14 sierpnia 2016

Udostępnij znajomym:

Miałem w tym roku trudne zadanie. Odwiedzającej kraj rodzinie znajomych musiałem zaprezentować nasz stan z jak najlepszej strony. Głównie po to, by nie odczuwali potrzeby podróży do Yellowstone, Arizony, a nawet nad Niagarę. Chodziło o to, by wspólnie spędzić nieco czasu, posiedzieć, powspominać…

Zacząłem od ważnej chyba informacji, bo znajduje się w większości przewodników, iż Illinois produkuje najwięcej energii atomowej w kraju.

Mamy tu najwięcej elektrowni tego typu – mówiłem z dumą.

Chyba niepotrzebnie dodałem, że są one jednocześnie chyba najstarsze. Wszyscy spojrzeli na mnie, co odczytałem jako zachętę do zgłębienia tematu. Opowiedziałem więc o starym składzie odpadów radioaktywnych w Palos Hills, gdzie teraz znajduje się zielony park z rowerowymi ścieżkami i mnóstwem atrakcji. Gdzie indziej takie wyjątkowe miejsce można znaleźć? No gdzie?

Jeszcze z rozpędu wspomniałem o nieczynnej elektrowni w Zion, gdzie po awarii jednego z reaktorów półżywe materiały radioaktywne zalano grubą warstwą ołowiu, by spokojnie czekały na przeprowadzkę do Utah.

Mam pomysł! – wykrzyknąłem – Pojedziemy jutro na plażę to Wam pokażę!

Nie chcieli. Okazało się, że to był dzień prania i połączeń telefonicznych z rodziną z Polski. Absolutnie nie byli w stanie opóźnić prania, ani rozmów. Byłem nieco zawiedziony..

Potem wspomniałem o Al Capone oraz o tym, że tradycje przestępcze wciąż są tu żywe. W końcu nie bez powodu Chicago wciąż walczy w kraju o przydomek "stolicy morderstw". Władzom Chicago jest wszystko jedno, w czym będziemy najlepsi, nie dajemy rady w innych kategoriach, nie dostaliśmy igrzysk, niech będą zabójstwa. Ważne, że o nas mówią, a przecież to podstawa promocji miasta.

Wspomniałem też o szerzącej się korupcji, na dowód czego uwięziliśmy kilku ostatnich gubernatorów. Chciałem pokazać jak bardzo stan Illinois walczy z machlojkami wsadzając tylu VIP-ów do więzienia, ale też chyba mi nie wyszło.

Jedyny efekt, jaki uzyskałem, to prośba ze strony gości o unikanie wąskich uliczek i wycieczek po zmroku oraz systematyczna kontrola zawartości kieszeni.

Któregoś wieczoru znajomi zagadnęli mnie o Kolorado.

Czy daleko, czy długo się jedzie?

Po co macie jechać do Kolorado? – zapytałem. W Illinois też mamy wzniesienia!

Opowiedziałem o wyjątkowej płaskości naszego stanu, w związku z czym niewielkie pagórki wydają się wielkimi górskimi łańcuchami. Bo to przecież kwestia skali. Jak ląd jest niżej, to i góra nie musi być wysoka.

Na zdjęciach różnicy nie będzie widać – przekonywałem.

Chciałem ich zabrać na Charles Mound, najwyższe wzniesienie w naszym stanie, by się o tym przekonali. Ma nieco ponad 1,200 stóp, więc jest niższe od budynku John Hancock, ale przecież nie o to chodzi. Ważne, że na górze jest tabliczka informująca, iż w Illinois w naturze już wyżej nic nie ma. Problem w tym, że to teren prywatny, właściwie część podjazdu do prywatnej posiadłości, w związku z czym zrobienie fotki nie było pewne. Dowiedziałem się jednak na przyszłość, iż właściciele najwyższego pagórka w Illinois od czasu do czasu udostępniają wierzchołek turystom, którzy po odpowiedniej opłacie mogą przez chwilę porozglądać się wokół. Rewelacja! Następnym gościom już nie odpuszczę, bo obecni jednak pojechali do Kolorado.

Ale wrócili, więc mogłem promocję Illinois kontynuować.

Z dumą opowiedziałem o wysiłku inżynierów zawracających przed wielu laty bieg Chicago River.

Płynie w przeciwnym kierunku, niż zaplanowała to natura, niezłe, nie? – zapytałem.

Wujku, ale czy to nie powoduje problemów dla środowiska? – zapytał mnie 10-letni syn znajomych.

Popatrzyłem ze złością na mądralę, ale kłamać nie wypadało. Powoduje – burknąłem i szybko zmieniłem temat.

Przerzuciłem się na słodycze, temat w końcu miły wszystkim, nawet cukrzykom w ramach wspomnień. Zwróciłem uwagę na największą na świecie wytwórnię ciastek należącą do firmy Nabisco.

Fuj, ciastka, mu nie jemy – skomentowała młodsza siostra mądrali, prywatnie córka znajomych w odwiedzinach. Coś chrupnęło w szczęce, gdy w ostatniej chwili powstrzymałem się przed pochwaleniem się Twinkies, wymyślonymi też w Illinois. Sam przypomniałem sobie, że znane są z wyjątkowo długiej przydatności do spożycia. W jednym z filmów katastroficznych są podstawą wyżywienia głównego bohatera, który poszukując ich odwiedza rozwalone stacje benzynowe.

Znalazłem jednak kilka rzeczy wartych odwiedzenia i zobaczenia w naszym stanie, więc wycieczka znajomych zakończyła się pomyślnie, choć nie ukrywajmy, nie wywołał on takiego wrażenia jak Utah, Arizona, czy Wyoming.

Później przez chwilę zastanawiałem się sam nad naszymi atrakcjami i doszedłem do wniosku, że w ramach lokalnego patriotyzmu mało który mieszkaniec Illinois przyzna, iż coś mu się nie podoba, lub też podoba u innych. Weźmy tak zwaną deep dish pizza, podobno tu stworzoną. Tylko kompletny ignorant kulinarny uzna ją za potrawę smaczną i atrakcyjną. Produkuje się u nas wiele lokalnych piw, z czego jako stan jesteśmy dumni, ale pijemy na co dzień importowane z innych miejsc. Tylko na torturach przyznamy, że Wisconsin nie jest złe, a mieszkańcy Indiany wbrew pozorom sympatyczni. Mimo odwiecznej walki z Nowym Jorkiem w duchu przyznajemy, że u nas dzieje się mniej i wypadamy na tle Wielkiego Jabłka nieco szaro. Wszyscy, bez wyjątku, mieszkańcy nienawidzą pogody i pór roku w Chicago. Ale gdy ktoś obcy o tym wspomni, patrzymy na niego krzywo. No i jeszcze jedno. Bardzo niewielu zamieszkujących poza Chicago odwiedza miasto i jego atrakcje, choć na co dzień zachowujemy się, jakbyśmy każdy weekend spędzali w muzeum lub filharmonii. Nikogo nie uraziłem? To dobrze, bo nie miałem takiego zamiaru. Sam czasami tak się zachowuję.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor