Ale czy klasyczne równania muszą odpowiadać rzeczywistości we wnętrzu czarnej dziury? Czy w przypadku czarnej dziury mamy prawo mówić o jakiejś rzeczywistości? (s.164)
Martin Vopenka napisał świetną powieść, która nas wyrzuca w „Piąty wymiar”, taki zresztą jest tytuł jego książki. Dlaczego w piąty i dlaczego wyrzuca? Vopenka pisze inaczej niż Hrabal, Skvorecky, Kundera, Ota Pavel czy Ladislav Fuks, których pisarstwo wciąga nas w magiczność istnienia przez specyficzny dla Czechów (i Latynosów) sposób postrzegania rzeczywistości. Jaki? Tylko Czesi (i Latynosi) potrafią w przejawach najzwyklejszej codzienności dostrzec jej duchowość, jej tajemnicę i jej magię. To właśnie ten dar patrzenia na staw z rybami czy koty plączące się wokół, wyrzuca nas w inny wymiar, niekoniecznie piąty. Jak to się dzieje? Nie wiadomo. W końcu wszyscy możemy wziąć młotek w rękę i wbijać gwoździe, ale „W obsługiwałem angielskiego króla” urasta ten fakt do wielkiej metafory wszelkich potworności, jakie sobie nawzajem wyrządzamy. Pisałem już o tym w związku z unikalnością świata przedstawionego w powieściach czeskich twórców.
Gdy czyta się „Palacza zwłok”, czy ogląda film nakręcony na podstawie powieści Ladislava Fuksa trudno pozbyć się dojmującego wrażenia, że autorowi udało się dotknąć czegoś, co wykracza poza zwykłość i dotrzeć do istoty zła. Nie ma jednakowoż w tej powieści żadnego więziennego eksperymentu stanfordzkiego czy czegoś podobnego, jest w niej po prostu palacz zwłok, który uwierzył w to, co mu kazano i tę wiarę „przekuwa w czyn”. Mariusz Szczygieł napisał w jednej ze swych recenzji:
„Główny bohater "Palacza zwłok" jest wzorowym pracownikiem krematorium, ma gołębi charakter, a o swojej żonie mawia pieszczotliwie "moja delikatna". Do czasu. Bo każdy człowiek będzie potworem, tylko trzeba mu dać szansę. O tym opowiada powieść Ladislava Fuksa z 1967 roku, a więc napisana kilka lat przed słynnym eksperymentem psychologicznym Philipa Zimbardo. Książka i eksperyment pokazują, że ludzie dobrzy to tacy, co uniknęli sytuacji, która wyzwoli w nich zło. (A film na podstawie tej książki jest być może najlepszym filmem świata)”.
Podobne ma się wrażenie czytając teksty Bohumila Hrabala, a kultowe już przecież opowiadanie i film „Obsługiwałem angielskiego króla” też nie są niczym innym, jak pokazaniem, często tragicznej absurdalności tego, co nazywamy historią. Absurd zresztą jest jedną z ulubionych kategorii literatury czeskiej, która opanowała „absurdalne igraszki” do perfekcji tak zaawansowanej, że często nie mamy nawet wrażenia, że jesteśmy zanurzeni w oparach absurdu. Czy nieustanne wbijanie młotkiem gwoździ w cokolwiek może być uznane za czynność absurdalną? I tak i nie – bo w czeskiej prozie wszystko jest w gruncie rzeczy „i tak i nie”.
Przykładów ilustrujących tę tezę jest mnóstwo, a jednym z najbardziej „malowniczych” jest absolutnie cudowna „Śmierć pięknych saren” zarówno w wersji książkowej jak i filmowej. Scena odławiania karpi ze stawu, w którym ich nie ma jest ponad-magiczna i znacznie wykracza poza wszystko, czego możemy się po niej spodziewać.
„Spotkałem kiedyś młodego człowieka (23 lata), który nie przeczytał nigdy żadnej książki. A nagle zapragnął. Spytał, co mogę mu polecić na pierwszy raz, żeby nie zraził się do czytania. Bez zastanowienia odparłem: Śmierć pięknych saren . To książka, którą od lat kupuję w ilościach hurtowych i rozdaję znajomym. Bo to najbardziej antydepresyjna książka świata”.
(Mariusz Szczygieł)
To zupełnie tak jak z Wojakiem Szwejkiem – najbardziej antyczeską z arcyczeskich powieści. „Przygody dzielnego wojaka Szwejka zaczęły swoją karierę od oszustwa. Hašek ze swoim pierwszym wydawcą wpadli na pomysł, że na okładce napiszą: "Wychodzi jednocześnie we Francji, Anglii i Ameryce. Zwycięstwo czeskiej literatury za granicą!". Było to zupełne kłamstwo, ale jak przyjemnie, że okazało się proroctwem”.
Ale wróćmy do Martina Vopenki i jego powieści o eksperymentowaniu z samotnością, relacjami z bliskimi, seksualnością, magią, okultyzmem, teleportacją i innymi wymiarami z fizyką kwantową w roli głównej. Czy aby na pewno mamy z tym wszystkim do czynienia w jednej książce? Nawet, jeśli wydaje się to niemożliwe, to dzięki znanemu skądinąd chwytowi literackiemu, który można by zatytułować: – jaką książce wziąłbyś ze sobą na bezludną wyspę? Vopenka osiąga znakomity efekt kondensacji znaczeń w swoim tekście. Obok dość tuzinkowego konceptu udziały w jakimś, bliżej nieokreślonym eksperymencie, główny bohater wciąga nas w swe rozważania o konstytucji kosmosu i naszej w nim roli:
„W umowie było też zapisane, że mogę wziąć jedną książkę. Jedną książkę na cały rok. Pomyślałem, że to nie powinna być powieść. Zresztą nawet nie chciało mi się czytać fikcji. Coraz intensywniej odczuwałem potrzebę poznania. Potrzebowałem książki, z której będę mógł czerpać wiedzę i materiał do przemyśleń przez cały ten czas”. (s. 26)
***
Ta atmosfera dotykania czegoś, co jest niezrozumiałe, trudne i wręcz niemożliwe do „ogarnięcia” przez kogoś, kto nie ma za sobą studiów z fizyki czy matematyki, przeradza się w „Piątym wymiarze” w doświadczenie wspólnego odkrywania i przyswajania. Analizowanie elementarnych pojęć i koncepcji konstytuujących istotę fizyki kwantowej staje się wspólnym procesem, wspólną wędrówką Jakuba (skojarzenia biblijne są tu oczywiście zupełnie uzasadnione) i czytelnika na drodze ku odkrywaniu siebie, w poszukiwaniu sensu. Ta jedna, wybrana książka, to rzeczywiście istniejący i wydany też po polsku tekst:
„Została mi jeszcze ta jedyna, dozwolona książka. Biorę ją do ręki i już sam jej dotyk sprawia, że czuję się pewniej. To „Czarne dziury i krzywizny czasu” Kipa Stephena Thorne’a. Teraz ją tylko przekartkowuję; „Względność przestrzeni i czasu”, „zakrzywienie przestrzeni i czasu”, „tunele czasoprzestrzenne”, „granice ludzkiego poznania”. Nie mogę się doczekać”. (s.28)
***
Czego dotyczy podręcznik K.S Thorne’a?
„Czarne dziury i krzywizny czasu to temat rzadko przedstawiany z równą elegancją - językiem, który wspaniale przybliża abstrakcyjne pojęcia fizyki teoretycznej i astrofizyki. Thorne opisuje ezoteryczne, a jednocześnie przerażające obiekty - czarne dziury - miejsca, gdzie przestrzeń i czas zakrzywiają się do tego stopnia, że separują się od reszty Wszechświata. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że reakcja Wszechświata jest wzajemna. Nic podobnego, do czarnej dziury wstęp jest wolny - tyle że wyjścia nie ma, nie powróci stamtąd nawet światło. Nie mniej szokującą konsekwencją ogólnej teorii względności jest plastyczność tworu, w którym żyjemy - czasoprzestrzeni. Wystarczy dysponować odpowiednią masą lub energią, aby dowolnie zakrzywiać, wyginać i deformować czas i przestrzeń. Jeśli to możliwe, czemu nie zakrzywić czasoprzestrzeni do tego stopnia, aby dosięgnąć gwiazd odległych o setki lat świetlnych? „To jest możliwe - pisze Thorne - taki obiekt nazywa się tunelem czasoprzestrzennym i podam wam przepis, jak go skonstruować. Teraz nie mamy możliwości technicznych, aby wykonać taki tunel, ale mamy możliwości intelektualne, aby sobie go wyobrazić”.
Ważne miejsce w książce zajmują ludzie nauki. Autor zgrabnie przeplata wątki biograficzne z historią rozwoju dwudziestowiecznej fizyki i astronomii, omawia także wpływ polityki na naukę. Ponadto dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy o międzynarodowej społeczności uczonych, o ich sympatiach i animozjach i o tym, jak te wzajemne oddziaływania wpływają na postęp nauki. Każdy ciekawy świata człowiek znajdzie w tej książce coś interesującego. Przeczytają ją zapewne reprezentanci nauk ścisłych, ale także humaniści niebojący się ścisłego myślenia - jej zrozumienie nie wymaga przygotowania w dziedzinie matematyki ani fizyki”. (z: recenzji wydawnictwa)
Kontynuacja za tydzień