Mamy sporo kryminałów, których akcja dzieje się w Chicago i to kryminałów kompletnie różnych gatunkowo, wystarczy wspomnieć Diabła w Białym Mieście, Erika Larsona, który to tekst jest historycznie znakomicie osadzony w wydarzeniach roku 1893:
„Erik Larson, bazując na rzetelnej dokumentacji, stworzył niezwykle wciągającą opowieść o fascynujących czasach i ludziach. Prawdziwa historia dwóch mężczyzn, architekta i seryjnego mordercy, których losy połączyła największa wystawa w amerykańskiej historii: Kolumbijska Wystawa Światowa z 1893 roku, zorganizowana w Chicago i nazywana „Białym Miastem”. Daniel Hudson Burnham, wybitny dyrektor robót wystawy i twórca wielu ważnych budynków, takich jak Flatiron Building w Nowym Jorku czy Union Station w Waszyngtonie, pokonuje liczne przeszkody i wraz ze swoim zespołem stara się przekształcić podmokły park Jacksona w „Białe Miasto”.
W tym samym czasie Henry H. Holmes, młody lekarz, złośliwie parodiując „Białe Miasto” Burnhama, wznosi nieopodal swój Hotel Wystawy Światowej – urządzając w nim straszliwe miejsce mordów, wyposażone w stół sekcyjny, komorę gazową i piec krematoryjny”. (za: nota wydawnicza)
Ale mamy też super znane i sfilmowane thrillery prawnicze Grishama, wystarczy wspomnieć Kancelarię:
„Finley i Figg to mała, trochę szemrana kancelaria prawna, której dwaj wspólnicy walczą o przetrwanie, łapiąc każde zlecenie: głównie rozwody i drobne sprawy o odszkodowania. Z pewnością nie jest to miejsce dla ambitnego absolwenta prawa jak David Zinc, który z dnia na dzień postanowił zrezygnować z pracy w największej firmie prawnej w Chicago. Tak się jednak składa, że właśnie teraz możne się bardzo przydać Finleyowi i Figgowi, którzy ostrzą sobie zęby na proces o gigantyczne odszkodowanie przeciwko firmie farmaceutycznej”. (za: nota redakcyjna)
Trochę już zapomniana Sara Paretsky również obrała Chicago jako tło swych książek:
„Vicki Warshawski, detektyw polskiego pochodzenia, prowadzi prywatne śledztwo w sprawie zabójstwa swojego kuzyna, znanego kiedyś hokeisty Chicago Blackhawks . Podąża śladem morderców nad Wielkie Jeziora, do chicagowskiej dzielnicy prywatnych posiadłości i okazałych biurowców, w zakamarki portowych doków, na frachtowce i jachty. Pojawia się wszędzie tam, gdzie toczy się walka o przetrwanie pomiędzy potężnymi firmami spedycyjnymi. Vicki wie o tym, że specjalnością jednego z tych przedsiębiorstw transportowych jest śmierć... (za: Lubimy czytać)
Rzecz zupełnie wyjątkowa, bo polsko-chicagowska, to „Żadnych bogów, żadnych panów” i Gangway - dwie już opublikowane części z zapowiadanej trylogii, której autorem jest Grzegorz Dziedzic.
Sierżant Teodor Rucki, główna postać powieści, prowadzi nas przez meandry południowych dzielnic Chicago, które w tamtym czasie były rejonem wielkich rzeźni, ubojni i fabryk przetwarzających mięso, z którego Chicago słynęło. Ale to tylko tło do ukazania unikalnej i nieistniejącej już społeczności tamtych rejonów Chicago, w dużej mierze zamieszkiwanych przez Polaków, ale także Litwinów czy Irlandczyków. Niezwykle biednych. Uderzająco trudna praca w niewyobrażalnym smrodzie, zapuszczone ulice zawalone śmieciami, które wszędzie się walały. Zatrute powietrze i woda. Rzeka, która jest ohydnym ściekiem, w którym gniją resztki wyrzuconych z rzeźni odpadów. Wszyscy się znają, bo pracują w pobliskich zakładach, wszyscy żyją na podobnym poziomie, a w zasadzie poniżej jakiekolwiek poziomu, co stanowi idealne środowiska dla ludzi marginesu, który marginesem raczej nie był, biorąc pod uwagę tegoż powszechność. Powieść Grzegorza Dziedzica wprowadza nas w ten bezwzględny i pozbawiony złudzeń świat bez przygotowania. Już na samym początku potykamy się o trupa, a w zasadzie jedynie korpus ludzki, pozbawiony wszystkich części ciała, włącznie z penisem. Jakby tego było mało, głowa