Za ustawionymi wzdłuż ulicy metalowymi barierkami coś się działo. Pokaz jakiś, pochód albo teatr uliczny. Trudno było cokolwiek dojrzeć, bo w pierwszym rzędzie ustawiło się stado wyrośniętych młodzieńców w wieku produkcyjnym. Stali ramię w ramię blokując widok kilkulatkom, kobietom, emerytom i generalnie ludziom o dwie lub cztery głowy niższym od nich. Poproszeni o przepuszczenie do przodu chociaż dzieci, zrobili głupie miny i jeszcze mocniej zwarli szereg.
No trudno, nie to nie, ale niesmak pozostał.
W nie tak znów odległych czasach obowiązywały na co dzień jakieś zasady dobrego wychowania. Nie wszyscy ich przestrzegali, ale większość miała o nich pojęcie i potrafiła się dostosować. W podobnej sytuacji wyrośnięci ponad średnią osobnicy przepuszczali uboższych wzrostem, by każdy sobie coś pooglądał. Nie trzeba było prosić. W autobusach ustępowało się miejsca starszym. Kobiety przepuszczało w drzwiach. Dzieci siedziały grzecznie podczas posiłków, zwłaszcza w publicznych jadłodajniach zwanych restauracjami. Każdy znał słowa "dziękuję", "proszę", "przepraszam" i nawet ich czasem używał. Mam wrażenie, że dziś schamieliśmy strasznie, nie tylko młodzi, ale ludzie w każdym wieku. Nawet najlepiej wychowani widząc, jak poczynają sobie inni, decydują się na zerwanie z kulturą i obyciem. Szkoda.
Ciemna sala koncertowa. Z głośników płynie prośba o nieużywanie fleszy w aparatach, które przeszkadzają aktorom w grze. Na scenie pojawia się pierwsza osoba, odtwórca postaci z XIX-wiecznej Anglii. Nagle ciemność przecina ostry błysk z pierwszego rzędu. Ośmieleni tym zuchwałym czynem użytkownicy dalszych miejsc rozpoczynają utrwalanie spektaklu w pamięci swych telefonów. Tylko po co?
Coraz częściej oburzamy się na najmniejsze nawet, dotykające nas osobiście niesprawiedliwości. Nic wielkiego, naprawdę. Ktoś ośmielił się powiedzieć coś niewłaściwego o naszym ulubionym aktorze, otwarcie przyznał do innej wiary, podczas posiłku wybrał tofu zamiast mięsa.
Gniew nas rozsadza, gdy w tekście piosenki użyto nieodpowiednich, według nas, zwrotów, a kto inny w luźnej rozmowie pozwolił sobie na krytykę ulubionego prezydenta.
Swej frustracji dajemy upust najpierw słownie, później w sieci i urazę chowamy przepisowo przez sześć lat. Jak nas bardziej poniesie, to zwyzywamy kompletnie nieznaną sobie osobę od liberałów, Hitlerów lub zielonych - zależnie od potrzeb i okoliczności. A ponieważ niewłaściwie pojmowanej niesprawiedliwości na świecie jest dużo, dajemy upust złości przy każdej okazji i na każdej platformie, często popadając w histerię.
Problem w tym, że ci sami ludzie odwracają się później od zauważonych przez siebie problemów i popełniają podobne grzechy i występki wobec innych. Tylko dlatego, że tak jest wygodniej, prościej, łatwiej. Albo wyczytali w poradniku, by wyrzucić z siebie nagromadzoną czytaniem wpisów w internecie energię.
Jest takie powiedzenie, że najprostsze rozwiązanie nie zawsze jest najbardziej sprawiedliwym i najlepszym. Jeśli wymagamy czegoś od innych, sami powinniśmy zmusić się do odpowiedniego reagowania i zachowania.
Nie potrafimy zaakceptować innego zdania, stylu życia, gustu i zainteresowań. Nasze jest jedyne, najlepsze, obowiązkowe. Czasami warto zacisnąć zęby i powstrzymać odruchową reakcję organizmu. Nie możemy oczekiwać od innych poszanowania naszych poglądów, naszego stylu życia, odmawiając tego samego otoczeniu.
Choć brzmi to wszystko dość enigmatycznie, piszę o konkretnych osobach. Mam nadzieję, że przekaz jakoś dotrze i nieco ostudzi rozpalone głowy. Może spowoduje, że zamiast produkować bezsensowne listy, zajmą się jakąś pracą twórczą. Może jakaś książeczka dla dzieci? Szkic ołówkiem? To chociaż krzyżówkę rozwiązać... to uspokaja.
Często słyszę, że młodzież dziś jakaś inna, zła, niegrzeczna. Być może. Prawdopodobnie wynika to z braku doświadczenia, wiedzy o życiu, innej strawy duchowej serwowanej w XXI wieku. Ale z czasem wyrosną z nich ludzie.
Z ich rodziców, dziadków już nie. Czasami zastanawiam się, skąd tyle zawiści, złości i braku tolerancji u dorosłych, dojrzałych przecież ludzi.
Pewnego dnia rozmawiałem ze starszym mężczyzną spotkanym w sklepie przy lodówce z nabiałem. Zaczęliśmy od wymiany opinii na temat jakości mleka, skończyliśmy o różnicach pokoleniowych. Człowiek ten uświadomił mi, że czas płynie szybko i czasem nie warto zajmować się drobiazgami. Do takich zaliczył prostowanie poglądów i wychowania u innych. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że skoro zmieniają się pory roku, to ludzie też mają do tego prawo. Na pewno nie podobała mu się moja koszulka, a właściwie napis na niej, ale nie powiedział ani słowa. Ja też niczego nie skomentowałem, choć przecież zawsze coś by się znalazło.
Wracając na chwilę do wspomnianego wcześniej teatru, to z robieniem zdjęć zaciemnionej sceny należy bardzo uważać, by podczas ich późniejszego oglądania nie pojawiła się jakaś niespodzianka. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że wkurzony nieposłuszeństwem publiczności aktor pokazał coś robiącym fotki. Dłoń chyba, a właściwie jeden palec. Trzeba sprawdzić na Facebooku, gdzie zdjęcie na pewno już jest. Na pewno również z podpisem świadczącym o kompletnym niezrozumieniu tego gestu.
Miłego weekendu
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.