Podobno przeciętny Amerykanin wstając rano, jedząc śniadanie, udając się do pracy, wracając z niej i po wieczornym posiłku kładąc się spać, popełnia w tym czasie kilka wykroczeń przeciw prawu federalnemu, stanowemu lub lokalnemu, z których część niesie ze sobą wyrok pozbawienia wolności. Oczywiście robi to nieświadomie, bo przecież nikt nie zna wszystkich zapisów kodeksu kryminalnego, nawet najlepsi prawnicy.
Plotka głosi, iż pracujących dla rządu prokuratorzy uprawiają w wolnych chwilach dziwną zabawę. Ktoś wymienia znaną postać, choćby Matkę Teresę, Johna Lennona lub Jezusa, a pozostali starają się wyobrazić sobie oskarżenia, jakie można by wobec tych osób zastosować posługując się współcześnie obowiązującym kodeksem. Podobno jak dotąd nie znaleziono jeszcze postaci bez winy. Zresztą to nic nowego, bo powiedzenie „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” dobrze pamiętamy.
O ile powiedzenie to przed laty oddawało powszechną bezbronność wobec niesprawiedliwego sądu, o tyle obecnie mamy do czynienia z nadmiarem prawa, którą to sytuację możemy, jeśli chcemy, zmienić. Potrzebna jest jednak powszechna świadomość tego, co się dzieje.
Wyobraźmy sobie taki scenariusz, całkowicie przeze mnie wymyślony, ale przecież prawdopodobny. Ktoś dokonał kradzieży i został przyłapany. Oczywiście grozi mu za to kara, może grzywna, może wyrok w zawieszeniu, może więzienie, jeśli wartość przedmiotu była wysoka. Jednak podczas rozprawy stawia się mu kilka lub nawet kilkanaście zarzutów. Poza samą kradzieżą wkroczył przecież na teren prywatny, wyłamując zamek dokonał zniszczenia mienia, pewnie chciał to sprzedać, więc potencjalne paserstwo, uciekał przed policją, może nawet po zatrzymaniu próbował się wyrywać. Jeśli przypadkowo zahaczył łokciem o bluzę policjanta, to dochodzi napaść na funkcjonariusza, jeśli o kaburę, to próba wyrwania mu broni. W sumie człowiek ten, zwykły złodziej, staje w obliczu wielu lat więzienia za popełnione przy okazji przestępstwa. Jeszcze gorzej, jeśli ma już wpis do akt, bo jako nastolatek „pożyczył” sobie rower na ulicy lub bez płacenia zjadł batonika w sklepie. Zgadza się więc na kilka lat, które wydają się lepsze od grożących mu pięćdziesięciu w razie niepomyślnej decyzji ławy przysięgłych.
Może nie zdajemy sobie sprawy, ale w USA aż 90 procent spraw sądowych kończy się ugodą, w której oskarżony ze strachu przed wysokim, składającym się z wielu elementów wyrokiem, godzi się na niższy wymiar kary w zamian za rezygnację z długiej, kosztownej i ryzykownej rozprawy. To doskonały system dla prokuratorów karierowiczów, bardzo zły dla nas.
Większość Amerykanów uważa, że skazywani są tylko prawdziwi przestępcy, a porządnemu obywatelowi nic nie grozi. To nie do końca prawda. Te same, drobne wykroczenia mogą zakończyć się więzieniem dla jednych i upomnieniem dla drugich. Wszystko zależy od postawy policji w danym momencie, obrotności prawników i zasobności kieszeni oskarżonego. Okazji do zatrzymania nas służby porządkowe mają każdego dnia miliony. Czasami z tego korzystają, czasem nie.
Wszystko zaczęło się od dobrych intencji Kongresu, który chciał poprawić stan bezpieczeństwa i wprowadzić system utrzymujący porządek. Zaczęto więc tworzyć setki praw, które w różnej formie wprowadzane były do kodeksu federalnego i adoptowane przez poszczególne stany. Obecnie Kongres przyjmuje każdego roku około 50 nowych praw kryminalnych i w tej chwili mamy ich już prawie 5 tysięcy opisanych na 27 tysiącach stron. Do tego dochodzi kilkanaście tysięcy przewinień umieszczonych w innych regulacjach. Każdy stan dorzuca coś od siebie. W ten sposób przeciętny mieszkaniec tego kraju nie jest w stanie przeżyć jednego dnia bez naruszenia któregoś z paragrafów. Nawet jeśli bardzo się stara.
Efekt tych zabiegów jest widoczny. Większość skazanych odbywa kary za tzw. lekkie przestępstwa, w których nie było ofiary. Wśród rozwiniętych krajów USA znajdują się na pierwszym miejscu pod względem liczby i zapełnienia więzień. Specjaliści prawa karnego uważają zgodnie, że większość z penitencjariuszy nie powinna się tam w ogóle znaleźć.
Z jednej strony mamy na przykład wolność wypowiedzi, swobodę wyznań, prawo wyboru i prywatność mienia, co czyni ten kraj prawdziwie wolnym dla jego mieszkańców. Z drugiej możemy być ukarani za zbyt wysoką trawę na naszej posesji, dzieci mogą być zakute w kajdanki za celowanie palcem w rówieśników lub zbyt głośne zachowywanie się w szkole, a w imię bezpieczeństwa, czy to narodowego, czy też w ruchu drogowym, rząd federalny lub lokalny może nam wszelkie prawa ograniczać i narzucać wymyślone kary finansowe.
W 2013 r. potrzebę uporządkowania zapisów prawa kryminalnego i uproszczenie kodeksu zauważyli politycy. Przy głośnych fanfarach i w świetle reporterskich fleszy powołano 10-osobową komisję mającą zająć się problemem. Do dziś nic nie postanowiono.
Narzucana kontrola i dyscyplina jest coraz bardziej widoczna. Było już aresztowanie za krytykę rządu na Facebooku, czy milczący, jednoosobowy protest przed budynkiem Sądu Najwyższego albo nauki biblijne w prywatnym domu oraz nagranie telefonem akcji policji w sąsiedztwie. Tam, gdzie karani jesteśmy za trywialne wykroczenia, wiara w trwałe zachowanie ważniejszych swobód jest chyba lekką naiwnością.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.