Potworności, obrzydlistwa, jednym słowem koszmar! Gdzie, co i dlaczego? „DARKNET – najmroczniejszy zakątek internetu” autorstwa Eileen Ormsby to nie przerażający horror, który epatuje fikcyjnymi nieprawdopodobieństwami, to absolutnie udokumentowany horror, który powala nas ilością faktów wyciągniętych na światło dzienne w czasie wieloletniego, dziennikarskiego śledztwa, jakie autorka przeprowadziła analizując mroki, kryjące się po drugiej stronie zindeksowanego, oficjalnego Internetu. To, co dzieje się pod, regularnie przez nas używanym, internetem to rzeczy trudne, a czasem niemożliwe, do zrozumienia. Ale czy naprawdę tak trudne i tak niemożliwe? Oburzamy się, otrząsamy z obrzydzenia i przerażenia, gdy autorka pisze o usługach, które można kupić w DARKNECIE. O handlu:
- - narkotykami (na niespotykaną skalę)
- - kobietami (wszelkimi wynaturzeniami związanymi z perwersyjnymi usługami seksualnymi)
- - dziećmi (pedofilskimi usługami, łącznie z torturowaniem i zabijaniem)
- - bronią wszelkiego kalibru i w nieorganicznych ilościach
- - zleceniami na morderstwa, molestowanie, pobicie, zastraszenie, wyłudzenie, upokorzenie
- - filmami pornograficznymi wszelkiego rodzaju, z wszelkimi odchyleniami od normy
- - produkcjami typu SNUFF (ostatnie tchnienie), które rejestrują katowanie, znęcanie się i tortury nad ofiarami, aż do ostatniego ich tchnienia, czyli do śmierci
- - kradzionymi danymi osobowymi i kartami kredytowymi-
- - wszelkiego sortu dokumentami, podrabianymi i fałszowanymi
- - krypto walutą, która doskonale kryje nielegalne transakcje i zbrodnicze zlecenia
- ale czy rzeczywiście to niewyobrażalne zło i wyzute z uczuć i moralności działania dotyczą tylko nielicznych? Tylko tych po mrocznej stronie internetu, tych nienormalnych, wszelkiego sortu dewiantów i wynaturzeńców? Naprawdę? A może jednak nie? Może jest to ta strona rzeczywistości, która wprawdzie spowita ciemnością, jest wszędzie i skrywa się przyczajona w każdym z nas? Wystarczą sprzyjające okoliczności i bach!!! Już serfujemy po morzu karaluchów kuszeni, nieomalże jak w kultowym opowiadaniu Tomaso Landolfiego, obietnicami erotycznych (i wszelakich innych) perwersji?
Jeśli przyjrzymy się faktom, które opisuje w DARKNECIE Eileen Ormsby, to trudno pozbyć się wrażenia, iż ludzka predylekcja ku złu jest znacząco mocniejsza, niż ukierunkowanie ku dobru. DARKNET to przestrzeń odwiedzana przez miliony użytkowników i to nie przypadkowo, a raczej wręcz przeciwnie, ze zdecydowaną intencją wyrządzenia sobie lub komuś innemu, czegoś szatańskiego, żeby nie powiedzieć – lucyferycznego. Lucyferyczność działań ludzi opisanych w DARKNECIE polega na ich byciu w jasnym i ciemnym wymiarze jednocześnie. Te dwa aspekty przenikają się nieustannie. Tak zwani porządni ludzie w świetle dnia, bardzo solidni i często bardzo religijni (szczegółowo opisany przypadek, zlecającego morderstwo żony, Stephena Allwine’a), w mrokach nocy (czy raczej mrokach swoich pokoi wypełnionych sprzętem komputerowym) zmieniają się w stworzenia, którym wyrastają rogi i ogony.
„Najbardziej niepokoił jednak popyt na takie produkcje (filmy SNUFF). Nagrania regularnie pojawiały się na stronach miłośników gore’u […] zachęcających do szperania w sieci w poszukiwaniu najbardziej drastycznych i sadystycznych obrazów oraz wideo przedstawiających morderstwa, samobójstwa, tortury, okaleczenia i wypadki. Witryny rywalizowały, każda starała się przebić konkurencję opisami prawdziwej przemocy. Odwiedzały je miliony internautów, najbardziej szokujące nagrania miały setki tysięcy odsłon, a amatorzy snuffu masowo udostępniali je znajomym. Widzowie mogą zostawiać komentarze. Przeraża brak współczucia, często wręcz psychopatyczne okrucieństwo i sadyzm. (s. 313)
Czy zatem tylko oni, tylko nieliczni i tylko psychicznie odchyleni od normy są klientami DARKNETU? Swego czasu pisałem sporo o niezwykłej książce Jack’a El-Hai zatytułowanej „Goering i psychiatra”, która opisuje próby doszukania się w osobowościach czołowych zbrodniarzy hitlerowskich jakiś wyjątkowych i specyficznie przynależnych im cech, które by tłumaczyły, dlaczego właśnie oni dopuszczali się masowych zbrodni i dlaczego zabijali bez żadnych wyrzutów sumienia, tłumacząc się, co najwyżej, że wykonywali tylko rozkazy. Otóż żadnych wyjątkowych, jednostkowych cech sprzyjających zbrodniom nie zidentyfikowano, nie dopatrzono się też ani u Goeringa, ani u Hessa, ani u Hansa Franka żadnych psychicznych odchyleń od tak zwanej normy. To byli zdrowi na ciele i umyśle ludzie.