od tegoż zostaje znaleziona w szambie. To tylko początek, potem jest tylko lepiej. Kolejne zwłoki, albo ich fragmenty są przykładem niezwykle wyrafinowanego okrucieństwa, tortur, znęcania się, perwersji czy dewiacji. Jest niesamowicie. Przypomnieć też trzeba, iż Rucki jest Polakiem, a akcja rozgrywa się w polskiej dzielnicy, która jest terenem, czy raczej rejonem kontrolowanym przez polskie gangi – i to jest coś zupełnie niesamowitego i niezwykłego. Polskie Chicago to rzecz oczywista, ale polskie gangi? To coś kompletnie wypartego i zapomnianego. Autor znakomicie ożywia to, co wydawało się martwe, a co w powieści jawi się jako fascynujące w swym okrucieństwie pomieszanie ideologii wczesnego kapitalizmu z elementami anarchii i konceptu nowego człowieka. To przenikanie się społecznych , politycznych, ekonomicznych, etnicznych czy religijnych wątków stanowi o unikalności prozy Dziedzica, bo niby jest to czarny kryminał, bo niby mamy policję, która stara się rozwikłać tajemnice popełnianych, z wyjątkowym okrucieństwem, morderstw, ale jednocześnie wchodzimy w rzeczywistość codziennych relacji świata emigrantów początków XX wieku w Chicago, miasta rzeźni, stalowni, walcowni i wszelkiego innego przemysłu, który niszczy wszystko wokół, skoncentrowany na maksymalizacji zysku za wszelką cenę i bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej dla ludzi, którzy w tych miejscach pracują. Dotykamy nie tylko powszechnej biedy, ale też przemocy wobec kobiet, powszechnego alkoholizmu, oszustw, ludzkiej podłości. Żadnych bogów, żadnych panów odziera nas ze złudzeń, iż możemy liczyć na jakichkolwiek bogów, czy panów.
W drugie części trylogii zatytułowanej Gangway, pewne postaci i wątki mają swą kontynuację i powieść dzieje się w dwu poziomach. Pierwszy obejmuje wydarzenia związane z nową aktywnością Teodora Rudzkiego, który wraca do Chicago tym razem już nie jako policjant i nie jako przywódca gangu, ale jako członek mafii, szmugler alkoholu – bo mamy czasy prohibicji i handel whisky urasta do niebywale intratnej, aczkolwiek zdecydowanie nielegalnej, działalności.
„Teodor Rucki wraca do Chicago po trzech latach tułaczki, żeby wykonać ryzykowne zlecenie. Jeśli mu się powiedzie, do Wietrznego Miasta popłynie strumień szmuglowanej whisky, a Rucki stanie się bogaczem. Jest tylko jeden problem: tę whisky trzeba najpierw ukraść bossowi włoskiej mafii Johnny’emu Torrio i jego prawej ręce, niejakiemu Dużemu Alowi Capone”.
Druga linia akcji, kto wie czy nie bardziej ekscytująca, toczy się wokół postaci księdza alkoholika i lewicowca. Wątek o tyle niezwykły, iż wprowadza nas w nowy wtedy i uznawany za niezwykle nowoczesny freudyzm – metodę leczenia za pomocą psychoanalizy. To rzecz jasna tylko pretekst do podkręcenia atmosfery wokół niezwykłych wydarzeń, które rozgrywają się na tak zwanym Polskim Trójkącie, ale pretekst, który nadaje specyficzny, niezwykły charakter prozie Dziedzica.
„Rucki bowiem przybywa do Chicago też z innego powodu: w podejrzanych okolicznościach zniknął jego przyjaciel, były ksiądz Roman Ogorzałek. Teo zaczyna śledztwo w sprawie, którą nie chce się zainteresować nikt inny. Trop prowadzi do środowiska miejscowej bohemy, spirytystów i głosicieli nowych teorii społecznych, które mają zmienić oblicze świata.
Gangway to tętniąca jazzem, rozegrana w gangsterskich zaułkach kontynuacja doskonale przyjętego i nagradzanego kryminału Żadnych bogów, żadnych panów. Od lat nie było w polskiej literaturze twórcy, który potrafiłby tak sugestywnie i tak wartko jak Grzegorz Dziedzic opisać rzeczywistość mafijnych porachunków, kryminalnych zagadek i tonących w stylowym mroku miast”. (za: nota redakcyjna)
Żadnych bogów, żadnych panów, Grzegorz Dziedzic, wyd. Agora, 2021 i 2023, s. 424
Gangway, Grzegorz Dziedzic, wyd. Agora, 2023, s. 415
Zbyszek Kruczalak