Chicagowski burmistrz, popularnie znany pod pseudonimem “Mały baletmistrz” z racji ukończonej szkoły tanecznej, po raz kolejny olśnił wyborczą gawiedź swoją umiejętnością mydlenia oczu.
Reagując na ciągle wzrastający wskaźnik morderstw w Chicago, miłościwie nam panujący przywódca miasta zapowiedział, że wyciągnie spod biurek 100 ukrywających się tam policjantów, i w ten oto sposób, magicznie wręcz, opanuje szalejącą przemoc w Chicago. Lewicowo zdeformowana gawiedź oczywiście wydała okrzyk zachwytu, niemalże tak głośny jak na widok magika wyjmującego z kapelusza żywego królika, i wszyscy, uspokojeni perspektywą ładu i porządku, rozeszli się do swoich zajęć. Prawda jednak wygląda nieco inaczej….
Chicagowski departament policji liczy około dwunastu tysięcy zaprzysiężonych policjantów. Ponadto, w departamencie pracuje również około dwóch tysięcy pracowników cywilnych. Departament podzielony jest na pięć biur – biuro patrolowe, biuro dochodzeniowe, biuro przestępczości zorganizowanej, biuro rozwoju organizacyjnego i wreszcie biuro usług technicznych. Mieszkańcy miasta mają do czynienia głównie z oficerami przydzielonymi do biura patrolowego (to ci, co jeżdżą radiowozami), a czasami z detektywami z biura dochodzeniowego.
W biurze patrolowym pracuje około połowa tych policjantów, czyli mniej więcej sześć tysięcy. Jasne jest chyba, że nigdy nie jest tak, że wszyscy, to znaczy sześć tysięcy policjantów jest w tym samym czasie w pracy. Są urlopy, dni wolne, zwolnienia chorobowe. Tym niemniej, na papierze, tych sześć tysięcy policjantów jest podzielonych pomiędzy dwadzieścia dwa dystrykty policyjne. Każdy dystrykt jest dalej podzielony na trzy sektory, a te z kolei na pięć rewirów. Każdy z tych rewirów jest obsługiwany przez jeden radiowóz. Jeden rewir policyjny to obszar od pięciu do dziesięciu tak zwanych bloków kwadratowych. Warto sobie uświadomić, że kiedy taka załoga radiowozu wykaże się proaktywnym podejściem i kogoś zaaresztuje, to zjeżdża na komendę, i tam pozostaje z tym delikwentem aż go nie ulokuje w areszcie, co może zająć od pół godziny do kilku godzin. W tym czasie dany rewir jest de facto pozbawiony opieki policyjnej, no chyba że jakiś radiowóz z sąsiedniego rewiru się tam niechcący zaplącze.
Burmistrz Chicago, zwany również Małym Kuglarzem, stwierdził, że opanuje przemoc w mieście poprzez zapędzenie 100 ukrywających się w biurach policjantów na ulice. Co za wspaniałe poczucie humoru! Tych stu policjantów, nota bene niewątpliwie wysoko umotywowanych po tym, jak przeniesiono ich ze stanowisk, na które zapracowali sobie wysługą lat, nie będzie nawet w stanie zapełnić jednej trzeciej radiowozów krążących po mieście. No ale nie jest to przecież pierwsze liczbowe kuglarstwo popełnione przez miłościwie nam panującego burmistrza. Około roku temu przecież to właśnie ten polityczny geniusz zapewnił chicagowską społeczność, że zatrudni nie sto, ale tysiąc nowych policjantów! Lewicowe środki masowego przekazu (przepraszam za masło-maślane) wyły z zachwytu, a przeróżne marionetki polityczne ukazujące się w orszaku małego hochsztaplera wykrzywiały pyski w radosnej euforii. Rok później, okazało się, że owszem – tysiąc nowych rekrutów przeszło przez Akademię Policyjną, ale pomiędzy awansami na detektywów i sierżantów, i rekordową ilością przejść na emeryturę, netto zysk dla biura patrolowego wynosił, uwaga – 37 policjantów! Oczywiście w rejestrze miasta wszystko się zgadza. Przecież Rham nie powiedział, że zatrudni tysiąc więcej policjantów, ale tysiąc nowych policjantów, co jest kolosalną różnicą.
Zawsze uważałem, że nie jest sztuką jedynie wytykać błędny i problemy. To jest w sumie najłatwiej. Prawdziwą sztuką jest sugerować jakieś realistyczne rozwiązania. Szczerze przyznam, że nie jestem pewien, czy Chicago może liczyć na jakieś konkretne rozwiązanie. Wszystko tutaj jest tak upolitycznione, i tak zdeformowane lewacko po dekadach rządów demokratów, że jakiekolwiek racjonalne rozwiązania są chyba mało realne. No ale, gwoli sztuki, pozwolę sobie na pewne sugestie.
Zacząłbym od tego, aby istniała jakaś racjonalna selekcja w przyjmowaniu zgłoszeń na 911. Obecna zasada jest taka, że praktycznie każde zgłoszenie na 911 powoduje wysłanie tam radiowozu. Proszę sobie wyobrazić, że jeżeli matka zadzwoni na policję, że jej ośmiolatek nie chce odrabiać lekcji – jedzie radiowóz. Jeżeli ośmiolatek zadzwoni - że mama na niego krzyczy, bo nie odrabia lekcji – jedzie radiowóz. Jeżeli na imprezie prywatnej ktoś się uchla do nieprzytomności i trzeba wezwać ambulans – jedzie też radiowóz. I tak dalej, i tak dalej. Dlaczego tak jest? Bo nikt nie chce ryzykować zarzutów ze strony głównie mniejszości rasowych, że policja nie służy im w takim samym wymiarze, jak białym. (Oczywiście, jeżeli popatrzymy na statystki, to policja jeździ na wezwania do mniejszości etnicznych zapewne 10 razy więcej niż do białych, ale to krępująca statystyka, o której nie można mówić). A więc radośnie wysyłamy radiowozy na wszelakie wezwania, bez względu na ich trywialność, po to, aby nasz Mały Baletmistrz i jego przydupaski-radni zostali ponownie wybrani na następną kadencję. Przy takiej polityce, nawet jeżeli będziemy mieli w Chicago 5 tysięcy więcej policjantów w biurze patrolowym, to i tak nie będziemy w stanie obniżyć poziomu przestępstw.
Oczywiście nie ma znaczenia, ilu jest policjantów, jeżeli nie pozwala się im wykonywać ich pracy. Od paru lat, poprzez różne rozporządzenia i ustawy, tak ograniczono prawa policjantów, że staliśmy się jedynie figurantami. Szczególnie dotyczy to sfery zatrzymań na ulicy osób podejrzanych, i ich przeszukiwań. Policja nigdy nie mogła zatrzymywać ludzi bez podstaw, ale teraz stało się to prawie niemożliwe. Bez zmiany tych zasad, wiele się nie osiągnie, no ale to już temat na kolejny artykuł.
Marcin Vogel
Marcin Vogel jest chicagowskim policjantem, wykładowcą na Akademii Policyjnej. Ma tytuł Master of Art z psychologii. Występuje w audycji "Kwadrans Policyjny" w środy o 16:45 na Polskim FM, prowadzi audycję radiową "Sprawa dla policjanta" w czwartki o 17:25 na 1080 AM oraz podcasty "Marcin Vogel prezentuje" na YouTube.