Znów padła wysoka wygrana w loterii i znów nie ja byłem zwycięzcą. Ale... by wygrać na loterii, w pierwszej kolejności należy kupić los. Następnie musi nam dopisać szczęście. Skoro nie spełniłem nawet pierwszego warunku, to prawdopodobieństwo dopisania szczęścia jest naprawdę niewielkie. Nie mam więc do nikogo pretensji, ale zastanawiam się, czy od czasu do czasu nie powinienem spróbować. Dla przyjemności.
Niektórzy grają raz, dwa razy w tygodniu, część tylko przy wielkiej wygranej. Reszta z jakiegoś powodu nie próbuje w ogóle.
Powinni, bo wbrew obiegowej opinii, gry losowe są wyłącznie dla ludzi optymistycznie nastawionych do życia i świata.
No bo jak tu grać nie wierząc, że się uda? Tylko radośnie nastawione jednostki potrafią wyobrazić sobie fortunę czekającą za rogiem. To, że prawdopodobieństwo utraty życia w drodze po los jest znacznie wyższe od szansy na wygraną nie ma znaczenia, w ogóle nie o to chodzi...
Dolar lub dwa tygodniowo to niewielka cena, jaką płaci się za podniecenie i oczekiwanie na wielką kasę. A jeśli kupon sprawimy sobie na kilka dni przed losowaniem, to przyjemne myśli i bogate plany dłużej nam towarzyszą. Cóż może być przyjemniejszego od wyobrażania sobie dnia, w którym konto bankowe zapcha się milionami, rzucimy wszelkie konieczne zajęcia, zaplanujemy podróż dookoła świata, a w wolnych chwilach nie będziemy robić kompletnie nic, może leżąc na wygodniejszej niż do tej pory kanapie... Te wszystkie chwile uniesienia i pozytywnych myśli za jednego dolara. Nie ma tańszej rozrywki przynoszącej więcej przyjemności.
"Czym różni się mężczyzna kłócący się z żoną od mężczyzny trzymającego w dłoni loteryjny los?
Ten z losem ma szansę wygrać."
Niby dowcip, ale waśnie takie podejście sprawia, że wśród otaczających nas ostatnio problemów i szarej rzeczywistości wciąż są tacy, którzy potrafią marzyć. Nawet wtedy, gdy prawdopodobieństwo wygranej wynosi 1 do 292 milionów.
Kilka lat temu w New York Times ukazał się artykuł opisujący rozrywki i przyjemności rekinów giełdowych. Wśród sportowych samochodów, jachtów, czy imprez do rana pojawiły się gry losowe. Niekoniecznie wizyty w kasynie lub pokerek z kolegami, ale zwykłe lotto stanowe, w którym do wygrania było często niewiele więcej od ich rocznych dochodów. Trochę zawstydzeni tłumaczyli autorowi artykułu, że nie tyle chodzi o pieniądze, ale o dreszczyk emocji towarzyszący kupowaniu losu i oczekiwaniu na wyniki.
"Pewien chirurg, już po dyżurze, odbiera w domu telefon i słyszy głos kolegi ze szpitala:
- Słuchaj, potrzebujemy czwartego do brydża!
- Zaraz tam będę - szepcze do słuchawki, po czym zaczyna ubierać płaszcz w domowym przedpokoju.
- Coś poważnego, kochanie? - pyta żona.
- Bardzo, trzech lekarzy już jest na miejscu."
Wszelkim grom losowym i hazardowym towarzyszy dreszczyk emocji. Oczywiście rację mają ci, którzy ostrzegają przed zgubnymi skutkami nałogu. Zbyt często kończy się to nieszczęśliwie dla mało odpornych. Nie chodzi już o samą grę, ale o finansowe konsekwencje dla graczy i ich rodzin. Nie mam zamiaru temu zaprzeczać, trudno z tym dyskutować.
Nie każdy jednak ma z tym problem, a niektórzy potrafią w bardzo oryginalny sposób słabości te wytłumaczyć i uspokoić własne sumienie. Choćby edukacją, na którą trafia przecież większość pieniędzy ze stanowych gier losowych. Grając w Mega lub Power budujemy więc szkoły, płacimy pensje nauczycielom, ich emerytury i wyposażamy sale lekcyjne... Przesadziłem nieco? No cóż...
Niektórzy twierdzą, że lotto to ekstra podatek dla ludzi słabych z matematyki. Może i tak, ale często grają nawet osoby zajmujące się na co dzień statystykami. W końcu dla wielu osób prawdopodobieństwo wygranej w lotto jest wyższe niż otrzymanie świątecznej premii od szefa. Żadne równania nie są tu potrzebne, wystarczy zmysł obserwacji.
Tak więc, po długim zastanowieniu, wyborze najszczęśliwszych liczb, odłożeniu dolara lub dwóch, chyba się w końcu zdecyduję. Wyłącznie dla przyjemności i dreszczyku emocji towarzyszącemu układaniu multimilionowej listy zakupów. Gdzieś tam jednak na pewno pojawi się cichutka nadzieja i powtarzane w myślach przez wszystkich graczy zaklęcie - przecież ktoś musi wygrać. Jeśli w przyszłym tygodniu nie ukaże się w tym miejscu tekst z moim podpisem, oznaczać to będzie, że albo zdarzyło się coś złego, albo dopisało mi szczęście. Oczywiście istnieje trzecia ewentualność. Planowane wcześniej wakacje.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.