Trudno jest lekko i z humorem mówić o poważnych sprawach, zwłaszcza, gdy mowa jest o pandemii, która wstrzymała pół świata i w niedalekiej przyszłości doprowadzić może do poważnych zmian geopolitycznych, a właściwie na pewno doprowadzi. Ale jak tu obojętnie przejść obok faktu, że czasami pewne zachowania wywołują w nas niewłaściwe lub przestarzałe reakcje.
Kichanie, na przykład
Jest reakcją organizmu na alergeny, wirusy, bakterie, zapylenie powietrza, itd. Dziś kichnięcie jest jednym z objawów Covid-19 i świadczyć może o zarażeniu koronawirusem, grozić poważnymi konsekwencjami wszystkim, którzy znajdują się w pobliżu. Nawet śmiercią. A mimo wszystko każdy z nas, automatycznie, odruchowo, jak pies Pawłowa, słysząc kichnięcie uśmiechnie się z wyrozumiałością i powie "na zdrowie". Bo tak się przyjęło. Bo tak wszyscy mówią. Nie ma to sensu większego, ale nie jesteśmy w stanie tego wyeliminować.
Z drugiej strony mamy całkowicie bezpieczne, choć niekoniecznie przyjemne dla otoczenia puszczanie… wiatrów. Wolałbym inaczej, ale niech będzie. Wiatrów. Nikt od tego nie wyląduje raczej w szpitalu, chyba że to naprawdę poważna niestrawność. Słysząc ten charakterystyczny dźwięk niemal każdy reaguje gwałtownie spoglądając groźnie, rzucając jakieś niemiłe słowo, odsuwając się na bezpieczną odległość. Generalnie pokazując biedakowi, że zrobił coś złego. Strasznego wręcz. Nieprzyzwoitego. Krzywdę niemal.
Nie nalegam, by przy puszczaniu wiatrów mówić komuś "na zdrowie", choć jestem pewny, że odpowiednia akcja w mediach społecznościowych w kilka tygodni przyniosłaby skutek. Raczej by może podczas kichnięcia najpierw uciekać na bezpieczną odległość, a potem z daleka spoglądać groźnie na kichającego bez maseczki. Musimy coś z tym zrobić, czyli dopasować dawne zwyczaje do nowych warunków.
Przywitanie
Znamy ich wiele rodzajów. Wszystko zależy kto się z kim wita. Mamy kilka rodzajów uścisków dłoni. Znacznie więcej odmian pocałunków. Mogą być przyjacielskie w policzek lub dwa, a nawet trzy, w usta, więc bardzo intymne lub wykonywane pod przymusem, jak na przykład imieninowe całowanie w dłoń mało znanej cioci. Można też stosować różne uściski, z poklepywaniem i bez. Są jeszcze piątki, żółwiki i inne zwierzęta.
Teraz wyobraźmy sobie sytuację, która na pewno kiedyś przytrafiła się każdemu. Spotykamy znajomego, znajomą, kolegę, koleżankę, itd. W sklepie na przykład. Albo na poczcie. Po słowie "Czeeeeść….!" od razu witamy się, zależnie od płci i zażyłości wykorzystując jedną z opisanych powyżej metod. Po czym, kiedy już skończymy całowanie i przytulanie, pytamy "co słychać". W odpowiedzi słyszymy, "Ach, ostatnio trochę choruję, ale już jest lepiej…". Robimy smutną minę i obniżając głos wyrażamy ubolewanie. Powinniśmy kopnąć w kostkę, warknąć i zacząć publiczną dezynfekcję skażonych powierzchni ciała.
Dlatego, by uniknąć takich sytuacji, proponuję przywitania bezdotykowe. Osobiście jestem za salutem wolkańskim. Albo niskim ukłonem, ale to tylko dla wysportowanych i rozciągniętych. Zdrowo, szybko, i neutralnie w każdej sytuacji. Można i z kolegą, ciocią i prezesem się tak przywitać. Niech się później domyślają, czy było z sympatią, czy bez.
Naukowcy z Harvardu wyliczyli kiedyś, długo przed Covidem, że gdybyśmy powstrzymali się w sezonie grypowym z tymi buziaczkami i przytulankami na przywitanie, a także zakrywali usta podczas kichania i kaszlu, to liczba zachorowań na schorzenia wirusowe byłaby niższa o w społeczeństwie amerykańskim o ponad 45%. Nowa rzeczywistość tylko potwierdziła dawne teorie.
Otwieranie drzwi. Mycie rąk
Połączyłem te dwa punkty celowo, gdy zaobserwowałem następująca sytuację: w publicznej łazience pewien mężczyzna umył ręce, wysuszył je, po czym podszedł do drzwi. W momencie, gdy dotknął klamki zaklął szpetnie i wrócił do zlewu. Umył ręce ponownie, wysuszył, podszedł do drzwi i czekał aż kto inny, wchodzący lub wychodzący, je ponownie otworzy. Pomyślałem, że to niezły sposób – ludzie o rękach jeszcze nieumytych powinni otwierać drzwi innym, już odkażonym. Albo zawiasy w drzwiach powinny być zamontowane odwrotnie, by otwierały się pchnięciem nogą od środka. Lub zlew umieścić trzeba na zewnątrz, już po dotknięciu klamki. Sposobów jest wiele. A tak poważnie, to jakoś damy sobie radę bez niepotrzebnej złości, nieposkromionych emocji i może z odrobiną humoru.
Tak, czy inaczej, czekają nas poważne zmiany. Przynajmniej na jakiś czas. Specjaliści od dobrych manier mówią, że pewne zwyczaje pożegnają z radością, jak choćby stukanie się szklaneczkami w czasie toastu. Ale uścisk dłoni powróci. Może nie w tym lub przyszłym roku, tylko za 5 lat, ale powróci. Na razie pamiętajmy, że każdy z nas jest inny i ma inne powody do określonych zachowań.
To, że ktoś odmawia dziś uściśnięcia ręki na przywitanie lub odsuwa się na przepisowe 6 stóp nie znaczy, że jest tchórzem. Może jest w grupie ryzyka, może opiekuje się osobą starszą, może po prostu jest mądrzejszy. Nie do nas należy ocena takiego zachowania. Natomiast naszym obowiązkiem jest poszanowanie czyjegoś wyboru.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.