04 grudnia 2024

Udostępnij znajomym:

„Kierują nami złudzenia, powodują nami złudzenia. Złudzenia nas pchają, wstrzymują, wyznaczają nam cele. Rodzimy się ze złudzeń i śmierć też jest tylko przejściem z jednego złudzenia w inne”. (W. Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli)

Wiesław Myśliwski skonstruował traktat w taki sposób, by nie robił wrażenia traktatu i udał mu się ten zabieg znakomicie. Już sam tytuł narusza zasadę decorum i wprowadza nas w zakłopotanie, bo jakże to traktat i fasola? Co jedno ma wspólnego z drugim? Pozornie nic, w istocie wszystko – wyłuskiwanie ziaren fasoli jest banalnością, która skrywa to, co jest istotnością bycia, czyli język, który jest domostwem dla owego bycia.

To właśnie w języku tego traktatu skupiającego się wokół paru opowieści budujących obraz opowiadającego w przedziwnym monologu nacechowanym elementami dialogu, w którym nie mamy pojęcia, kto jest rozmówcą narratora, doświadczamy sytuacji spotkania. Owo tajemnicze spotkanie z kimś, kto na pewno jest, ale jakby go nie było, pozwala nam być świadkami bycia, czy raczej bytowania, w oparach absurdalnej historii, która przetacza się poprzez życie opowiadającego w drastyczny sposób. Historia człowieka zanurzonego w czasie wojennego szaleństwa i powojnia, które przedefiniowało świat w sposób niewyobrażalny jeszcze parę lat wcześniej, układa się w pasmo wydarzeń pozwalających nam dostrzec w ich prześwitach rzeczy i sprawy znacząco wykraczające poza ich dosłowny sens. I to właśnie w tych szczelinach istnienia, albo raczej poprzez te szczeliny, przejawia się istota traktatu, czyli rozprawy o rzeczach najważniejszych, czyli byciu ku śmierci.

Główna postać traktatu przytacza wydarzenia ze swego życia z perspektywy człowieka, który spogląda wstecz. Przyszłość w tym układzie jest już tylko życiem przeszłością i rozpamiętywaniem w poszukiwaniu sensu, który często umyka nam w pozornej banalności przytaczanych historii. Ale łuskanie fasoli to czynność wymagająca precyzji, doświadczenia i umiejętności koncentracji, przy jednoczesnej konieczności uczestnictwa w rozmowie. Czego dotyczą te rozmowy? Wszystkiego tego, co już było i co jesteśmy w stanie pamiętać. Fragmenty czasu przeszłego.

Nie tylko te drastyczne, ale też te zupełnie trywialne. Wojna, miłość, praca, szkoła, zdobywanie zawodu, fascynacja muzyką, ale też zupełnie niebywałe w swej intensywności upodobanie do kapeluszy – niezrozumiałe, ale oczywiste, jeśli przyjmiemy, że sensy skrywają się często poza banalnością.

Traktat Myśliwskiego jest w swej istocie poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: po co, dlaczego i w jakim celu bytujemy ku śmierci, przemierzając fragment czasu, w jaki zostaliśmy wrzuceni ze swoim byciem, czyli jest pytaniem o przyczynę. Oczywiście można przyjąć, że nie istniejemy w rzeczywistości przyczynowo skutkowej, jak chcą tego niektórzy współcześni myśliciele i wszytko jest chaosem, bo każda przyczyna musi mieć swoją przyczynę i tak w nieskończoność, aż do kompletnego absurdu zagubienia się w poszukiwaniu przyczyny pierwszej, której nigdy nie poznamy – bo nie wiemy, czy ona w ogóle jest. Myśliwski wydaje się chaos istnienia przesuwać w kierunku odkrywania jego sensu w banalności. I jakkolwiek wrażenie absurdalności może nas dotykać w pewnych fragmentach powieści, szczególnie tych naznaczonych doświadczeniem wojny, to dominującym nastrojem jest zwykłość. W Traktacie o łuskaniu fasoli niezwykłość (wyjątkowy talent muzyczny, szaleńcza miłość, unicestwiający nałóg) jest czymś wykraczającym poza normę, a normą jest trywialność istnienia. Jedynie owo wyłuskiwanie ziaren fasoli z łupin, pozwala nam dostrzec w tej czynności coś nadzwyczajnego? Co to jest, albo raczej, co to może być? Rozmowa? Dialog? Słowa? Opowieść? Historia? Biografia?

Jesteśmy o tyle, o ile istniejemy w języku. To opowieść buduje naszą rzeczywistość i nieistotna jest jej prawdziwość, bo ta jest zależna od naszej niedoskonałej pamięci i może nas zwodzić. Co jest istotne, to podróż w poszukiwaniu sensu, nawet, jeśli jest ona tak samo zwodnicza, jak nasza pamięć. W traktacie o łuskaniu fasoli wielokrotnie padają stwierdzenia stawiające nas w powiewie wątpienia w pewniki:

„Są przecież takie słowa, które nie mają swoich stałych znaczeń. Słowa wymienne na wszystkie nasze pragnienia, marzenia, tęsknoty i myśli. Można powiedzieć, słowa bezcielesne, zbłąkane we wszechświecie innych słów, słowa które szukają swoich znaczeń czy, lepiej by było powiedzieć wyobrażeń..." i dalej:

„Są przecież pytania, zgodzi się pan, które same sobie wystarczą. Zwłaszcza, że żadna odpowiedź i tak by ich nie zadowoliła. Według mnie, wcale to nie zależy od tego, o co się pytamy. Tylko kto kogo. Nawet gdy sami siebie pytamy, zawsze jest, kto kogo. To może jedynie tak się wydawać, że ten, kto pyta, ten sobie i odpowiada. Jeśli się jednak zastanowić, zawsze kto inny pyta, a kto inny odpowiada”.

To fascynujące zapętlenie w tajemnicy dialogu, który nawet nie jest rozmową z kimś, ale rozmową z samym sobą, bo przecież tak jest skonstruowana powieść Myśliwskiego, w ostateczności prowadzi nas do obezwładniającej konkluzji sprowadzającej życie głównego bohatera do wyłącznie osobistej odpowiedzialności w samotności bycia.

„Nieraz próbuję tego dociec, jestem czy nie jestem. Tylko, że sam dla siebie człowiek nie jest świadectwem. Musi zawsze ktoś drugi poświadczyć. Sam dla siebie człowiek jest zbyt wyrozumiały. Jak może, tak się broni przed sobą. Kluczy, wymija się, omija, aby nie dalej, nie głębiej, nie tam, gdzie coś ukrywa. Sam przed sobą każdy chciałby wyjść jak na ślubnej fotografii. […] To prawda, że całe życie musimy udawać, aby żyć. Nie ma chwili, żebyśmy nie udawali. I nawet sami przed sobą udajemy. W końcu jednak przychodzi taka chwila, że nie chce nam się dłużej udawać. Stajemy się sami sobą zmęczeni. Nie światem, nie ludźmi, sami sobą”.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor