“Myśleć potrafi niewielu, ale opinie chcą mieć wszyscy” (A. Schopenhauer)
Ja też, dlatego, mam nadzieję, Schopenhauer wybaczy mi arogancję i zaakceptuje tłumaczenie, że opinia budowana w kontekście różnych idei, źródeł i punktów widzenia pozwoli nadać jej znamiona myślności, bez posądzania ją o bezmyślność, zgodnie z przekonaniem, iż jedyną drogą do opiniowania sensownego jest:
„…kwestionowanie wszystkiego, co słyszysz; upłynnianie tego, co wydaje się twarde jak skała; zatem patrz przez rozmaite psychologie i filozofie jak przez szybę, na której ktoś wymalował piękne widoki, zamiast zatrzymywać na tych obrazach wzrok. Nie wierz tym, którzy domagają się od ciebie ślepego uznania ich opinii. Nie dawaj się schwytać w żaden terapeutyczny system, religię czy ideologię.” (za: Potyczki z Freudem, s.193)
Miałem wprawdzie pisać o meksykańskim gothicu, Silvii Moreno-Garcii, który obezwładnia przedziwną, mroczną atmosferą, tak charakterystyczną dla prozy latynoskiej, w której przenikają się światy magii, tajemnicy, namiętności i przemocy. Powieść uwodząca nas ku nieznanemu i strasznemu, niczym opowiadania z tomu Meksyk noir w wyborze Paco Ignacio Taibo. Dwanaście opowiadań o Mieście Meksyk, w którym wszystko jest możliwe – może dlatego to miasto jest tak zachwycające i uzależniające. Może dlatego korupcja, zbrodnie i nieustanne zagrożenie przeplata się z zachwytem, radością i szczęściem. Taka mieszanina jest tylko możliwa w Meksyku.
Ale rzeczywistość skrzeczy i mimo wyraźnej irytacji Schopenhauera z powodu ludzkiej indolencji, postaramy się jednak zaopiniować to, co tu i teraz. A co mamy tu i teraz? Sytuację niewyobrażalną jeszcze parę tygodni temu, w której, jak w magicznym lustrze przywołującym przeszłość, możemy się przeglądać i oczom nie wierzyć. Co się dzieje? Wojna – rozgrywająca się na wielu poziomach, w samym w środku Europy, na oczach – prawie – całego świata. Patrzymy w lustro przeszłości i widzimy manipulację: faktami, stereotypami, uprzedzeniami, frustracjami, manipulację, która wprawia agresję w ruch. Karmi nienawiść i okrucieństwo. Patrzymy w lustro odbijające teraźniejszości i nie widać żadnej różnicy. Manipulacja jedynie zyskała nowe zabawki. Już nie tylko wiece z pochodniami, nocne marsze w oparach brunatności czy czerwieni, ale internetowe trollowanie, fake newsy na platformach społecznościowych, ciągle potężna moc telewizji oraz cyfrowych źródeł informacji, a raczej dezinformacji. Jesteśmy zalani, zasypani wiadomościami w takiej ilości, jak nigdy wcześniej. Czym ta dezinformacja, tu i teraz, różni się od tej z lat trzydziestych poprzedniego wieku? Niczym! Co to jest manipulacja? To iluzoryczna obietnica czegoś, komuś. Jak się to robi? Konstruując złudzenie, które ma sprawiać wrażenie realności. Jak? Manipulując propagandowo. Przykłady? Proszę bardzo. Oto niektóre fragmenty wywiadu z ambasadorem Rosji w Polsce:
- chcielibyśmy, żeby Ukraina była państwem pokojowym, kwitnącym gospodarczo, kulturowo i w dobrych relacjach z Rosją;
- nie napadamy zbrojnie na Ukrainę, my ją tylko wyzwalamy;
- nie chcemy rozlewu krwi, niesiemy jedynie pomoc bratniemu narodowi ukraińskiemu;
- Ukraina stała się bazą do prowadzenia działań przeciw mojemu krajowi;
- obecna władza Ukrainy nie reprezentuje rzeczywistych interesów i woli narodu ukraińskiego;
- ta władza nie reprezentuje narodu ukraińskiego, nie odpowiada jego rzeczywistym interesom;
- na tle tego politycznego burdelu, który nie kończy się przez wiele lat na Ukrainie, skuteczność naszego systemu politycznego wydaje się tym bardziej oczywista;
- naszym zdaniem porozumienie między naszymi narodami jest absolutnie możliwe i wiemy, że większość narodu ukraińskiego tego chce. Oni wiedzą, że przyczyną tego, co dziś się dzieje w stosunkach między Ukrainą i Rosją, jest wadliwa polityka władz ukraińskich. Tak być nie powinno;
- Rosja wszystkich umów dotrzymuje. I nie jest prawdą, że wykorzystuje energię do szantażu politycznego, jesteśmy przecież w takiej samej zależności od tych transakcji jak odbiorcy gazu.
