----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

07 czerwca 2023

Udostępnij znajomym:

„Na pewno miała dość przegrywania. Jak już powiedziałam, dodała, nie można zmienić kart, dlatego pozostaje zmienić stół. Znalazła pani swój? zapytał mężczyzna”.

„Trzy razy o świcie” Alessandro Baricco to tekst trójdzielny. Trzy opowiadania w trzech różnych miejscach i różnym czasie, ale połączone postaciami dwojga głównych bohaterów.

„W tle hotelowego lobby po trzykroć spotyka się para bohaterów – Mary Ho Pearson i Malcolm Webster, za każdym razem jednak jest to „spotkanie wyjątkowe, pierwsze i zarazem ostatnie”, jak pisze sam autor we wstępie. W pierwszej opowieści obie postacie mają około czterdziestu lat, w drugiej – ona jest nastolatką, a on przekroczył już sześćdziesiątkę, w trzeciej – Malcolm ma trzynaście lat, a Mary Ho pięćdziesiąt sześć. Przypadek sprawia, że za każdym razem wpadają na siebie, choć nie są kochankami – przynajmniej w potocznym tego słowa znaczeniu, ale ich spotkania zawsze okazują się fatalne: zmieniają bieg życia albo jemu, albo jej, albo obojgu. Chociaż całość przypomina skomplikowaną układankę, [...] większą część tekstu stanowią wartkie i bezpośrednie dialogi, a szczegóły z życia bohaterów objawiają się stopniowo, jak w puzzlach, gdzie kawałek po kawałku dochodzimy do pełnego obrazu. Nie jest jednak powiedziane, że to obraz definitywny, bo Baricco może w przyszłości dołożyć nowe elementy, żeby zburzyć wyobrażenia czytelników i ukształtować je od nowa. [...]” (z: recenzja wydawcy).

Co wydaje się szczególnie ujmujące w tej układance zdarzeń, które być może są zupełnie przypadkowe, a przecież służą nieprzypadkowym rozmowom o sensie i absurdzie życia, to ta unikalna atmosfera i takiż nastrój, tak bardzo charakterystyczne dla prozy Baricco, którego kultowy i nieomalże ikoniczny Jedwab obezwładnia nastrojowością. Na czym ta unikalność polega? Wydaje się, iż tajemnica świata przedstawionego w tekstach Baricco polega na nieprzewidywalnych splątaniach zdarzeń, w które wrzuceni są bohaterowie przytaczanych opowieści, co oczywiście jest poetyckim snuciem tytułowej jedwabnej nici poprzez żywota postaci zanurzonych w przypadkowe sytuacje wzajemności niechcianej. Autor skazuje postaci przytaczanych historii na bycie w rozdarciu między tym, co zdroworozsądkowe i tym, co kompletnie irracjonalne.

W pierwszym opowiadaniu zamieszczonym w tomie Trzy razy o świcie znajdujemy obie postaci w lobby hotelowym o bardzo wczesnym świcie, bo jak wskazuje tytuł zbioru, wszystko to, co się w tekście wydarza, dzieje się trzykrotnie i zawsze z samego rana i zawsze ma swój początek w hotelu. Dlaczego? Taka powtarzalność daje pewne poczucie absurdalnego porządku w kompletnie rozchwianym świecie. To też wydaje się być charakterystyczną cechą prozy Alessandro Baricco.

Pozornie przypadkowe spotkanie dwojga ludzi przeradza się w niesłychanie męczący i uzależniający, intensywny dialog, który od banalnej wymiany grzeczności przeradza się w rozmowę o sensie, czy raczej absurdzie życia. Pozorna przypadkowość tego spotkania staje się jasna dopiero w kolejnym, drugim opowiadaniu, gdy wydarzenia z hotelowego pokoju w rozdziale nazwanym Jeden okazują się zaplanowanym działaniem:

„Odgadli mój zamiar i sprytnie to rozegrali. Śledzili mnie z daleka, potem wybrali odpowiedni moment. Bylem w hotelu i tam mnie złapali, o świcie, ale z taktem, w piękny sposób. Miałem szczęście, ci policjanci znali się na rzeczy”.

