Pomyłki zdarzają się wszystkim. Zwykłym obywatelom, politykom, biznesmenom. Również ludziom anonimowym, przynajmniej na razie, bo policja już ich szuka. Na Florydzie na przykład, w sklepie Goodwill młode małżeństwo kupiło kołyskę dla swego dziecka. Zapakowaną w pudełko. A w pudełku, jak się okazało w domu, oprócz kołyski był karabin automatyczny koloru czarnego, Mossberg 715T. Wprawdzie rozładowany i z blokadą na spuście, ale do zestawu dołączony był pełny pocisków magazyek. Zważywszy, że całość kosztowała $9.99, była to też poważna pomyłka w wycenie wartości towaru ze strony pracowników sklepu Goodwill.
W reklamach też zdarzają się wpadki. W dzienniku Seattle Times ukazał się kiedyś materiał promocyjny, nawołujących stan Waszyngton do rozwoju infrastruktury, co miałoby przyciągnąć nowe inwestycje i zagwarantować świetlaną przyszłość mieszkańcom. Ponieważ marka Boeing, ze względu na wielką fabrykę tam zlokalizowaną, była najbardziej rozpoznawalna, postanowiono prasową odezwę zilustrować produktem tej firmy.
Dopiero kiedy obejmujące całą stronę we wszystkich lokalnych dziennikach ogłoszenie ukazało się, ktoś zauważył, że zdjęcie przedstawia produkt największego rywala, europejskiego konsorcjum Airbus.
Poproszeni o opinię specjaliści tej firmy potwierdzili, że jest to ich samolot, konkretnie model A320 i podziękowali za reklamę. Model ten przejął 60 procent rynku opanowanego wcześniej przez Boeinga 737 i to jeszcze przed ostatnimi problemami.
Żeby było śmieszniej, ogłoszenie ukazało się w imieniu organizacji o nazwie Aerospace Partnership, czyli teoretycznie grupy ludzi znającej się na samolotach....
Przychodzą do głowy setki wpadek i problemów, z jakimi na co dzień borykają się politycy i biznesmeni. Pierwsi zwykle bawią nas wpadkami językowymi lub nieprzyzwoitą pozą uchwyconą przez fotografa. Choć bywają poważniejsze, wynikające z braku wiedzy. Przykładów w każdej kategorii mamy wiele.
Z ostatnich lat na pewno utkwił nam w pamięci wywiad jakiego Sarah Palin udzielała tuż po ułaskawieniu indyka przed świętem Dziękczynienia na tle autobusu przerobionego na obwoźną rzeźnię, gdzie na oczach tysięcy widzów zarzynano mające mniej szczęścia, krzyczące ptaki.
Mieliśmy również słynne rozmnożenie stanów prezydenta Obamy, czy Ricka Perry, wielokrotnego kandydata na prezydenta, do niedawna szefa departamentu energii w administracji Trumpa, który w czasie debaty zapomniał, jakie departamenty chciałby zamknąć. Skoro o Trumpie mowa, to należy odróżnić wpadki od świadomego przekręcania faktów, ale do weselszych zaliczyć należy wywiad, w którym żalił się, że miał „trudne początki”, bo ojciec dał mu „małą pożyczkę w wysokości kilku milionów dolarów”.
Warto przypomnieć sobie kilka zdarzeń, które teraz bawią, choć u odpowiedzialnych za to osób prawdopodobnie wywołały atak serca.
Przed laty amerykański producent samochodów Ford wszedł na rynek meksykański z modelem o nazwie Caliente. Była duża impreza i hektolitrami lał się szampan. Potem okazało się, że w tamtejszym slangu słowo to tłumaczy się na „podniecony”, a nawet używa czasami do niezbyt ładnego określania kobiet. Zresztą Ford miał więcej wpadek i prawdopodobnie często zmieniał menadżerów sprzedaży i promocji. Jedną ze swych ciężarówek nazwał Fiera, co po hiszpańsku oznacza dziką bestię, ale w slangu napaloną, drapieżną kobietę.
Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy samochodach. Kiedy na początku lat 90. przyjechałem do USA, po ulicach poruszały się jeszcze Chevrolety Nova. Ten sam model trafił też do Puerto Rico. Tam jednak musiano zmienić po jakimś czasie nazwę na Caribe, gdyż „no va” oznaczało „nie pojedzie”.
Podobne problemy miewali również brytyjscy producenci. Tuż przed wielką premierą jednego z Rolls-Royce`ów w Niemczech ktoś zauważył, że model o nazwie Silver Mist (srebrzysta mgła) w lokalnym języku oznacza srebrzysty gnój. Do kompromitacji nie doszło, bo na miejscu zmielono tony materiałów promocyjnych i zmieniono nazwę.
Amerykańska firma chciała przed laty wejść na europejski rynek ze sprzedażą mleka. Wybrano na początek Francję, gdzie produkt nazwano PET. Chodziło o to, że to mleko to taki przyjaciel rodziny, ulubieniec, etc. Ze sprzedażą było krucho. Okazało się, że Francuzi unikali zakupu tego produktu, bo w ich języku słowo to kojarzyło się z puszczaniem wiatrów. W Polsce firma produkująca oświetlenie, dobre zresztą, ale o niezbyt handlowej nazwie OSRAM musiała przemianować swe żarówki na Dulux. Sprzedaż od razu podskoczyła.
Obce słowa czasami wydają się nam bardziej atrakcyjne. Dlatego zamówienie w restauracji składane po włosku lub francusku dla niewtajemniczonej osoby (czytaj: która nie zna języka) brzmi rewelacyjnie, choć dotyczyć może na przykład bułki z masłem. Język polski też mieszkańcom wielu krajów może wydać się egzotyczny. Przytoczę tu historię Heleny Modrzejewskiej, która podczas przyjęcia w Stanach Zjednoczonych została poproszona o zadeklamowanie czegoś w swoim rodzimym języku. Wrażenie podobno zrobiła piorunujące, a język polski wydał się wszystkim przepiękny. Warto więc wiedzieć, że słynna aktorka po prostu liczyła do stu. To jednak nie była wpadka, ale poczucie humoru Modrzejewskiej.
Firma Kryptonite, której hasło reklamowe brzmi „Groźny świat, twarde zamki” wyprodukowała łańcuch do zabezpieczenia rowerów zamykany na skomplikowany szyfr. Gdy już sprzedała tysiące sztuk, ktoś w serwisie YouTube zamieścil film, w jaki sposób w pięć sekund otworzyć go długopisem. Pocieszenie niezadowolonych klientów kosztowało ponad 10 milionów.
Mnie wpadki różnego rodzaju zdarzają się coraz częściej. Kilka dni temu po zjedzeniu obiadu zrzuciłem resztki z talerza do kuchennego zlewu, po czym talerz i sztućce wyrzuciłem do śmieci. Wszystkim było wesoło. Oprócz mnie.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.