Zaczynaliśmy od zera. Najpierw była pała z drewna, potem kamień, następnie krzesiwo. Z jaskiń przenieśliśmy się na otwarte przestrzenie, jeden wymyślił koło, inny oswoił zwierzęta, ktoś nauczył się kontrolować uprawy. To było przecież tak niedawno. Potem odkryliśmy siłę pary wodnej, zaczęły powstawać pierwsze maszyny. Następnie bardziej skomplikowane.
Samochód, samolot, rakieta.
Telegraf, telefon, internet.
Oczywiście cały czas tłukliśmy się przy każdej okazji. Czy był powód, czy nie. Raz chodziło o tereny, czy surowce. Innym razem o przekonania, wierzenia i ogólną wizję świata.
Jeśli zastanowimy się nad historią ludzkości, to musimy dojść do kilku wniosków na przyszłość. Przede wszystkim postęp będzie trwał dalej. Nie wiem, czego możemy się spodziewać, może lekarstw na wszystkie choroby, może odkrycia inteligentnego życia w kosmosie. Może człowiek bez trudu żył będzie 150 lat, a bardziej zapobiegliwi znacznie dłużej. Chyba, że będzie wojna. Bo będzie. Będzie ich wiele i będą wybuchały zawsze. Choć zmieni się ich przebieg i sposób prowadzenia, to ludzie będą ginąć nadal. Podobno to nieodłączny element postępu. A ten przecież istniał będzie zawsze.
Człowiek nigdy nie zatrzymał się przed nieznanym. Postęp wymaga, by jakiś śmiałek lub półgłówek stanął na otwartej przestrzeni i łapał pioruny. Albo nurkował w jaskiniach. Albo doklejał pióra do rąk i próbował latać. Jedyne, co nas powstrzymuje w rozwoju, to opłacalność naszych pomysłów. Okazuje się, że człowiek wymyślił znacznie więcej, niż nam się wydaje. Wiele z tych wynalazków odłożono na półkę, bo nikt nie miał z nich żadnej korzyści.
Tak będzie dalej. Jeśli wymyślimy sposób oczyszczania atmosfery i wody, ale nie będzie to dla nikogo opłacalne, to na pewno czystym powietrzem oddychać nie będziemy. Z drugiej strony, jeśli ktoś wymyśli szybszy sposób przemieszczania się, którego stworzenie zachwieje balans w naturze, wyrzuci planetę z orbity i niebezpiecznie zbliży nas do słońca, ale jednocześnie przyniesie komuś korzyści, to na pewno to będziemy mieli. Postęp technologiczny mamy więc zagwarantowany, choć regulowany opłacalnością wszelkich wynalazków bez zwracania uwagi na efekty uboczne.
Wojny i postęp mamy gwarantowane. Czego zabraknie? Tego, co kochamy najbardziej. Coraz więcej wybitnych jednostek - których we współczesnym świecie zaczyna brakować - zgadza się, że mordujemy wolność będącą gwarantem indywidualizmu, który z kolei przekłada się na wiele innych, cenionych przez nas wartości. Już nie pamiętamy, co właściwie oznacza wolność. Warto więc przypomnieć. To możliwość robienia różnych rzeczy bez pytania o zgodę. Podobno żyjemy w wolnym kraju. Więc dlaczego na każdym kroku musimy pytać, czy wolno nam to lub tamto? A jeśli nie zapytamy, to ponosimy surowe konsekwencje naszych czynów. Zaczyna się od drobnych rzeczy. Jak żucie gumy i palenie tytoniu w miejscach publicznych, drzemka na ławce w parku w godzinach lunchu, deptanie trawników, słuchanie muzyki, gotowanie egzotycznych potraw. Na rower tylko w kasku, na ryby tylko z pozwoleniem, na łódkę tylko w kamizelce ratunkowej. Wolność to była wtedy, gdy 13-latek z zarobionych w wakacje na koszeniu trawy pieniędzy nie musiał się rozliczać, gdy nie musieliśmy pytać władz miasta o pozwolenie na reperację własnego płotu. O ile wiele z obowiązujących nakazów i zakazów ma sens, to znacznie więcej jakiegokolwiek sensu jest pozbawione lub ma inny, ukryty cel.
Przykład? Jedzenie kanapki na dworcu metra w wielu miastach jest zakazane. Nie chodzi o zaspokajanie głodu, ale o ryzyko pozostawienia przez kogoś pustego opakowania, czyli śmieci. Nawet jeśli jesteśmy odpowiedzialni i papier po kanapce planujemy wyrzucić, to nie da nam się takiej szansy. Wcześniej zostaniemy ukarani, a jak zaczniemy się zbyt emocjonalnie tłumaczyć, zatrzymani. Tak było niedawno w Waszyngtonie. Stolicy kraju. Tamtejsze władze nie mogą pozwolić sobie na ryzyko pozostawienia jedzących śniadanie bez opieki. Aż takiego zaufania do nas nie mają. A my? Jak zaakceptujemy drobne rzeczy, większe nie będą stanowiły problemu.
Dzieci bawiące się w policjantów i złodziei, kowbojów i Indian, czy po prostu wojsko, wyrzucane są ze szkoły i wysyłane na leczenie z podejrzeniem o skłonności socjopatyczne. Lata później mała notatka w aktach nie pozwoli im na zdobycie wymarzonej pracy. Próba ratowania komuś życia może zakończyć się w sądzie, jeśli stosując masaż serca przy okazji złamiemy komuś żebro.
Ukochani bohaterowie książek z naszego dzieciństwa dziś albo trafiliby za kratki za swoje zachowanie i przygody, albo zostaliby nafaszerowani tabletkami na wszelkie schorzenia. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Znamy to powiedzenie, ale w ogóle nie zastanawiamy się nad jego pochodzeniem. Tymczasem zbiory praw, zakazów i nakazów mają coraz więcej tomów, coraz więcej też łożymy na ich egzekwowanie. Sami oddajemy ostatnie elementy wolności nawet się nad tym głębiej nie zastanawiając. Odsuwamy od siebie problemy zlecając innym ich rozwiązanie. Nie potrafimy już sami uciszyć sąsiada, tylko od razu dzwonimy po policję. Nie powinniśmy się więc dziwić, że zaczyna się nas wyręczać we wszystkim. Choćby na siłę.
Podobnie prywatność. Już jej nie mamy, nikogo chyba nie muszę przekonywać. Jakaś forma kontroli pojawia się jeszcze przed urodzeniem jednostki i trwa długo po śmierci.
Niezależnie, gdzie żyjemy, wszyscy jemy dziś taką samą pizzę, używamy niemal identycznych telefonów, podobnie spędzamy wolny czas, oglądamy te same programy w telewizji i mamy podobne problemy. Jest jeszcze jedno powiedzenie, że najlepsze przed nami. Czyżby?
Miłego weekendu
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.