertelności (coś za coś), a jednocześnie działa jak oszałamiający narkotyk. Jest czymś, co współtworzy tak zwany pomrok, a co objawia się powidokami. Główne postaci opowieści żyją w matni, czy raczej mackach, trwającej w pomroku tragedii i rozpaczy postaci, które zostały wplątane w rodzinny horror! Na czy on polegał? Nie trudno się domyślić. Cała ta niesamowitość kręci się przecież wokół seniora rodu, Howarda Doyle’a, który ma może trzysta, a może pięćset lat i żyje tak długo tylko dlatego, że może zmieniać swą cielesna powłokę, wchodząc swą świadomością w nowe ciała, ale tylko te będące w ścisłej rodzinie – kazirodztwo? A jakże by nie, przecież mamy powieść gotycką, której elementy horroru są bliskie. Mamy więc niekontrolowane koszmary senne, które niekoniecznie dzieją się jedynie w onirycznych obrazach, mamy też nieoczekiwane zmiany osobowości, próby wyrwania się z przerażającej matni, z której pozornie nie ma wyjścia. W całym tym gotyckim instrumentarium jest też, bo jakże by nie, pochowana żywcem postać, jedna z wielu w koszmarnej galerii rodzinnych perwersji. O tyle ważna, że to ona jest główną przyczyną wspomnianego pomroku. A co, poza tym?

„Lata 50. XX wieku, Meksyk. Główna bohaterka, Noemí Taboada, jest olśniewającą, piękną debiutantką uwielbiającą koktajlowe przyjęcia, eleganckie strony i flirtowanie z przystojnymi młodzieńcami. Nie przeszkadza jej to być jednocześnie twardą, niezłomną, bystrą, młodą kobietą, którą niełatwo przestraszyć. Kiedy do rodzinnego domu Noemí dociera zagadkowy list od kuzynki, od niedawna żony dystyngowanego Anglika, z prośbą o pomoc, dziewczyna na prośbę ojca wyrusza do Wysokiego Dworu sprawdzić, co tak naprawdę dzieje się na dalekiej meksykańskiej prowincji. 

Na miejscu spotyka się z niezrozumieniem i wrogością ze strony wszystkich, oprócz dziwnie zachowującej się kuzynki oraz najmłodszego syna w rodzinie. Mroczne tajemnice z przeszłości zaczynają stopniowo wychodzić na światło dzienne. Wysoki Dwór okazuje się kopalnią coraz to bardziej szalonych i brutalnych sekretów. Noemí, nieświadoma czyhającego na nią zagrożenia, zanurza się coraz głębiej w ponurą rzeczywistość posiadłości przegapiając moment, kiedy mogła tak po prostu stamtąd odejść.” (za: Martyna Gancarczyk, w: czytaj.pl)

***

Potworny w swej mocy grzyb, odstręczające koncepcje eugeniczne, kazirodztwo i genetyczna inżynieria przy bezwzględnych metodach manipulacji i prania mózgów to jedna strona tej uroczej opowieści. Druga, o dziwo, ma słodko kwaśny, żeby nie powiedzieć perwersyjny, element erotyczny. Noemi zakochuje się bowiem w Francisie, ale erotyczne uniesienia i pożądanie prokuruje Virgil. Do tego wszystkiego trudno wyzbyć się wrażenia, że niektóre z tych gier i zabaw, ocierają się o nie najlepsze wzory powieści romansowych:

- Ty naprawdę jesteś moim przyjacielem, prawda? – powiedziała. Wcześniej nie do końca w to wierzyła, podświadomie wietrząc jakiś podstęp, lecz teraz uważała inaczej.

- Powinnaś już znać odpowiedź – odparł, ale bez wyrzutu.

- Trudno w tym miejscu odróżnić prawdę od fałszu.

- Wiem. (s. 304)

***

„Mimo, że opis fabuły  brzmi sztampowo, to książka zdecydowanie taka nie jest. „Mexican Gothic” to zaskakujący powiew świeżości wśród ostatnio wydanych horrorów.  Autorka w wyjątkowo zgrabny sposób połączyła klasyczną powieść gotycką z raczej nieobecnym w głównym nurcie „fungal fiction”. Lektura przywodzi na myśl „W kleszczach lęku” Henry’ego Jamesa, czy wznowioną niedawno „Rebekę” Daphne du Maurier. Widać to zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy akcja zawiązuje się, atmosfera stopniowo gęstnieje, a stare domostwo delikatnie pulsuje grozą. Warto też podkreślić, nazwisko Lovecrafta na okładce nie jest tylko chwytem marketingowym, a ociekający dziwnością klimat znany z dzieł Samotnika z Providence będzie towarzyszył czytelnikowi przez znaczną część lektury pióra meksykańskiej powieściopisarki.” (tamże)

Cytowanych i przytaczanych w samej powieści autorów i inspiracji literackich jest znacznie więcej, żeby wspomnieć Wichrowe Wzgórza, ulubioną książkę Cataliny, czy powieści sir Waltera Scotta. Catalina mówi nawet o filmie Maria Candelaria z 1943 roku (s.121). Noemi natomiast odwołuje się w pewnym momencie do opowiadań Horacia Quirogi, Urugwajskiego pisarza i poety (s.126). Wspólnie czytają wiersze Sor Juany Ines de la Cruz, ikonicznej postaci w sztuce meksykańskiego baroku (s.216).

Co z tego wynika?

Kontynuacja za tydzień

Mexica gothic, Silvia Moreno-Garcia, wyd. Mova, 2021, s.375.

Zbyszek Kruczalak

 

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor