Pewnie niektórzy mieli okazję poznać twórczość Orsona Scotta Carda, autora wielokrotnie nagradzanego bestselleru “Gra Endera” i jednej z kilku jego kontynuacji, “Mówca umarłych”. Ta druga książka opowiada o ludziach, którzy po czyjejś śmierci tłumaczą innym ich działania, decyzje, poglądy i próbują łagodzić nawarstwione za życia konflikty i nieporozumienia.
To oczywiście mało precyzyjny i boleśnie konieczny skrót, ale musi wystarczyć, gdyż nie o książce chcę opowiedzieć, ale o człowieku, który jej treść – do pewnego stopnia i we własnej wersji – wprowadził w życie.
Gdy niedawno o nim przeczytałem, skojarzenie z książką pojawiło się natychmiast, chyba już po drugim zdaniu tekstu zamieszczonego w australijskiej prasie.
Bill Edgar sam siebie nazywa “trumiennym spowiednikiem” i według mnie mógłby nad tym określeniem jeszcze trochę popracować. Z drugiej strony, skoro jego praca szokuje, to nazwa wykonywanego zawodu powinna tym bardziej.
Nie, on nie tłumaczy zmarłych i nie rozwiązuje konfliktów.
W imieniu zmarłego i na jego wcześniejszą prośbę mówi ludziom wszystko, co jego klient chciał, a nie mógł za swego życia z różnych powodów powiedzieć.
Często jest więc płacz, obrażanie, krzyki, czasami tylko zranione spojrzenie. Zwykle właśnie to jest dopiero początkiem wielu rodzinnych konfliktów.
Ale Edgar nie ma szacunku dla żywych, jest lojalny tylko wobec swych klientów, czyli niedawno zmarłych, którzy zapłacili mu, by załatwił kilka spraw po ich śmierci.
Czasami udaje się do domu klienta i wynosi z niego pewne przedmioty, listy, filmy. Te, które nie powinny wpaść w ręce dzieci lub współmałżonka. Mogą to być przedmioty erotyczne, pornografia, broń, narkotyki, pamiętnik. Jego zadaniem jest to zniszczyć.
Ale najczęściej bierze udział w pogrzebie, gdzie za cenę 10,000 dolarów publicznie występuje i mówi to, o co poprosił go zmarły klient. Ujawnia sekrety. Wszystkie.
Mówi, że zaczął to robić - jak często bywa - przypadkowo.
Był prawnikiem i dla ciężko chorego klienta robił listę pośmiertnych sprawunków. Zaczęli się zastanawiać, co można by śmiesznego zrobić, kiedy go już nie będzie, gdy pojawił się pomysł, by wtargnąć na pogrzeb i zrobić małe zamieszanie.
Tak zrobili.
Edgar wtopił się w grupę żałobników i rodzinę, po czym zgodnie z instrukcjami odczekał do mowy pożegnalnej najbliższego przyjaciela zmarłego mężczyzny, któremu w połowie kazał się zamknąć i usiąść, a następnie na głos poinformował, że wie o próbach romansu z jego żoną i innych występkach przeczących przyjaźni.
Miał również poprosić trzy inne osoby o opuszczenie pogrzebu, a gdyby nie chciały, miał to zrobić siłą.
Od tamtej pory “wstąpił” już na kilkadziesiąt pogrzebów, gdzie zgodnie z instrukcjami wyjawiał niewygodne sekrety.
Trochę obawiał się konfrontacji na pogrzebie bikera, gdzie ujawnił, że jego klient był gejem, a jego kochanek jest wśród zgromadzonych na pożegnaniu mężczyzn.
Innym razem kazał odprawiającemu nabożeństwo księdzu usiąść i milczeć, bo klient nie życzył sobie elementów religijnych i wiedział, że rodzina jego prośby nie spełni. Ksiądz był nieco urażony, ale zrozumiał. Rodzina nie.
Edgar zabezpiecza się prawnie nagrywając wszystkie rozmowy z klientami i podpisując szczegółową umowę. Wyrażona w tej formie ostatnia wola zmarłego, jeśli nie narusza prawa, jest realizowana nawet wbrew woli rodziny i znajomych.
Ludzie różnie reagują na to, co robi. Oczywiście dotknięci i urażeni są ci, o których mówi. Pozostali, czyli zdecydowana większość, nastawieni są do niego pozytywnie. Chcą wiedzieć więcej. Domagają się informacji. Taka jest ludzka natura. Jak już wiemy, że nie o nas mowa, nie mamy nic przeciwko ujawnianiu sekretów.
Zdarza się, że rodzina, ksiądz lub zakład pogrzebowy starają się nie dopuścić do zrealizowania planu klienta. Edgar jest na taką ewentualność przygotowany. Wyciąga podpisaną umowę, z której wynika, że próba zablokowania jego przemówienia skończy się zabraniem ciała klienta w inne miejsce i kremacją bez świadków i rodziny. Zwykle ustępują.
Jego pracą zainteresowali się twórcy filmowi. Powstaje właśnie scenariusz, będzie kręcony film. Może serial. Pewnie trafi do kin.
Na temat jego pracy wypowiadają się specjaliści z różnych dziedzin medycyny. Dochodzą do wniosku, że postępowanie jego klientów jest niezdrowe. Bo nie wolno dusić w sobie takich tajemnic i ujawniać ich po śmierci. Według nich konflikty trzeba rozwiązywać wcześniej, za życia.
Łatwo powiedzieć, trudniej to niektórym zrealizować. Zawsze znajdzie się coś, jakiś sekret, który zabieramy ze sobą.
Podejrzewam, że takich Edgarów wkrótce będzie więcej. To nowy zawód, choć akurat podobnie jak wiele innych, pojawił się w literaturze już wcześniej. Samo zajęcie też ciekawe, na pewno ciekawsze od tysięcy nudnych zawodów.
Zastanawiam się teraz, czy miałbym o co poprosić takiego mówcę. Niech to będzie mój sekret. Na razie.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.