Ostatnio w Chicago miała miejsce wizyta prezydenta RP, pana Andrzeja Dudy. Nie będę się tutaj rozpisywał nad merytoryczną stroną tej wizyty (chociaż muszę obiektywnie przyznać, że frekwencja w Millenium Park była raczej żałosna), ale chciałbym poruszyć temat prawa do zgromadzeń i roli policji w takich sytuacjach.
Prawo do zgromadzeń (jak również religii, wypowiedzi i zwracania się do rządu) jest zagwarantowane pierwszą poprawką do Konstytucji USA. Życie polityczne było i będzie mniej lub bardziej dynamiczne, i już w XVIII wieku rozumiano, że społeczeństwo musi znaleźć jakąś formę ujścia emocji społecznych. A taką formą, z braku Facebooka, Tweetera i generalnie Internetu – były zgromadzenia publiczne. Politycy wykorzystywali je do szerzenia swojej wizji świata, a opozycjoniści do okazywania swojej dezaprobaty. I nie ma w tym nic złego, dopóki odbywa się to wszystko w pokojowej atmosferze. A nad tym zazwyczaj czuwa policja.
Jeżeli zgromadzenie ma mieć miejsce na terenie, którego włodarzem jest jakaś forma samorządu, należy rzecz jasna dostać najpierw od tego samorządu pozwolenie na zgromadzenie. Jest to oczywiste z paru powodów – zarząd miasta lub wioski jest odpowiedziany za ogólne bezpieczeństwo takiego spotkania, wymaga to planowania ze strony gospodarza (ruch kołowy, opieka zdrowotna, sanitariaty), a ponadto daje to szansę danemu samorządowi na wprowadzenie pewnych restrykcji i ograniczeń.
To właśnie te ograniczenia i restrykcje czasami wzbudzają emocje manifestantów, którzy słusznie lub nie, uważają, że ich konstytucyjne prawa zostały pogwałcone. Przykładem tego może być wizyta prezydenta Dudy pod Pomnikiem Katyńskim w New Jersey. Zgodnie z doniesieniami świadków naocznych i dostępnego materiału filmowego, było oczywiste, że wprowadzono tam zakaz wszystkich kijów i patyków, do których były przymocowane flagi i transparenty. Spowodowało to sytuację, w której część flag i transparentów została tymczasowo zarekwirowana przez policję. To zdarzenie samo w sobie wzbudziło niemiłe emocje, ale jeszcze bardziej oburzyło demonstrantów sposób, w jaki te flagi zostały potem potraktowane. Okazało się bowiem, że zostały zwyczajnie rzucone pod płot, na ziemię. To, niestety, było dokonane rękoma policji. Świadczy to o karygodnym braku szacunku ze strony policji New Jersey i powinno być natychmiast przedmiotem interwencji konsula RP w Nowym Yorku. Niestety pan konsul Gołubiewski jest ewidentnie kolejnym filosemitą i znalazł sobie kumpla w postaci żydowskiego burmistrza New Jersey, Stevena Fulopa. Trudno więc mówić o jakiejś energicznej akcji ze strony polskiego konsulatu.
Absolutnym kontrastem do akcji policji w New Jersey było zachowanie policji chicagowskiej w czasie pobytu prezydenta Dudy w Chicago. Generalnie, prawdopodobnie ze względu na małą frekwencję w czasie spotkanie, nie było zbyt wiele kłopotów logistycznych. Osoby indywidualne i grupy dzieci szkolnych weszły na teren spotkania bez żadnych problemów. Policja chicagowska, jak zresztą bardzo często w takich wypadkach, miała na miejscu liczny kontyngent umundurowanych funkcjonariuszy, jak również paru tajnych agentów. Oczywiście, ze względu na rangę gości, kierownictwo nad całym wydarzeniem przejął amerykański Secret Service. Poza chicagowską policją i agentami rządu federalnego, obecni byli również agenci prywatnej firmy ochroniarskiej.
Organizatorzy spotkania, sądzę że rozmyślnie, wybrali bardzo specyficzny obiekt. Otóż Pavilion Pritzkera, mimo że jest obiektem należącym do miasta Chicago, i jako taki miejscem publicznym, od czasu do czasu jest wynajmowany przez miasto na wydarzenia prywatne. Dlaczego to miało by mieć jakiekolwiek znaczenie? Otóż o ile Konstytucja USA reguluje zachowanie w miejscu publicznym, o tyle jest bardzo ograniczona w miejscach prywatnych. Dlatego też pewne prawa i przywileje obywatelskie mogą być legalnie ograniczane, bez obawy gwałcenia tej zasadniczej ustawy prawnej.
Odczuła to grupka demonstrantów, którzy znaleźli się na terenie trawnika pawilonowego. Kilka osób w białych koszulkach, które w sumie przeliterowały słowo konstytucja, zostały poproszone o opuszczenie terenu, kiedy zaczęły wznosić jakieś okrzyki. Ewidentnie organizatorzy przyjęli zasadę, że bierne manifestacje będą dozwolone, a bardziej dynamiczne – nie. Delikatność i takt chicagowskiej policji musiał być tak duży, że prowodyrzy tej demonstracji, z którymi miałem okazję wymienić parę zdań na ten temat, twierdzili, że nie zostali wyproszeni, ale to oni sami zadecydowali, że czas opuścić ten teren. To tak jak w tym dowcipie o dyplomacji – dyplomacja to sposób powiedzenie komuś, aby szedł do diabła w taki sposób, aby cieszył się z nadchodzącej podróży…
Na koniec raz jeszcze chciałbym podkreślić rolę policji w takich sytuacjach. Proszę pamiętać, że policja jest jedynie ramieniem wykonawczym jakiegoś tam urzędu. W ogromnej większości wypadków policja zachowuje się profesjonalnie, bezstronnie, i nie przekracza swoich uprawnień ani nie gwałci państwa praw. Ich zachowanie może nam się podobać lub nie, ale dopóki jest w ramach prawa, nic na to nie poradzimy. Jeżeli jednak uważamy, że policja w jakiś sposób przekracza swoje upoważnienia lub łamie prawo, należy to udokumentować i zgłosić zarówno do mediów jak i do departamentu policji. Nie jest dobrym pomysłem rozpoczynanie filozoficzno-prawnych wywodów z policjantem rozkazującym nam wrócić na chodnik, czy coś w tym rodzaju. Takich potyczek nie wygramy, a ewentualnie możemy awansować do rangi zagrożenia, a to już może skończyć się poważnym poturbowaniem lub nocą spędzoną w areszcie.
Marcin Vogel
Marcin Vogel jest chicagowskim policjantem, wykładowcą na Akademii Policyjnej. Ma tytuł Master of Art z psychologii. Występuje w audycji "Kwadrans Policyjny" w środy o 16:45 na Polskim FM, prowadzi audycję radiową "Sprawa dla policjanta" w czwartki o 17:25 na 1080 AM oraz podcasty "Marcin Vogel prezentuje" na YouTube.