Czy to sen czy jawa, a może zjawa? Nie, to rzeczywistość skrzeczy manipulując w poczuciu kompletnej bezkarności sądami iluzorycznymi, które absolutnie nie mają aspektu analitycznego, więc nie posiadają znamion bezsprzecznej prawdziwości, ani syntetycznymi, bo z doświadczeniem mają tyle wspólnego, co nic. Czym zatem są sądy iluzoryczne? Są czystym fantazmatem. Ułudą, skutkiem kultury manipulacji, która niezwykle skutecznie wyprała nasze mózgi z umiejętności krytycznego myślenia.
We współczesnym, późnym kapitalizmie wielkich korporacji, ogromnych podziałów i różnic społecznych, słabnącej mocy samoregulujących się mechanizmów państwa demokratycznego i jego elementarnych instytucji, liczy się jedynie zysk za wszelką cenę. Wykreowana rzeczywistość, w dużej mierze wirtualna, służy tylko i wyłącznie zarabianiu coraz większych pieniędzy przez największych graczy. Tak wielkich, że bezkarnych i bezwzględnych. Przypomnijmy choćby fragmenty z książki Scotta Galloway’a Wielka czwórka. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google:
„Jakim sposobem cztery firmy zgromadziły tak wielką władzę? Jak to się dzieje, że nieożywiony twór, nastawione na zyski przedsięwzięcie wrasta w ludzką psychikę na tyle głęboko, żeby zmieniać zasady określające, jak może działać firma i czym być? Co ich bezprecedensowe rozmiary i wpływy oznaczają dla przyszłości biznesu i gospodarki? Czy ich przeznaczeniem, tak jak innych biznesowych potęg przed nimi, jest dać się przyćmić młodszym, atrakcyjniejszym rywalom? Czy może okopały się tak solidnie, że już nikt – człowiek, przedsiębiorstwo, rząd ani nic innego – nie ma szans?” (s.11)
Wygląda na to, że pytanie ma już wyraźnie retoryczny charakter. Nikt myślący nie ma już chyba złudzeń, co do „misji” hiper miliarderów, w których władaniu pozostaje moc manipulacji, za naszym, zupełnie świadomym i bezmyślnym, przyzwoleniem. W końcu nikt nas nie zmusza, przystawiając pistolet do głowy, by uczestniczyć w internetowych forach, w których aż przelewa się od wszelakiego szamba, które wybija nam w twarz, ale nie reagujemy. Czy ucieczka od wolności jest wpisana w nasze DNA?
„Jonathan Haidt, słynny amerykański psycholog społeczny, porównał ostatnio Facebooka do Kompanii Wschodnioindyjskiej – prowadzącej rabunkowy handel na niekontrolowanym przez prawo terytorium. Pandemia pokazała czarno na białym, jak groźne jest to, o czym wiedzieliśmy już wcześniej – że internet jest wspaniałą platformą do głoszenia nieprawdy. W tym wypadku o pandemii i o szczepionkach. Jednocześnie obserwujemy, jak coraz wygodniej dziś dyktatorom i autorytarnym watażkom rządzi się przez zarządzanie kłamstwem. Bo nie wystarczy mieć kluczy do Biblioteki Babel, trzeba jeszcze umieć z nich korzystać.” (za: Grona gniewu, Miłada Jędrysik, w: Magazyn Książki, nr 6, 2021, s.41).
Termin „zarządzanie kłamstwem” jest swoistym kubłem zimnej wody koniecznej do opłukania z szamba, które nas zalewa. Świadomość bezwzględnej gry rynkowej, w której mamy tylko o tyle znaczenie, o ile jesteśmy konsumentami, może nam dać pewną perspektywę i dystans w uległości wobec totalnej manipulacji, co jednakowoż wydaje się mocno dyskusyjne.
Żeby się dobić, przypomnijmy jedną z fundamentalnych tez książki Nienawiść sp. z o.o., Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, Matta Taibbi’ego, która sprowadza się do niezwykle prostego stwierdzenia: wszyscy manipulują, każda z opcji politycznych, religijnych czy korporacyjnych na swoje manipulacyjne techniki. Nie różnią się one niczym w swej strukturze. Jedynie brzmią, pozornie, odmiennie:
„To proces marketingowy, zaprojektowany tak, by tworzyć retoryczne uzależnienia i zatrzaskiwać w waszych umysłach wszelkie drzwi niewiodące do konsumpcji. Powstają przez to nie tylko ogniska politycznej zajadłości. Tak tworzą się masy konsumentów mediów wytresowanych do patrzenia tylko w jednym kierunku, jakby ciągnięto ich przez dzieje po szynach, z końskimi klapkami założonymi na oczy, patrzących tylko w jedną stronę. Jak się okazuje, takie dzielenie nas jest dla kogoś użyteczne. Im bardziej podzieleni jesteśmy jako naród, tym bardziej bezsilni politycznie się stajemy” (s.27/28).
Czy tylko politycznie?
Zbyszek Kruczalak