12 marca 2021

Udostępnij znajomym:

Pół życia, a może więcej, spędzamy czekając na coś. Uświadomiłem to sobie niedawno, gdy po raz kolejny, w środku nocy, czekałem na zielone światło na pustym skrzyżowaniu. Albo w ciągu dnia czas płynie szybciej, albo w nocy faktycznie uliczne sygnalizatory inaczej funkcjonują.

Czekamy też w kolejkach do kas sklepowych. Niby nic, ale jak kilka razy ustawimy się za pięcioma osobami, to robi się z tego ponad godzina miesięcznie.

Wstąpiłem do apteki, by zrealizować receptę. Po kilkuminutowym czekaniu na moją kolej usłyszałem pytanie:

- Poczekasz, czy przyjedziesz później?

Szybko obliczyłem, iż przyjazd później to jeszcze większy wydatek czasowy, więc zdecydowałem się poczekać. Przez 25 minut zwiedzałem sklep, podziwiając aranżację towarów na półkach, by w końcu zostać wywołanym przez sufitowe głośniki. Podchodzę i znów czekam. Jakaś kobieta ucina sobie pogawędkę z farmaceutą na temat swych dolegliwości. Tu strzyka, tam boli, a ta tabletka to dobra jest na co? W końcu ktoś zwrócił jej uwagę, że 7 osób za nią stoi. Po ponad 40 minutach wyszedłem z sześcioma pigułkami. Oczywiście z zażyciem pierwszej musiałem poczekać do wieczornego posiłku.

Czekamy, aż przestanie padać deszcz, zaparzy się kawa, ugotuje jajko na twardo, upiecze chleb. Czekamy na koniec pracy, weekend, wakacje i święta. Również na spóźniających się gości, taksówki, zmiany pór roku. Od dawna czekam, by kilka osób zmieniło zdanie w kilku sprawach lub przestało używać w dyskusjach tych samych, durnych argumentów. Pewnie się nie doczekam.

Oczywiście czasami czekanie jest przyjemne. Zwłaszcza, gdy mamy co robić. W jakimś poradniku zwrócono uwagę, by zawsze mieć przy sobie coś, co pozwoli nam w produktywny sposób zabić nieco czasu. Na przykład książkę, krzyżówki czy kanapkę. Tak, to stary poradnik albo autor starej daty. Dziś czekając na coś majstrujemy w smartfonach i w ten sposób marnujemy cenne minuty, godziny, dni.

Jedni mówią, że warto czekać na coś, co ma dla nas jakąś wartość. Inni, iż straconego czasu już nie odzyskamy. Ktoś ma rację. Tylko kto?

Tak przy okazji, to jeszcze przed pandemią, czyli daaaawno temu, czekałem w restauracji na zamówiony posiłek. Kilka stolików dalej usiadła trzyosobowa rodzina pochodzenia azjatyckiego. Starsi rodzice z dorosłym synem. Po złożeniu zamówienia młody człowiek szepnął coś kelnerowi. Oczywiście nastąpił okres oczekiwania. Do stolika podjechał wózek wypełniony talerzami i filiżankami. Mężczyzna zerwał się, odprawił obsługę, po czym sam zaczął stawiać wszystko na stole, najpierw obsługując matkę, następnie ojca. Po rozstawieniu potraw zajął się aranżacją sztućców i dostarczeniem dostępnych przypraw. Następnie stojąc z boku obserwował rodziców. Gdy kiwnęli głowami, iż wszystko w porządku, usiadł i zajął się swoim talerzem. Warto było czekać, by to zobaczyć. Taki przejaw szacunku dla starszych to już rzadkie zjawisko. Szkoda.

Gdy tak nad zaobserwowanym fenomenem wiecznego czekania się zastanawiałem, poczułem potrzebę dokształcenia w temacie. Sięgnąłem do kilku źródeł. Okazuje się, że poczucie oczekiwania na coś towarzyszy zwykle osobom w depresji. Po kilku zdaniach odetchnąłem z ulgą, bo również świadczy o zwykłym braku cierpliwości. A to już chyba bardziej do mnie pasowało.

Jednak jeśli ktoś ma poczucie, że za chwilę, za godzinę, za dzień ma się coś ważnego w jego życiu wydarzyć, wtedy należy skorzystać z pomocy fachowej. Takie oczekiwanie na coś niesprecyzowanego, mglistego, ale chyba ważnego podobno jest znakiem kłopotów. No chyba, że gramy w lotto, to wtedy jest naturalną reakcją na zakup losu.

Zakończyłem lekturę, wyłączyłem komputer i zdecydowałem się zrobić coś pożytecznego.

Może obiad?

Najpierw czekałem aż się niezbędne produkty rozmrożą. Następnie czekałem na odpowiednią temperaturę piekarnika. Potem nastąpił kilkuminutowy okres oczekiwania aż się woda zagotuje i będę mógł wrzucić do niej inne składniki. Gdy wszystko było gotowe okazało się, że trzeba poczekać na pojawienie się kogoś, kto chciałby to zjeść.

Zgodnie z zaleceniami z poradnika dla niecierpliwych sięgnąłem po coś pożytecznego, czyli pilot od telewizora. Po długim klikaniu programami znalazłem wreszcie coś z kręgu moich zainteresowań, ale oczywiście poczekać musiałem na koniec przerwy reklamowej.

W tym momencie zadzwonił telefon.

Po wstępnej, obowiązkowej wymianie uprzejmości i informacji na temat pogody, konkretnie nagłego nadejścia wiosny, przeszliśmy do konkretnych tematów.

- Co się dzieje?

- Tak sobie zadzwoniłem, żeby zabić trochę czasu, pogadać o czymś.

- A co robisz?

- Jestem na lotnisku i czekam na rodzinę...

Wszyscy zawsze na coś czekamy, prawda?

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor