Wydaje nam się, że jesteśmy na tyle, na ile mamy tego bycia świadomość. To oczywista, kartezjańska konstatacja. Czy może ona nas jeszcze w jakiś sposób niepokoić? No cóż, gdyby sprecyzować co skrywa się, albo raczej, co może stanowić o tej świadomości w jej możliwych, różnych realizacjach, to może byłoby lepiej, abyśmy jej nie mieli. Dlaczego?
„Kiedy zapada mrok”, zbiór opowiadań, który napisał Jaume Cabré, wydaje się wpisywać w koncept świadomości schorowanej. W jaki sposób? Opowiada historie o zabijaniu. W pierwszym, niezwykle sugestywnie opowiedzianym tekście z tego wyboru, Cabré wciąga nas w historię porzucenia. Paroletnie dziecko, główny bohater opowiadania, zostaje oddane do domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne, które w swych habitach i kornetach w kształcie ptasich skrzydeł, nieomalże unosiły się w powietrzu, powiewając nimi w takt kroków. Sceny zupełnie jak z kultowego pokazu mody kościelnej w filmie Felliniego. I nie byłoby jeszcze w tym porzuceniu czy pozostawieniu samemu sobie nic nadzwyczajnego, gdyby nie obietnica ojca, który przyrzekł odwiedzić go w niedzielę, co oczywiście nigdy się nie stało. Ojciec nigdy więcej się nie pojawił, ale za to istotną rolę w tej historii odegrał niejaki Enric, albo raczej Henricus, który był człowiekiem do wszystkiego, od pilnowania porządku, poprzez wszelkie naprawy i pomoc w ogrodzie, do seksualnego molestowania blondynków włącznie.
„- Ale to prawda, że Henricus dobrał się do tyłka Tomàsa. Dwa lata temu. W Boże Narodzenie.” (s. 24) Oczywiście nie tylko do Tomàsa, w końcu asystował chłopcom, gdy brali prysznic. I właśnie tu zapętla się to, co potem urośnie w konieczność zabijania, bo tylko tak można zredukować poczucia obrzydzenia. Trzech przyjaciół i ON – to wokół nich rozgrywa się cały teatr zabijania, czy raczej unicestwiania traumy przez mordowanie. Żeby to się stało, ON zabija nie tylko Henricusa, ale też swego ojca. Jakby tego było mało, oszukany przez trójkę swych przyjaciół, Toniego, Tona i Tomàsa, w efekcie różnych zawirowań szantażuje ich śmiercią, a oni doskonale wiedzą, że nie będzie miał najmniejszego problemu, żeby ich zamordować. Mroczność molestowanej świadomości zatacza, obezwładniające w swej konsekwencji, koło. Tak musiało się stać. Determinacja schorowanej wyobraźni jest bezwzględna w procesie odreagowywania na porzucenie, gwałt i zdradę. Tylko eliminacja zadających ból może być tym, co przywraca proporcje.
Tę determinację można dostrzec jeszcze drastyczniej, aczkolwiek akcentowaną w odmienny sposób, w powieści „Piercing”, japońskiego pisarza Ryū Murakamiego. Głęboko zraniona postać głównego bohatera przez niebywale, okrutnie toksyczną matkę, jest diabolicznie obezwładniona koniecznością zabijania. Jest to doświadczenie praktycznie identyczne z silnym uzależnieniem od mocnych środków odurzających. Rana z dzieciństwa, niezwykle zresztą głęboka, może być przynajmniej trochę i jedynie chwilowo, ale jednak zaleczona, gdy wbije się komuś w miękki brzuch szpikulec do lodu w taki sposób, by długo i powoli wypływała z niego gęsta krew. Można też przy okazji podciąć ścięgna Achillesa, by usłyszeć ten ostry, przeszywający dźwięk destruowanego ciała. Najlepiej zrobić to w trakcie erotycznych igraszek w anturażu sadomasochistycznym.
Cała opowieść, niczym doskonały thriller, czy raczej horror psychologiczny, zbudowany jest, podobnie jak u Cabré, na traumie doświadczonej w dzieciństwie i w istocie niemożliwej do wyeliminowania ze świadomości. Głęboko znienawidzone przez matkę dziecko, drastycznie przez nią bite i poddane nieustanie innym, bolesnym torturom, nie jest w stanie, w żaden sposób, tego zrozumieć.
Główny bohater, Masayuki, zmaga się całe swe dorosłe życie z obsesją konieczności uśmiercenia kogoś. Dlatego wbija szpikulec do lodu kobiecie, z którą kiedyś mieszkał, ale też nie może sobie poradzić z myślą, że to samo może zrobić swej żonie i dziecku, które ledwie co się urodziło. Niektóre sceny w powieści oscylują na granicy niemożliwego, przy których niepokój i zagrożenie, których doświadczamy przy oglądaniu filmu Polańskiego, Dziecko Rosemery, są niewinną igraszką. Szczegółowe planowanie morderstwa prostytutki, niezwykle detaliczne, rozpisane zresztą w jego notatniku, pozwala nam śledzić procesy, jakimi się kieruje zdeformowana traumą dzieciństwa wyobraźnia. Powieść Murakamiego, znacznie obszerniejsza od tekstu Cabré, prowadzi nas ku nieoczekiwanemu zakończeniu. Ale zanim tam dotrzemy, czeka nas, pełna zwrotów akcji, historia rozmowy dwojga, przypadkowo wystawionych na wspólne zaistnienie, ludzi. Każdy z nich nosi w sobie gęsty mrok, który może w każdej chwili przerodzić się w, czyste w swym okrucieństwie, szaleństwo. Umysł molestowany ma przecież nieskończone możliwości w poszukiwaniu dróg ujścia owego lepkiego mroku.
„Wspomnienia budzą się ze snu w zakamarkach całego ciała i z początku poruszają się wolno, ale już chwilę później płyną z ogromną prędkością ku powierzchni. Czucie zanika począwszy od miejsc, gdzie dotarły do celu. Pierwsza fala ogarnia najpierw usta, potem wewnętrzną stronę dłoni, palce u stóp, pachy. Wspomnienia wyskakują z porów skóry i unoszą się lekko wokół ciała, by stworzyć obraz. Czekają, zawieszone w powietrzu, aż reszta do nich dołączy. Gdy już są w komplecie, przed oczami staje obraz, tak jakby ktoś włączył telewizor i zaczynał się program, kolejna powtórka. Widzę jego twarz, jak bez końca liże mnie tam, na dole. Jego twarz. Podobna do zgniłych warzyw obciągniętych szmatą ze starych ubrań. Kocham cię – szepce. Szepce bez przerwy. Kocham cię.” (s. 73)
Chiaki Sanada, prostytutka sado-maso, przytacza te wspomnienia, gdy zamknięta w łazience, nie może odpędzić od siebie mroku, który spada na nią często i nieoczekiwanie. Nie pomagają ani leki psychotropowe, ani seksualna stymulacja. Wynajęta przez Masayuki’ego ma być tą, w której brzuchu zagłębi swój szpikulec do lodu i której podetnie ścięgna Achillesa. Horror czy nie?
Zupełnie niebywała sytuacja dwojga ludzi obezwładnionych traumą dzieciństwa, obdartych z igraszek niewinności, zaistniałych w nowej odsłonie przypadkowego spotkania. Dialog jaki się między nimi toczy, jest pozorowany i w istocie jest dialogizowanym monologiem wewnętrznym poszczególnych postaci. Owo spotkanie, od początku naznaczone ostatecznym rozwiązaniem, niczego jednakowoż nie rozwiązuje. Dlaczego? Bo to wzajemne splątanie dwu postaci jest tragicznie nierozplątywalne.
Murakami, podobnie jak Cabré, kreuje historie pozornie tylko poza normą, w istocie przecież nie przydarzyły się one kosmitom, gdzieś tam w kosmosie. Każdy na swój sposób i w swej prywatności targa przecież za sobą i w sobie, mniej lub bardziej nienormalną ciemność, z której często nie można znaleźć wyjścia.
Opowieść Murakamiego prowadzi nas przez meandry owych ciemności, pełnych drastycznych niemożliwości, ku zupełnie nieoczekiwanemu zakończeniu, które niczego nie rozwiązuje, niczego nie definiuje i niczego nie wyjaśnia. Poza jednym: horror niekoniecznie musi być jedynie terminem literackim.
Wszystkie cytaty, jeśli niezaznaczono inaczej, za:
Kiedy zapada mrok, Jaume Cabré, wyd, Marginesy, 2017, s.305.
Piercing, Ryū Murakami, wyd, Tajfuny, 2021, s.135.
Zbyszek Kruczalak