„Jack El-Hai, korzystając z ustaleń dr. Kelleya stara się przede wszystkim pokazać, w jaki sposób naukowiec dotarł do umysłów hitlerowskich zbrodniarzy i do jakich konkluzji doszedł. Ta podstawowa wydaje się najprostsza, a zarazem najbardziej przerażająca – w niczym nie różnili się od zwykłych ludzi, a ich zbrodnie były jakby elementem ludzkiej natury. Nie jest to nic nowego, zważywszy na ustalenia psychologów, szczególnie psychologów społecznych, którzy wielokrotnie zastanawiali się nad fenomenem zła i zbrodni. Trzeba jednak podkreślić, że każde tego typu opracowanie zwraca uwagę na mroczną naturę człowieka, która tylko czyha na okazję, by dać o sobie znać. Głównym bohaterem książki El-Hai jest Göring, który stanowi idealny, namacalny wręcz przykład tez psychologów. Historyk przeanalizował jego biografię, przestudiował stosunki z ludźmi, próbował znaleźć źródeł wypaczenia – nie odkrył niczego nowego, wracając do punktu wyjścia. Göring i jemu podobni byli może zadufanymi w sobie egocentrykami, ale jednak wpisywali się w kanon normalności. Czym zatem jest normalność? (za:www.szu.pl)
Zapytać by raczej trzeba pytanie, czy istnieje w ogóle coś takiego jak normalność, która z definicji wyklucza istnienie w człowieku nieprawości. Człowiek „normalny” to istota wypreparowana z wszelkiej niegodziwości, to osoba, która nie czyni „drugiemu, co jej niemiłe” – naprawdę? Kto zatem jest normalny?
Jak pisze Andzrzej Leder w znakomitym eseju „Historia za zasłoną” zamieszczonym w magazynie PISMO z października tego roku:
„Przywołuję […] Arendt nie tylko dlatego, że umiała wyrwać się z niewoli myślenia w kategoriach „my – niewinni, oni – winni”. Potrafiła też znieść emocję bardzo trudną – rozczarowanie historią własnej wspólnoty. Jeśli więc uznać, że historia pisana na sposób nacjonalistyczny należy do arsenału cech dziewiętnastowiecznego myślenia, to Arendt miała przede wszystkim bardzo dużo dystansu do tej dziewiętnastowiecznej naiwności. Nie tylko tej, która każe wierzyć, że winni są zawsze obcy, a swoi – niewinni, ale też tej, z której płynie przekonanie, że zbrodnie popełniają ludzie źli, a ludzie dobrzy – nie. Całe jej doświadczenie życiowe wskazywało na to, że wszyscy, których uważała za swoich, bliskich i dobrych, popełnili zbrodnie. Albo słowem i myślą, tak jak Martin Heidegger, jej nauczyciel i partner, albo po prostu jak wielu jej przyjaciół, którzy zostali oficerami armii niemieckiej”. (s. 74-75)
Gdzie owa sytuacja ma swe korzenie i dlaczego piekło jest raczej w nas, niż poza nami? Czy to nasze zwierzęce, genetyczne uwarunkowanie czyni, że jesteśmy zdeterminowani w działaniach raczej podłych, aniżeli unoszących nas ku wzniosłości? DARKNET nie pozostawia złudzeń i dziennikarskie, wieloletnie dochodzenie Eileen Ormsby pokazuje, jak bardzo nie udaliśmy się Bogu, w dziele jego stworzenia:
„To dziwna cecha ludzkiej natury: niektórzy bez zmrużenia powieki oglądają tortury i mordowanie bliźniego, lecz nie mogą patrzeć na krzywdzenie zwierząt. Te strony, na których przedstawiano dręczenie zwierząt, atakowano znacznie gwałtowniej niż te, gdzie można było zobaczyć okrutną śmierć człowieka”. (s. 315) Czyżby atawistyczne pragnienie obrony tego, co stanowi naszą istotę – zwierzęcia w nas?
Kontynuacja za tydzień.
Zbyszek Kruczalak