Wpadły mi ostatnio w ręce, właściwie w oczy, wyniki ankiety przeprowadzonej wśród tzw. milenialsów na temat podstawowych umiejętności przydatnych w codziennym życiu. Takich jak wymiana żarówki, złożenie mebelka z sieci Ikea, powieszenie obrazka na ścianie, itp.
Od razu dwa słowa wyjaśnienia, badani byli młodzi mieszkańcy Wielkiej Brytanii, ale wyniki z innych krajów rozwiniętych – zapewniają autorzy – byłyby podobne. Wierzę w to, choć podejrzewam, iż wiele osób zaprotestuje gwałtownie wierząc, iż ich dwudziesto lub trzydziestokilkuletnia pociecha do tej grupy nie należy…
Mogę od razu pochwalić moje, starsze nieco pokolenie X, które w większości wszystkie wymienione w ankiecie czynności wykonuje bez problemu. Drobne naprawy, budowy, wymiany żarówek, zapchane rury, nieszczelne okna, wymiana koła w samochodzie nie stanowią dla nas problemu.
Dla milenialsów tak.
Aż 87 procent ankietowanych przyznało, iż szuka pomocy przy takich prostych czynnościach. Najczęściej w Google. 30 procent stara się znaleźć pomoc w mediach społecznościowych. Większość badanych wykonując proste prace domowe czułoby się lepiej, gdyby ktoś bardziej doświadczony ich nadzorował. Ojciec, matka, starszy brat lub siostra. A najlepiej, by czynność tę wykonał opłacony profesjonalista z wieloletnim doświadczeniem. I ubezpieczeniem na wszelkie okoliczności.
Zaledwie 25 procent pytanych uznało swe umiejętności z zakresu "zrób to sam" za odpowiednie i zadowalające. Niewiele w porównaniu do starszego pokolenia. Na 100 osób w wieku 41-56, co najmniej 99 przekonywać będzie, iż potrafi zrobić wszystko i od razu wezmą się do roboty. Jeszcze starsi myślą podobnie, ale już im się nie chce niczego udowadniać, co zrozumiałe.
W rezultacie milenialsi wydają znacznie więcej pieniędzy, aby znaleźć dobrego fachowca do naprawy, budowy lub wymiany czegoś w swoim domu. O ile 15 procent dokona wyboru na podstawie stosunku jakości wykonanej pracy do ceny, aż jedna czwarta zrobi to wyłącznie w oparciu o opinie zamieszczane w sieci. Prawie połowa odrzuci daną ofertę tylko na podstawie wyglądu i jakości firmowej strony w internecie.
W ubiegłym roku YouGov zrobiło sondaż wśród tej i jeszcze młodszej grupy wiekowej, z tym że pytania były nieco inne. Okazało się, że ponad 50 procent młodych respondentów za ważniejszy od dobrych kontaktów z partnerem uważa niezawodny internet, a 7 na 10 osób stawia dostęp do sieci wyżej niż samopoczucie, zdrowie i opiekę nad posiadanym zwierzęciem. Poza tym, co smutne, 2 na 5 osób wolałoby zostać w domu i oglądać filmy w internecie, niż wyjść do klubu z przyjaciółmi.
Zanim zaczniemy wznosić oczy ku niebu, musimy wiedzieć jedno. Osoby te nie są pozbawione umiejętności radzenia sobie z opisanymi na początku zadaniami. Wiedzą też jak się dobrze bawić. Podobnie jak ich starsi koledzy, rodzice i dziadkowie, prawdopodobnie wiedzą jak wbić gwóźdź w ścianę, skręcić półkę, wymienić żarówkę, zatańczyć, czy zrobić rozróbę w miejscu publicznym. Problem w tym, że wychowali się inaczej i nie wierzą w swoje możliwości i umiejętności, lub po prostu nie widzą potrzeby wykonywania osobiście tych czynności.
Można by się zastanawiać, czyja to wina. Może starszego pokolenia, które wyręczało młodszych we wszystkim, bo albo im nie ufało, albo nadmiernie się nimi opiekowało. Albo tego, że zamiast skręcać półki i wkręcać żarówki siedzieli od dzieciństwa przed coraz powszechniejszymi w tamtym czasie komputerami.
Czytając na ten temat więcej dowiedziałem się, a właściwie zdałem sobie sprawę, że większość nowinek technicznych ostatnich lat zawdzięczam właśnie temu pokoleniu. Oczywiście pionierów znajdziemy wcześniej, ale to urodzeni po 1981 roku rozwinęli te pomysły, udoskonalili już istniejące rozwiązania i dorzucili masę własnych, rewelacyjnych wynalazków. Większość użytecznych aplikacji to ich dzieło. To im zawdzięczamy bankowość przez internet i prawdopodobnie zbliżający się pierwszy załogowy lot na Marsa. Lepsi od nich będą jedynie nastolatkowie, potem kilkulatkowie i dalsze, następujące po nich pokolenia.
W drugą stronę to nie działa. Poza chwalebnymi wyjątkami starsi w dalszym ciągu mają zegarek w mikrofalówce i piekarniku nastawiony na dwie kropki. Niektórzy nawet podłączony VHS i nie potrafią pozbyć się setek filmów na DVD lub kolekcji płyt CD. Szkoda wyrzucać, może się jeszcze przyda…
Jak zauważył jakiś czas temu jeden z czytanych przeze mnie blogerów mojego pokolenia, trochę z boku obserwujemy tę walkę pomiędzy dzisiejszymi emerytami, a młodszymi od nas milenialsami.
Jedni mają pretensje do drugich.
Starsi zarzucają młodym, iż niszczą tradycję, są leniwi i zajmują się mało ważnymi sprawami. Młodzi wypominają starszym, że swoją zachłannością i wygodnictwem rozwalili świat i planetę, a poza tym utknęli w przeszłości.
Założone przez boomersów sieci sklepów i restauracji padają, bo młodzi znaleźli inny sposób robienia zakupów i zaspokajania głodu. Zamiast się przestawić, narzekamy na zmiany, ale nie dociera do nas, że pewnych procesów nie zatrzymamy. Jedno pokolenia za standard wypoczynku uważało wyjazd w słońce i taneczną rozrywkę. Inne traktuje w ten sposób nową grę video lub sieciowe spotkanie z ludźmi po drugiej stronie świata. Spójrzmy też, jak głębokie są podziały polityczne na linii wieku. Starsi muszą przypomnieć sobie, jak reagowali kiedyś na pouczanie i krytykę ze strony innych. Bunt! Obydwie strony muszą odetchnąć, uspokoić się i pomyśleć o kompromisie. Starszemu pokoleniu zawdzięczamy wiele rzeczy, ale młodym też trzeba dać szansę. Na pewno nie zawiodą.
Miłego weekendu
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.