W Jeden wyłaniają się pewne wątki i motywy, wokół których zbudowane są kolejne części, czyli Dwa i Trzy. Baricco wplata je w dialogi nieomalże niezauważalnie, jakby przy okazji, budując pajęczynę zależności i zbieżności losów Mary i Malcolma. W pierwszej części mamy jedną z wielu zasugerowanych prefiguracji tego, co stanie się potem w Trzy:

„[…] odparł, że doskonale pamięta, miał trzynaście lat i wszystko stało się jednej nocy. Że wtedy zawalił mu się świat. Tamtej nocy, przed jego domem w płomieniach, przed bezsensownym ogniem, zawalił się świat. Miałem trzynaście lat, powtórzył. Potem spotkałem człowieka, który nauczył mnie, co robić, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce, i od tamtej pory już nigdy nie przestałem uważać, że to jedyne zadanie, które powinniśmy wypełniać. Zawsze jest jakiś dom do odbudowania, dodał, a to mozolna praca i wymaga cierpliwości”.

Niewielka objętościowo część pierwsza zatytułowana Jeden jest stosunkowo gęsta w znaczenia mające swe eliptyczne materializacje w Dwa i Trzy. Dlaczego eliptyczne? Bo często musimy się ich domyślać, a niektóre z tychże domysłów mogą prowadzić nas na manowce. Tak dzieje się w Trzy, gdy przyjaciel Mary i jej wielka miłość, pyta, gdy widzi przywiezionego do niego chłopca:

„To jest Malcolm, przedstawiła kobieta. Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę. Potem znowu popatrzył na kobietę. Jest mój? - zapytał. Kobieta nie od razu zrozumiała. Czy to mój syn? - powtórzył spokojnie mężczyzna. Kobieta się roześmiała”.

Aczkolwiek w Jeden mamy, sugerujący pewne powiązania z tym wydarzeniem, passus:

„Dlatego zostawiła dziecko u swojej matki i zaczęła od zmiany miasta, pracy, stylu ubierania się. Prawdopodobnie chciała porzucić też pewne sprawy, których nie udało się już uporządkować”.

Co ciekawe, tylko w Jeden przytoczona jest metafora wagi, która nie ma swej kontynuacji dosłownej ani w Dwa, ani w Trzy, a wydaje się kluczowa dla rozumienia osoby Malcolma:

„[…] bo zaczął wspominać czasy, kiedy po raz pierwszy nauczono go ważenia. Jak porządnie ważyć. Spodobało mu się to, co należało robić rękami, żeby ważyć porządnie. Prawdopodobnie wtedy doszedł do przekonania, że brakuje mu właściwych narzędzi, i to był początek jego pasji. Miał dokładnie zważyć dwa rodzaje farby i wymieszać je, sprawdzić, ile potrzeba jednej, a ile drugiej”.

Niektóre z tych osobistych i bardzo intymnych wynurzeń są zaskakujące, biorąc pod uwagę, że obydwoje znają się nie dłużej, niż parę godzin i wszystko dzieje się na granicy nieoczywistości, z pewnym elementem erotyzmu, abnegacji i perwersji.

Kobieta, której imienia jeszcze nie znamy, bo to stanie się dopiero w Trzy, w pewnym momencie mówi:

„Jestem niedokładna, niezbyt inteligentna i zła. I nigdy niczego w życiu nie doprowadziłam do końca. Wystarczy? Co znaczy, że jest pani zła? Nie obchodzi mnie, gdy inni cierpią. Czasami nawet odczuwam zadowolenie”.

Dosyć niezwykłe wyznanie, biorąc pod uwagę nie tylko momentalność znajomości, ale też to, co wydarzy się w rozdziale Trzy, a co istotnie przeczy temu, co mówi kobieta.

Jest to jeden z tych narracyjnych zabiegów Baricco, który nie tylko prozę autora uniezwykla, ale przede wszystkim nie pozwala czytelnikowi na nieuważność. Eliptyczność jego prozy, zawieszenie znaczeń i przenikalność wydarzeń idą często w niekontrolowanym kierunku, ku zaskakującemu rozwiązaniu, które niczego w gruncie rzeczy nie zamyka, pozbawiając czytającego spodziewanych konkluzji.

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:

Trzy razy o świcie, A. Baricco, wyd. Sonia Draga, 2019, s. 110

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor