11 marca 2022

Udostępnij znajomym:

Już za kilka dni wszyscy weźmiemy udział w powtarzającym się rytuale marnowania cennego czasu, czyli przestawiania zegarków i komplikowania sobie życia. Do przodu, czy do tyłu? Śpimy dłużej, czy krócej? Czy to zdrowo, czy nie?

Jak zwykle podczas wiosennej zmiany, wszędzie będziemy tego dnia spóźnieni, a następnego nieprzytomni. Zależnie od posiadanej wiedzy jedni przyjdą do pracy zbyt późno, inni za wcześnie. Choć to wytłumaczenie coraz częściej nie jest przyjmowane przez szefów, bo w dobie smartfonów czas zmienia się automatycznie. Poza samochodami oczywiście. Tylko w najbardziej zaawansowanych zmieni się sam. W pozostałych będzie zmieniony, nie będzie zmieniony lub po przerwie powróci do czasu właściwego.

By wszystko było jasne, choć zmiana czasu denerwuje mnie, to rozumiem i wiem, jaki cel przyświecał pomysłodawcy: chodziło o popołudniowe chwytanie motyli.

Nowozelandzki entomolog, George Hudson, wymyślił sobie, że gdyby przesuwać czas latem o dwie godziny, to po pracy miałby więcej czasu na skakanie z siatką na motyle w terenie. Jak wymyślił, tak zaproponował i podobno prawie mu się udało. Wcześniej, dużo wcześniej, bo ok. 100 lat przed Hudsonem, podobny pomysł miał Benjamin Franklin. Jak już wymyślił piorunochron i dwuogniskowe okulary, to zajął się oszczędnościami wosku w świecach. Znany był zamiłowania do ładu i porządku, a marnotrawstwa nie znosił. Więc dla żartu stwierdził, że wcześniejsze wstawanie zimą wiąże się z wcześniejszym chodzeniem spać, a tym samym oszczędnościami surowca stosowanego w produkcji świec. Niepoważnie podobno zasugerował, że farmer przyzwyczai się do wstawania o 4 rano, jeśli przez 3 dni po kolei padnie ze zmęczenia o 8 wieczorem. Niby to był żart, ale oficjalne pismo na ten temat stworzył. Też wtedy jeszcze nic z tego nie wyszło.

Tak naprawdę to dopiero w okresie I wojny światowej zaczęto zmianę czasu stosować, podobno w celu oszczędności energii. Wymyślono, że jak będzie dłużej widno, to ludzie będą siedzieć na zewnątrz, a nie po ciemku w domu przy lampach. Wtedy być może miało to sens, dziś niewielki. Zmienił się nasz tryb i sposób życia, liczba mieszkańców globu, źródła energii, koszt i wiele innych rzeczy. Na wydobycie jednego Bitcoina ludzkość wydaje dziś chyba więcej energii niż 100 lat temu potrzeba było na zbudowanie statku transatlantyckiego.

O ile kiedyś, dawno temu, w miarę przemawiały do mnie prezentowane przez zwolenników zmiany czasu liczby i inne argumenty, dziś z różnych powodów zaczynam stawiać im opór. Zmiana czasu jest po prostu niepraktyczna. Poza tym i tak przestrzegają jej tylko ci, którzy tego chcą, bo na przykład poszczególne stany w tym kraju nie mają przecież nic narzuconego odgórnie. W związku z tym część zmienia godzinę wiosną i jesienią, część nie, inni czasu w ogóle nie liczą. Mało tego, wewnątrz wielu stanów istnieją niezależne enklawy, które nie podlegają stanowym prawom, w związku z czym mają u siebie czasowy groch z kapustą. Słynnym przykładem jest Arizona, gdzie czasu się nie zmienia. Ale zmienia się go na terenie jednego z rezerwatów Indiańskich położonych w Arizonie. Wjeżdżając tam z terenu sąsiedniego stanu zmieniamy godzinę trzykrotnie.

W skali globalnej poszczególne kraje zachowują się podobnie do stanów USA i zmieniają czas lub nie. Umówić się z kimś na rozmowę telefoniczną o określonej godzinie to czasami niezłe wyzwanie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę strefy czasowe, które przecież nie przebiegają wzdłuż linii prostych, bo po co?

System przesuwania wskazówek zegarków jest już tak pogmatwany, że równie dobrze możemy zastosować kolejny. Propozycji już kilka jest. Jedna mówi, by stany z nieparzystą liczbą liter w nazwie przesuwały czas godzinę do przodu. Pozostałe cofały wskazówki o liczbę mieszkańców podzieloną przez deficyt budżetowy, albo odwrotnie, zależnie co będzie mniejsze. Inna sugeruje, aby demokraci przesunęli wskazówki swoich zegarków do świetlanej przyszłości, a republikanie cofnęli do złotej dla nich przeszłości. Pomysłów jest wiele. Wszystkie równie absurdalne, jak długopis stworzony przed laty specjalnie dla kobiet. Pamiętacie? Podobno był dopasowany do kobiecej ręki. Dokładnie nie wiem, na czym polegała różnica, nie wiedziała tego również żadna kobieta. Innym wynalazkiem na miarę zmiany czasu były włosy w sprayu. Łysy? Nie ma problemu, fryzura w puszce na ratunek. Zresztą przełom lat 80. i 90. charakteryzował się dziwnymi pomysłami. Ale nie o tym miało być. Wracam do zegarów. Najbliższej, wiosennej zmiany nie unikniemy. Natomiast możemy zrobić coś z kolejnymi. Zastanawia się nawet nad tym Kongres, o czym piszemy w tym tygodniu w Monitorze. Na razie życzę wszystkim, sobie również, by wiosną nikt mi w przyszłości nie zjadał już godziny snu. Z drugiej strony, gdybyśmy mili pozostać w czasie zimowym, to długich, letnich wieczorów byłoby żal.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor