Nikt chyba nie jest w stanie obejrzeć wszystkich programów telewizyjnych oferowanych na różnych platformach. Ograniczamy się do kilku ulubionych lub dostarczających nam konkretnych, wymaganych w danym momencie informacji.
Przykładem może być Weather Channel, który po jakimś czasie wciąga bardziej, niż szwedzki dreszczowiec. Teoretycznie wiedza na temat ulewy w Singapurze nie jest mi do niczego potrzebna, w praktyce nie mogę oderwać wzroku od telewizora.
Osoby posiadające dzieci regularnie włączają kreskówki, choć są one ostatnio mało edukacyjne, to jednak zajmują nasze pociechy na tyle, byśmy zdążyli w ciągu dnia wypić herbatę, nastawić pranie i może nawet, jak nam szczęście dopisze, zamienić z kimś kilka słów przez telefon.
Miłośnicy polityki włączą sobie jakieś programy informacyjne i pseudoinformacyjne, posłuchają wyrażanych opinii, obejrzą kilka słupków sondażowych.
Oczywiście są jeszcze filmy i seriale, te zwykle zostawiamy na wieczór, gdy w spokoju możemy się nimi rozkoszować. Podobnie z dokumentem, przyrodą, historią, etc. Dla każdego coś ciekawego.
Jest jeden program uniwersalny, wkurzający wszystkich bez wyjątku, a mimo to oglądany przez miliony. Właściwie to jest ich kilka, programów oczywiście, wszystkie o podobnej tematyce. W poszatkowanych reklamami segmentach pojawiają się specjaliści dziedzin związanych z budownictwem, ogrodami, dekoracją wnętrz, itd.
W niecałe 20 minut ze starego, walącego się domu robią nowoczesną rezydencję, zapuszczony ogród zamieniają w park krajobrazowy, a ze starego stołu robią stylowe drzwi wejściowe.
To prawdziwa uczta, tak siedzieć i oglądać cuda. Ile pomysłów, inspiracji, jakie to proste, więc róbmy to samo!
Zwłaszcza, że celem tych programów jest przecież zachęcenie nas do działania. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce chodzi o sprzedaż materiałów i usług kompetentnych w tej dziedzinie osób.
Bardzo modne jest ostatnio majsterkowanie, więc niejeden próbuje. Oczywiście mało kto porywa się na weekendową przeróbkę całego domu, czy zbudowanie basenu w ogrodzie. Jest jednak wiele prostszych projektów. Nieliczne mają sens, większość żadnego.
Do tego takie majsterkowanie zabiera pięć razy więcej czasu, kosztuje dwa razy więcej i wysysa z nas całą energię.
Zdarzyło się kilka razy, że zainspirowany jakimś programem postanowiłem sam spróbować. Zgodnie z płynącymi z telewizora instrukcjami udało mi się z tekturowego pudełka i worka cementu zrobić piękną donicę na kwiaty. Oczywiście nie w 20 minut, ale przez cały weekend. Piękna to ona była do pierwszego deszczu, rozpadła się po drugim.
Potem było budowanie ścieżki za domem. Ot, trochę kamyczków, nieco płytek chodnikowych, ubić, położyć, wyklepać, wyrównać. Pan z telewizora zrobił to w kilka chwil, nawet z przerwami na reklamę. U mnie pierwszy zgrzyt pojawił się przy równaniu terenu. Do dziś kamyczki i płytki leżą sobie grzecznie i czekają na lepsze czasy.
Jeszcze był okrągły stolik na wysokiej nóżce. Po podliczeniu materiałów i narzędzi wyszło 4 razy więcej, niż niemal identyczny w sklepie za rogiem. Z gwarancją. Prawdę mówiąc, to nie był identyczny, był dużo ładniejszy. Ten w sklepie.
Podobnych projektów było więcej, niewiele zakończonych sukcesem. Nie, to nie chodzi o to, że nie potrafię, tylko o nierealne oczekiwania względem wkładanej pracy i poświęcanego czasu...
Okazuje się, że nie tylko ja mam podobny problem. Jest nas wielu. Szczerze nienawidzimy programów tego typu. Nienawidzimy, ale wciąż do nich wracamy.
Kiedy już dotrze do widzów smutna prawda, że te cuda jednak wymagają fachowej pomocy, wówczas zaczyna się oglądanie programów w stylu "zrób to sam" dla czystej rozrywki.
Ostatnio młoda, chyba zdolna dziewczyna, pokazywała jak ze starych szapargałów zrobić pożyteczne i funkcjonalne przedmioty. Zaczęła od biurka: "jeśli masz stary słoik i pozostałość farby w sprayu, w jakimkolwiek kolorze, możesz szybko zbudować piękny pojemnik na długopisy". Po czym wysmarowała srebrną farbą szklany pojemnik po majonezie i postawiła obok klawiatury od komputera. Koszmar, pomyślałem. Pasuje tam jak....
Nie wiedziałem jak, zabrakło wyobraźni. W tym momencie na ekranie czerń, jakiś przerywnik i reklama farb w sprayu. W każdym kolorze. Majonezu na szczęście nie promowali.
To nie był koniec, bo okazało się, że to brzydactwo można upiększyć. Wystarczy wysmarować klejem i posypać brokatem, cekinami lub czymś podobnym. Wciąż było paskudne. Dziewczyna nie rezygnowała, zasugerowała, by obok długopisów włożyć tam kwiatek: "będzie nie tylko praktycznie, ale też ładnie". W tym momencie przełączyłem kanał w telewizorze. Wszystko lepsze, niż to.
Od kwiatków daleko nie uciekłem, bo akurat było o ogrodach. A w nich meble wykonane z drewnianych palet. Piękne! Pamiętam, jak kilka lat temu zadzwonił w niedzielę kolega prosząc o pomoc. Jego żona i córka oglądały taki właśnie program, gdzie w prosty, tani sposób zamieniano przemysłowe palety w drewniane w ławeczki, stoliki, podstawki i inne cuda. Wyglądało to prosto, zażyczyły sobie podobne.
Kolega najpierw jeździł i zbierał w różnych miejscach wyrzucane palety drewniane. Połowa była połamana i poplamiona. Zajęło mu to więc pół dnia. Potem trzeba było wyjmować z większości gwoździe, bo jednak jakieś przeróbki były konieczne. Właśnie wtedy zadzwonił. Męczyliśmy się z tymi paletami do wieczora budując jakieś ogrodowe mebelki. Wyszły nawet nieźle. Wtedy właśnie, gdy już dwa krzesła i stolik były gotowe, do domu wróciły jego kobiety. Obejrzały dzieła, wykrzywiły się...Eeee...w telewizji wyglądało lepiej...
Wieczór spędziliśmy pijąc piwo i paląc ognisko. Mebelki z palet paliły się doskonale.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak